Kościelne tabu

Powołania do kapłaństwa nie można utożsamiać ze strategią radzenia sobie z homoseksualizmem, a homofobii z walką z nadużyciami seksualnymi i podwójnym życiem kleru.

28.05.2013

Czyta się kilka minut

Nikt nie wie, ilu księży ma orientację homoseksualną. Podawane w literaturze oszacowania wahają się od 10 do 60 proc., przy czym większość osób zajmujących się tym tematem przyjmuje, że jest ich pomiędzy 25 a 40 proc. Niektórzy twierdzą, że jeśli chodzi o Stany Zjednoczone mężczyzn homoseksualnych wśród duchownych jest więcej niż w innych grupach zawodowych. Mało prawdopodobne, aby wśród polskich duchownych było ich mniej niż 1 proc. – choć taką liczbę podał kiedyś jeden z rektorów seminarium odpowiedzialny z ramienia Episkopatu za program formacji. Trudno więc udawać, że takich księży nie ma, a jednak homoseksualizm duchownych to kościelne tabu.

WYPARCIE SEKSUALNOŚCI

Niedawno spotkałem się z opinią duchownego i psychologa, który twierdzi, że księża katoliccy (diecezjalni i zakonni) z definicji muszą poradzić sobie z dwoma głównymi wyparciami: wyparciem seksualności i wyparciem ambicji. Zaznaczył, że energia psychiczna, która pobudza naszą motywację, jest tak samo silna i trwała jak libido, i tak samo trudno ją sublimować jak energię seksualną. Od księży, ale także zakonników i zakonnic, oczekuje się natomiast, że ich ambicją będzie zostanie tym, kim Bóg chce, żeby byli – czyli księżmi, zakonnikami, zakonnicami według „kościelnego wzoru”. To ma im wystarczyć, a „przy okazji” mogą mieć jakieś „niegroźne hobby”.

Ani jedna, ani druga sublimacja nie jest jednak możliwa na skróty, i nie przypomina ruchu po autostradzie. O czym przypomniał mi ostatnio sms, którego dostałem od znajomego księdza diecezjalnego, gdy byłem w Meksyku. „U nas w Polsce debata o godności i anomaliach osób homo- i transeksualnych, a ciebie jako kapłana psychologa nie ma. Jesteś potrzebny debacie publicznej”. Na tego sms-a nie zareagowałem. Po pierwsze dlatego, że nie jestem „rzecznikiem prasowym” księży o orientacji homoseksualnej, ani sam nie jestem takim księdzem. Po drugie, dlatego że nie uważam, by osoby o orientacji homoseksualnej trzeba było traktować tak, jakby były upośledzone, i bronić ich za każdym razem, gdy w Kościele są atakowane.

Autor sms-a napisał go po tym, jak jeden z duchownych tropiących „homoideologię” z politowaniem wypowiedział się na temat księży homoseksualnych. Milczałem, ponieważ bliskie jest mi stwierdzenie Junga, że „największe i najważniejsze problemy w życiu są w zasadzie nie do rozwiązania. Nie można ich nigdy rozwiązać, można z nich jedynie wyrosnąć”. Czekałem więc, aż mój znajomy ksiądz „wyrośnie” z lęku przed krytyką ze strony osób, które nie widzą rzeczy takimi, jakimi są; widzą je raczej przez pryzmat siebie. A jak pokazuje doświadczenie mądrych kierowników duchowych, „ludzie wewnętrznie podzieleni widzą i tworzą podziały we wszystkim i w każdym”.

Czytając jednak świadectwo Stefana Ingvarssona, zrozumiałem, że moja reakcja była zbyt surowa, że owego księdza potraktowałem jak „swego pacjenta”, a nie kolegę, który zaufał, że może mi powiedzieć o swoim homoseksualizmie i nie zostanie odtrącony. Bo rozszczepienie, o jakim mówi Ingvarsson, dosięga nie tylko osobowości księży homoseksualnych, ale także mechanizmów funkcjonowania Kościoła instytucjonalnego.

