Jak Pinochet i Putin

John M. Acerman, prawnik: Rodzący się ruch obywatelskiego protestu to nadzieja na prawdziwą demokratyzację Meksyku.

16.11.2014

Czyta się kilka minut

MACIEJ WIŚNIEWSKI: Twierdzi Pan, że Iguala obnaża porażkę „demokratycznej tranzycji”. W 2000 r., po 71 latach, autorytarna PRI traci władzę, ale w 2012 r. wraca, ze starymi metodami.
JOHN M. ACKERMAN: Po okresie symulacji władzy w rękach prawicowej Partii Akcji Narodowej (PAN) wracamy do punktu wyjścia i dawnych praktyk. Styl prezydenta Peñi nie różni się od Carlosa Salinasa de Gortari (1988-94), jego „ojca chrzestnego”. Tyle że Peña jest bardziej nieudolny. Ledwie dwa lata, a jest w gorszych opałach niż Salinas, który kończył powstaniem zapatystów.
Peña stawiał na wizerunek polityka młodego i sprawnego, zdolnego reformować kraj. Tego wyrazem miał być „Pakt dla Meksyku”: sojusz głównych partii „dla dobra kraju”.
No i wszystko to teraz leży w gruzach. Reformy, przepchnięte kolanem z myślą o międzynarodowych koncernach, napotkały na zacięty opór. Jeszcze przed mordem w Iguala Peña był najmniej lubianym prezydentem w historii. A „Pakt dla Meksyku” i strategia wygaszania konfliktu, ­kooptacji socjaldemokracji z PRD i robienia sobie przysług leżą u podłoża tej masakry. Dziś mówi się o „Pakcie dla bezpieczeństwa”. Ale Meksyk nie potrzebuje paktów, lecz politycznej alternatywy. Obok Kuby to jedyny kraj regionu, który od dekad nie wymienił swych elit.
Peña zaczynał od porównań do Roosevelta, jak malował go Enrique Krauze, czołowy meksykański intelektualista...
...a kończy jak Pinochet i Putin. Pinochet, bo swe reformy przepchnął w klimacie represji. Putin, bo jak w Rosji liberalizacja rynkowa nie poszła w parze z poszerzeniem sfery obywatelskiej, debaty publicznej czy ucywilizowaniem władzy, lecz umocnieniem praktyk skorumpowanych i autorytarnych.
Podczas protestów słychać żądanie dymisji prezydenta. W Meksyku nie ma takiego precedensu.
I w tym Meksyk winien dołączyć do Ameryki Łacińskiej. Upadki prezydentów w Argentynie, Boliwii czy Ekwadorze otwierały drogę do politycznych transformacji. U nas nawet podczas najgorszego kryzysu ostatnich dekad, po rewolcie w Chiapas, nie było aż takiego żądania. Choć żądanie dymisji jest uzasadnione, nie sądzę, by do tego doszło. Ale rodzący się na ulicach ruch protestu to nadzieja na prawdziwą demokratyzację w przyszłości.

JOHN M. ACKERMAN, urodzony w USA, przyjął obywatelstwo Meksyku. Profesor prawa na uniwersytecie UNAM, analityk i publicysta.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, korespondent "Tygodnika" z Meksyku. więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2014