Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Szwarccharakterem jest Dania, która przewodniczy właśnie Unii, a która już rok temu ponownie wprowadziła wyrywkowe kontrole na swych granicach z Niemcami i Szwecją.
Teraz europarlamentarzyści dowiedzieli się, że ministrowie spraw wewnętrznych państw Unii zrobili krok w stronę odsunięcia Parlamentu Europejskiego od sprawy reformy Schengen (decyzje w sprawie wprowadzenia kontroli na granicach mają być podejmowane wspólnie z europarlamentem, tymczasem ministrowie założyli, że rozporządzenie o ocenie sytuacji na granicach krajów-sygnatariuszy Schengen będzie przyjmowane w Radzie Unii, a nie wspólnie z europarlamentarzystami). Wiadomo, że propozycje ograniczenia prawa do swobodnego przemieszczania się będą napotykać w europarlamencie na zażarty sprzeciw, stąd swego rodzaju trik, który miał pozwolić na ominięcie europdeputowanych. Ci w odpowiedzi zareagowali ostro i zawiesili współpracę z duńską prezydencją w Radzie Europejskiej w sprawach dotyczących bezpieczeństwa wewnętrznego i swobodnego przepływu osób. Skandal, prowokacja – tak komentowano posunięcie Duńczyków. Tym samym duńska prezydencja kończy się dość niesławnie. A problem granic nadal pozostaje: na to, o co zabiega Dania, ochotę mają też inne państwa, np. Francja czy Włochy, zmagające się z trudnym do kontrolowania napływem imigrantów z Afryki Północnej.
O reformie układu z Schengen Unia zadecydowała już rok temu, uznając, że wprowadzenie kontroli będzie możliwe w sytuacjach kryzysowych (zaznaczając, że ograniczenia nie będą dotyczyć obywateli państw strefy Schengen, a decyzje mają być podejmowane wspólnie). W tej sprawie trudno o porozumienie, bo różne są interesy państw Unii – są one zależne od stopnia zamożności i położenia geograficznego. Na jednej szali leżą ideały wolności i zaufania, na drugiej – pragmatyzm. Kolejny problem, z którym Wspólnota musi się zmierzyć.