ONI WYSZLI Z „CIENIA”

Tego problemu nie rozwiązała „instrukcja” Benedykta XVI z 2005 r., o czym przekonałem się z rozmów z osobami odpowiedzialnymi za formację księży w Europie, USA i Ameryce Łacińskiej. Czy w takim razie przed księżmi o orientacji homoseksualnej stoją tylko dwie drogi: albo zaprzeczenie swemu homoseksualizmowi za cenę bycia księdzem, albo pozorna jego akceptacja? W pierwszym przypadku będziemy mieli do czynienia z ludźmi, którzy, bojąc się „odbierającej godność” homoseksualności, będą walczyli z nią u innych. W drugim przypadku, z osobami, które nie wyszły z adolescencyjnego etapu dojrzałości psychoseksualnej.

W obu przypadkach będzie to życie z rozczepieniem, pod dyktando psychologicznego „cienia”, w którym niedojrzała seksualność będzie się przejawiała w zakamuflowany sposób, np. poprzez karierowiczostwo, albo będzie odreagowywana przez prowadzenie podwójnego życia. Czy możliwy jest jakiś inny scenariusz?

Spotkałem różnych księży homoseksualnych, jedni radzą sobie ze swoją orientacją, inni nie. Ci pierwsi wyszli z „cienia”, bo uwierzyli, że nie są ludźmi drugiej kategorii – także przed Bogiem. Drudzy nigdy nie skonfrontowali się ze sobą, bo nauczono ich, że najpierw są księżmi, a nie mężczyznami. Dopóki nie kwestionują celibatu, ich homoseksualizm jest „wirtualny”, więc mogą o nim nie myśleć, upadki przypisując działaniu szatana. Przeprowadzenie „czystki”, tak jak tego chcą niektórzy przedstawiciele walki z „homoideologią” w Kościele, nie bierze pod uwagę faktu, że wielu cenionych duszpasterzy to księża homoseksualni. Z drugiej strony, lekceważenie watykańskiej instrukcji nie bierze pod uwagę, że w Kościele mało jest miejsc, gdzie ludzka formacja do celibatu może oznaczać pracę nad konsolidacją tożsamości homoseksualnej. Ingvarsson odszedł; czy odchodzić muszą wszyscy?

***

 Tuż przed wprowadzeniem watykańskiej instrukcji przeprowadzono w USA badania nad psychologicznym profilem seminarzystów hetero- i homoseksualnych. Nie pokazały one znaczących różnic między nimi. Przy wszystkich ograniczeniach tych badań wynika z nich, że traktowanie seminarzystów o orientacji homoseksualnej tak jakby z definicji byli niedojrzali jest zakłamywaniem rzeczywistości (zob. Thomas H. Plante, „Homosexual Applicants to the Priesthood: How Many and Are They Psychologically Healthy?”, „Pastoral Psychology”, 54/2007). Jeden z księży odpowiedzialnych za formację seminarzystów, z którym rozmawiałem m.in. na temat tych badań, powiedział mi, że właśnie dlatego nie traktuje watykańskiej instrukcji jak wyroczni. Nie promował on jednak homoseksualizmu, tylko dojrzałą formację do życia w celibacie. Wśród księży i seminarzystów cieszył się opinią znakomitego formatora.

Ingvarsson ma na pewno rację w jednym: powołania do kapłaństwa nie można utożsamić ze strategią radzenia sobie z homoseksualizmem, a homofobii z walką z nadużyciami seksualnymi i podwójnym życiem kleru. Nie mogę się jednak zgodzić z jego konkluzją, że Kościół jest „jedną z najbardziej homofobicznych organizacji na świecie”, ani że jest „prawdziwie homoseksualną organizacją”. Nie jest ani stowarzyszeniem homoseksualistów, ani homofobów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jezuita, teolog, psychoterapeuta, publicysta, doktor psychologii. Dyrektor Instytutu Psychologii Uniwersytetu Ignatianum w Krakowie. Członek redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Autor wielu książek, m.in. „Wiara, która więzi i wyzwala” (2023). 

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2013