Jak Pan to robi

On jest nazywany „Matką Teresą w spodniach”. Ją okrzyknięto ikoną poststrukturalizmu, feminizmu i psychoanalizy. Zbliżyła ich niezgoda na sytuację społecznie wykluczonych.

21.05.2012

Czyta się kilka minut

Julia Kristeva i Jean Vanier / fot. Leemage / East News | fot. Grzegorz Kozakiewicz
Julia Kristeva i Jean Vanier / fot. Leemage / East News | fot. Grzegorz Kozakiewicz

Znamienne, że pierwsze zdanie tej książki wypowiada osoba z niepełnosprawnością intelektualną. „Trochę człowieczeństwa w tym brutalnym świecie” – tymi słowami Dawid, syn Julii Kristevej, podsumowuje jej relację z wizyty w Arce i spotkanie z Jeanem Vanierem. Choć korespondencja Kristevej i Vaniera dotyka różnych spraw, to uruchamia ją i napędza sytuacja ludzi takich jak Dawid. Jak sprawić, by świat nie spychał ich w „ciemną strefę”? Jak uwolnić tych, którzy są inni, od „tyranii normalności”? Oto pytania, które zadaje sobie wzajemnie tych dwoje myślicieli w książce „(Bez)sens słabości. Dialog wiary z niewiarą o wykluczeniu”, która lada dzień ukaże się w Polsce.

Ona jest ikoną poststrukturalizmu, feminizmu, psychoanalizy. On nazywany bywa „Matką Teresą w spodniach”. Zanim się spotkali w pewien wiosenny dzień 2009 r. w „mateczniku” Arki (L’Arche) w Trosly-Breuil, Kristeva myślała, że Vanier jest księdzem. To zrozumiałe: w rozmaitych publicznych dyskusjach założyciel Arki często obsadzany bywa jako głos Kościoła. Z korespondencji wynika, że wiedzieli o sobie niewiele, mimo iż oboje od wielu lat zaangażowani byli w tę samą sprawę: ona z powodów osobistych, on – dlatego że dokonał takiego wyboru. „Nie jestem pewna”, pisze Kristeva po pierwszej wizycie w Arce, „czy kiedykolwiek i gdziekolwiek widziałam więzi tak pełne wzajemnego szacunku i przyjaźni (...). Tym bardziej nie przypuszczam, bym mogła osiągnąć taką jakość moimi środkami i w aktualnym kontekście. A Pan? (...) Jak Pan to robi?”.

NIEWIARYGODNA POTRZEBA WIARY

Pojawienie się Kristevej na seminarium Rolanda Barthes’a w połowie lat 60. uważane jest za jedno ze znaczących wydarzeń w historii refleksji nad literaturą i kulturą. Kristeva przyjeżdża do Francji z Bułgarii jako stypendystka i przywozi ze sobą Bachtinowską koncepcję polifoniczności i intertekstualności literatury. Dla uczestników seminarium teza, że „każdy tekst jest zbudowany z cytatów”, że powstaje przez „wchłonięcie i przekształcenie innego tekstu”, brzmi świeżo. Koniec z badaniem tekstów literackich jako zamkniętych całości, czas przyjrzeć się temu, co działo się i dzieje dookoła. Obok Barthes’a, Derridy i Foucaulta Kristeva staje się odtąd sztandarową postacią „opcji krytycznej” wewnątrz strukturalizmu.

Dalsze poszukiwania prowadzą ją w stronę psychoanalizy. Zafascynowana myślą Freuda i Lacana, postanawia nie tylko zajmować się badaniem literatury i języka, ale zdobywa też uprawnienia, by rozpocząć praktykę psychoanalityczną. Jej kolejne książki dotyczą zagadnień żywo dyskutowanych przez środowiska intelektualne: tożsamości kobiet, nacjonalizmu, kryzysu podmiotowości. Równocześnie pochodząca z religijnej rodziny Kristeva powraca co jakiś czas do problematyki wiary; interesuje ją, jak głosi tytuł jednej z jej książek (wydanej również po polsku), „ta niewiarygodna potrzeba wiary”, będąca czymś pierwotnym i zasadniczym dla ludzkiej konstytucji. „Byt mówiący to byt wierzący”, mówi twardo Kristeva.

