Kraina czarów

Alicja przyglądała się sądowi nad Waletem Kier ze zdziwieniem i niepokojem. Walet, oskarżony o to, że skradł ciasteczko, pilnowany był przez dwóch strażników.

16.08.2014

Czyta się kilka minut

Ławnicy notowali coś pilnie, a sędziowie – kierowa para królewska – raz po raz rozkazywali ściąć któremuś ze świadków głowę. W najlepszym razie ciskali w niego kałamarzem.

Również i Alicję mogła łatwo spotkać jedna z tych przykrości. Ale dziewczynka nagle zauważyła, że zaczyna rosnąć, co zdarzało jej się dość często w Krainie Czarów. Wraz z powiększaniem rozmiarów ciała niepokój Alicji zmniejszał się, zaś dominującym uczuciem było zdziwienie.

Gdy i ją wezwano na świadka, była już tak duża, że nie musiała się niczego lękać. Kiedy poirytowana królowa krzyknęła: „Ściąć jej głowę”, Alicja odrzekła butnie: „Przecież wy jesteście tylko zwykłą talią kart”, a po chwili zbudziła się z tego niezwykłego snu.

I ja, kiedy słucham ministra rolnictwa Marka Sawickiego, mam wrażenie, że powoli budzę się z niezwykłego snu. Zanosi się, że przebudzenie wcale nie będzie przyjemne. Polska – z czego byłem bardzo dumny – stała się orędowniczką twardej pozycji wobec Rosji. Nasi dyplomaci zabiegali w Brukseli o szybkie wprowadzenie dotkliwych sankcji przeciwko naszemu wschodniemu sąsiadowi, który zajmuje się międzynarodową chuliganerką. No i udało się.

Skutki były do przewidzenia. Wiadomo było, że Władimir Putin nie podkuli ogona, nie przeprosi za wszystko i nie obieca być już zawsze grzeczny. Nawet gdyby chciał, nie mógłby tego zrobić – ustępstwo oznaczałoby utratę twarzy, a może i konieczność pakowania walizek. Sięgnął więc po sankcje odwetowe. Rosjanie biją mu brawo: „Nie będzie jabłek? Nie będzie żółtego sera? Trudno. Zachód pluć nam w twarz też nie będzie”.

Rosjanie, będąc w paskudnej sytuacji i stojąc naprzeciw całego demokratycznego świata, szukają jakichś pozytywów: „Może przy okazji zreformujemy rolnictwo? Może się trochę uniezależnimy?”. Wszystko prawidłowo. Jak już poszli na wojnę, to nie mają powodu, żeby się przyznawać, że strzyka im w krzyżu. Dzięki prostej socjotechnice Putin – choć nie ma wcale mocnej pozycji – rośnie jak Alicja w Krainie Czarów.

Minister Sawicki zaś kurczy się, zupełnie niepotrzebnie. Płacze, załamuje ręce, a jego partyjni koledzy zaczynają się chwalić, że oni na Majdan nie jeździli. To znaczy, że nie PSL winny jest rosyjskim sankcjom: „Rolnicy, mleczarze, sadownicy! Pamiętajcie, że to nie my!”. Nie ma się co chwalić. Publiczne mazgajenie się jeszcze nikomu popularności nie przysporzyło.

Rozumiem właściciela sadu spod Sochaczewa i dyrektora mleczarni w Rykach. Oni patrzą na sankcje z perspektywy swoich firm: „O ile mniej zarobię i ilu ludzi będę musiał wylać z roboty, jeśli awantura się przedłuży”. No ale to nie są ludzie z kosmosu. Nie pierwszy raz Władimir Władimirowicz strzela w ich biznes. Oni – lepiej niż ktokolwiek – wiedzą, że handel z Rosją to jak rosyjska ruletka. Można zarobić, ale i głowę stracić nietrudno. Ryzyko wliczone jest w biznes.

Nie należy tych ludzi zostawiać samym sobie. Obywatele z werwą organizują się do jedzenia nadprogramowej liczby jabłek, za chwilę z radością będą je popijali cydrem. A jak przyjdzie większa bieda, to rzucą się na ser i wędliny.

Polacy nie narzekają na Majdan, tylko spożywają. Co mają powiedzieć Rosjanie? Nie dość, że programowo narzekają: na Majdan, Amerykę, Polskę, globalną niesprawiedliwość i podwójne standardy, to jeszcze robią to do taktu, w którym kiszki grają im marsza.

Oczywiście nie zjemy tylu jabłek, sera, szynki, nie wypijemy tyle cydru, żeby ochronić nasze rolnictwo. Tu jest pole do popisu dla ministra Sawickiego. Od miesięcy mówi on o swoich zabiegach, dotyczących otwierania nowych, dalekowschodnich rynków. Najwyższy czas, żeby zacząć je otwierać. Szukać nowych możliwości, reklamować się – zrobić wszystko, by jak najmniej jabłek nam zgniło.

Nie wystarczy jeździć z wyciągniętą dłonią do Brukseli i domagać się zapomogi. Straszyć zalaniem UE produkcją rolną, którą pchniemy tam po dumpingowych cenach. To nie jest ich wojna, tylko nasza. Bo to my nie lubimy Putina, to myśmy chcieli sankcji i myśmy wieszali psy na Francuzach za to, że sprzedają Rosji okręty. Głupio byłoby się dziś z tego wycofywać.

To nie Kraina Czarów, tylko brutalna rzeczywistość. Jak się powiedziało „a”, to teraz trzeba jeść jabłka.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2014