Choć sama uważa się za ateistkę, pisze „bulwersującą, zapierającą dech w piersiach” (określenia Vaniera) książkę o Teresie z Ávila, przyjmuje zaproszenie do wygłoszenia konferencji wielkopostnej w katedrze Notre-Dame, a w rocznicę śmierci Jana Pawła II w krótkiej refleksji dla dziennika „La Croix” odczytuje jego dzieło jako wezwanie do „gruntownej przeróbki” myślenia o człowieku. „Mam takie marzenie: żeby prawdziwe porozumienie, konieczne w obliczu wzrastającego barbarzyństwa, mogło się ustanowić nie tylko (...) między chrześcijaństwem a innymi religiami wystawionymi dziś na pokusę integryzmu, lecz między chrześcijaństwem a tą wizją, do której przynależę, pochodzącą z chrześcijaństwa, chociaż już od niego oderwaną, która stawia sobie za cel wyjaśnienie niebezpiecznych dróg wolności”, pisze dla „La Croix”. Wątek ten powraca kilka lat później w listach wymienianych z Vanierem.

Prócz pracy naukowej Kristeva angażuje się w rozmaite działania społeczne, głównie na rzecz osób z niepełnosprawnością intelektualną. Tak właśnie w 2005 r. poznaje założyciela Arki.

KOŚCIÓŁ, KTÓRY SIĘ BOI

Syn kanadyjskiego wojskowego i polityka, jako trzynastolatek zdecydował się wstąpić do marynarki wojennej. Był rok 1941, szkoła, którą wybrał, znajdowała się w Anglii, a służba na morzu wiązała się z rozmaitymi niebezpieczeństwami. W jednym z listów do Kristevej Vanier opisuje, jak wypadł za burtę i w lodowatej wodzie od razu stracił przytomność. Na szczęście zauważono go i uratowano. „To »łagodne« doświadczenie bliskości śmierci pomogło mi być może ją oswoić”, pisze.

Był gorliwym kadetem i zapowiadał się na dobrego oficera. Jednak pod koniec lat 40. zaczął mieć wątpliwości, czy służba wojskowa jest rzeczywiście tym, czego pragnął. Po odejściu z marynarki związał się z centrum Eau Vive (Woda Życia), założonym na przedmieściach Paryża przez dominikanina o. Thomasa Phillipe’a, i zaczął przygotowywać się do przyjęcia święceń kapłańskich.

Z okresem tym wiąże się bolesne doświadczenie odrzucenia przez struktury kościelne. O. Phillipe staje się „podejrzany” dla niektórych przełożonych, a sam Vanier musi porzucić myśl o kapłaństwie. „Czasami mam wrażenie – pisze do Kristevej – jakby Kościół dążył do tego, by się zbroić, wzmacniać, by się chronić i instytucjonalizować. Zdarzyło się nieraz, że zarzucano mi, iż nie kocham Kościoła. Nie myślę, że to prawda. Kocham i akceptuję ten Kościół, który często się boi, ale pokładam nadzieję w Kościele, który czyni się ubogim, aby bardziej towarzyszyć wszelkiego rodzaju biednym i wykluczonym”.

Odkrycie takiego Kościoła Vanier również zawdzięcza swojemu duchowemu nauczycielowi. Po rozmaitych perypetiach o. Phillipe osiadł w wiosce Trosly-Breuil, na północny wschód od Paryża, jako duszpasterz zakładu dla mężczyzn z niepełnosprawnością intelektualną.

Zachęcony jego przykładem, w sierpniu 1964 r. Jean postanawia wziąć z zakładu dwóch takich mężczyzn i zamieszkać z nimi w małym domku wynajętym w Trosly. To początek Arki – międzynarodowego ruchu wspólnot, w których osoby z niepełnosprawnością intelektualną mieszkają razem z wolontariuszami. Arka, tłumaczy Vanier Kristevej, „powstała dlatego, że żadna osoba dotknięta niepełnosprawnością nie pragnie przeżyć całego swego życia wyłącznie z profesjonalistami, pedagogami specjalnymi, asystentami (...). Chcą one żyć z przyjaciółmi, to znaczy z ludźmi, którzy będą czerpać przyjemność z życia z nimi”. Większość ludzi nie wierzy, że przyjemność w Arce jest możliwa, uważają, że aby tam zamieszkać, „trzeba być kimś na kształt bohatera lub świętego. Ale to nie jest prawda. Jesteśmy w Arce, bo tak nam się podoba”.

ZACIEKAWIENIE

Efektem spotkania w Arce jest korespondencja Kristevej i Vaniera, która właśnie ukazuje się w języku polskim. Na pytanie: „Jak Pan to robi?” Vanier odpowiada: „My, ludzie, jesteśmy stworzeni do spotkania, spotkania, które jest celem samym w sobie, nie po to, aby pokazać swoją siłę lub swoją wielkość”. W prawdziwym spotkaniu, pisze Vanier, „widzi się oczy drugiego, dotyka się jego ciała z szacunkiem, słyszy się ton jego głosu”. A później dochodzi do odkrycia „Boga wrażliwego i kruchego, Boga czującego niepokój”, którego „ciało pokryte bliznami [znajduje się] w samym centrum wszechświata”. I dodaje: „Julio, wracaj do nas znów, by z nami świętować!”.

Tak jest w całej książce: często na wnikliwe pytania Kristevej Vanier odpowiada, pisząc najpierw o swoim doświadczeniu. Jest przy tym mniej zdyscyplinowany językowo, bardziej spontaniczny w swoich reakcjach. Stosunek Kristevej do języka jest naznaczony krytycyzmem, nieufnością, jako praktykująca psychoanalityczka czujnie wychwytuje ukryte sensy i wskazuje pułapki, kóre czyhają na mówiącego. Vanier „ufa” językowi, pozwala mu się prowadzić, nie boi się, że zdradzi on coś, co piszący chciał zachować w tajemnicy. Z ciekawością możemy obserwować, jak ta korespondencja zbliża ich do siebie, jak odkrywanie różnic staje się pomostem, a nie okazją do zerwania porozumienia. „Lubię przyglądać się tym różnicom”, pisze w pewnym momencie Vanier, „aby lepiej docenić, kim jesteś, twoje wartości, sens, jaki nadajesz twojemu życiu”.

Lubię nasze różnice – nie znaczy w tym przypadku: lubię zestawiać twój program z moim programem. Dzieje się tu coś znacznie głębszego. Nieszczęściem większości dyskusji intelektualnych, które toczą się w naszym świecie, jest to, że ich uczestnicy najczęściej formułują programy. Ideologia staje naprzeciw ideologii, wizja naprzeciw wizji. Człowiek ukrywa się za słowem, jak za murem (by użyć metafory, po którą chętnie sięga Vanier). Pozostając na pozycjach „naprzeciw”, nigdy się nie spotkamy – zdają się mówić autorzy omawianych listów. Tymczasem jakakolwiek zmiana społeczna możliwa jest jedynie jako rezultat spotkania, w którym obie strony nie tylko siebie akceptują, ale są sobą zaciekawione i zainteresowane wymianą.

Kristeva pisze o „interkulturowości”, o „nowym humanizmie”, który „musi narodzić się z różnych kultur i religii”, nie wskutek takich czy innych operacji politycznych, ale (raz jeszcze przywołam to określenie) „gruntownej przeróbki” myślenia o człowieku. Efektem tej przeróbki – jak wierzy Kristeva – będzie wreszcie prawdziwe otwarcie na „radykalną inność”, jaką jest niepełnosprawność intelektualna.

Vanier porównuje mur, oddzielający osoby dotknięte taką niepełnosprawnością, do innych murów, które budujemy wokół siebie, aby bronić dostępu temu, kto budzi nasz lęk, bo jest „zbyt różny od nas”: ubogiemu, cudzoziemcowi, człowiekowi, który ma inne poglądy i drażniące nas obyczaje. Kristeva oponuje przeciw takiemu porównaniu: w przypadku osób z niepełnosprawnością intelektualną „chodzi o strach znacznie trudniej dający się przezwyciężyć oraz o rodzaj wykluczenia innego niż wszystkie. Dlaczego? Dlatego (...) że w obliczu niepełnosprawności osoba pełnosprawna postawiona jest wobec granic istnienia, strachu przed definitywnym brakiem, wobec groźby śmierci fizycznej lub psychicznej”.

Zetknięcie z niepełnosprawnością „budzi lęk natury katastroficznej”, przywołuje wyparte doświadczenie własnej śmiertelności. Dopiero głębokie zaakceptowanie faktu, że „śmierć rzeźbi każdego żyjącego”, i własnej „podatności na zranienie” pozwala rzeczywiście otworzyć się na osoby dotknięte niepełnosprawnością. Możliwe, pisze Kristeva, że to właśnie śmiertelność „usłyszana w słowach uczestników moich sesji terapeutycznych pozwala mi zaakceptować fakt, że »choroba sieroca« mojego syna i konsekwencje jego »śpiączki« nie są jedynie nieodwracalnymi brakami, ale możliwymi początkami czegoś nowego”.

ŚWIĘTOWANIE ŻYCIA

Rozmowa Kristevej i Vaniera dotyka samych podstaw naszej cywilizacji. Francuska badaczka literatury walczy w jej ramach o uznanie osób z niepełnosprawnością intelektualną za pełnoprawne „podmioty polityczne”. Organizuje kongresy, pisze listy otwarte, domaga się zmian w ustawach. Nie wystarczy empatia, pochylanie się nad „biednym”, twierdzi Kristeva. Trzeba włączyć się w walkę „o uznanie i wyrównanie ich praw w ramach paktu społecznego dążącego do wyrwania ich z sytuacji wykluczenia”, a w konsekwencji – o wyeliminowanie z życia społecznego „mniej lub bardziej jawnej eutanazji”. „Czuję, jak rośnie we mnie gniew – odpowiada Vanier – „przeciw terrorowi normalności”, który w rzeczywistości oznacza dyskryminację.

Ale „w jaki sposób otworzyć się na świat tych, których sklasyfikowano jako złych, idiotów lub nienormalnych? Kto może zmienić serce z kamienia w serce z ciała”? Innymi słowy, jak wspomóc rozwój społeczeństwa, by było ono oparte nie na strachu, lecz na powitaniu?

Odpowiedź Vaniera wydać się może nieefektowna. „Moim zdaniem – i nie jest to nic oryginalnego – trzeba stworzyć miejsca na wszystkich poziomach społeczeństwa i zwłaszcza pośród najmłodszych, dzieci, takie miejsca, gdzie wszyscy, sprawni i mniej sprawni, spotkają się, by celebrować i świętować życie”. Tylko tyle i aż tyle: w jakimś stopniu przenieść doświadczenie Arki w życie społeczne, udowadniając, że może się ono rządzić zupełnie innymi zasadami niż konsumpcja, konkurencja i dominacja. „Wiem, że Arka nie zmieni świata, ale możemy być małym znakiem – znakiem, że osoby takie jak Dawid, z ich upośledzeniem, posiadają mądrość, której nie dostrzegamy, którą mamy jeszcze odkryć, przystępując do ich szkoły”.

Kristeva podziwia tę drogę, choć sama wybiera inną: chce poruszyć środowiska intelektualne i tych, którzy mają wpływ na kształt prawa. Z zainteresowaniem przygląda się temu, co dzieje się w Kościele; „odkrywam go przez Twoje oddanie”, pisze w pewnym momencie do Vaniera. Rozmowa nie kończy się żadnym kompromisem, lecz wyznaniem przyjaźni i solidarności.

Kristeva przyznaje się nawet do pewnej irytacji, którą budzi w niej uśmiech („cudowny uśmiech”) Vaniera i jego płynący z wiary optymizm. Ale, dodaje zaraz, „Twój uśmiech, jak i Twoje podziękowania dla Jezusa są lepsze niż rozgoryczenie i uszczypliwość” tych, którzy „specjalizują się w krytykach, dekonstrukcji, roszczeniach i żądaniach wszelkiego rodzaju, »ale nie wiedzą, co zrobić«. Nie idą w ogień walki. I mają wszystkie powody, dla których tego nie robią...”.

W ostatnim akapicie Kristeva pisze o „cieniu nicości”, który kładzie się na naszej cywilizacji; niesie on ze sobą wielkie niebezpieczeństwo regresu, który nazywa ona „barbarzyństwem”. W walce z nim – pisze francuska uczona – różnice, jakie dzielą ją i Vaniera, nie mają znaczenia.  


Książka ukaże się pod koniec maja nakładem wydawnictwa „W drodze”. „Tygodnik Powszechny” jest patronem medialnym tej książki.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2012