Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Poczułem się tak, jakbym usłyszał ducha powrotnika: "W centrum Warszawy rozległ się wczoraj głos Władysława Gomułki, I sekretarza PZPR. Na ekranie przed Pałacem Kultury odtworzono jego dwugodzinne przemówienie sprzed 40 lat. Gomułka atakował studentów, intelektualistów i osoby żydowskiego pochodzenia. Organizatorami projekcji byli Grzegorz Gauden, dyrektor Instytutu Książki, TVP Historia, Fundacja Shalom i warszawski ratusz".
W październiku 1956 r., kiedy Władysław Gomułka powrócił do władzy, miałem cztery lata; kiedy odchodził w niesławie, miałem lat osiemnaście. Z pewną dozą przesady mógłbym powiedzieć, że jego charakterystyczny, łatwy do naśladowania i przedrzeźniania głos, dobiegający z radiowego odbiornika - to nieusuwalny element mojego dzieciństwa i czasów dorastania. Ten głos jeszcze dzisiaj mnie straszy.
Przemówienia, o którym mówi notatka z "Wyborczej", słuchałem jako uczeń pierwszej klasy liceum, mieszkający w powiatowym mieście, niewiele wiedzący o zdarzeniach, które rozgrywały się wówczas w Warszawie i Krakowie. Nie pamiętam wszystkich zdań, wypowiadanych wtedy przez Gomułkę, w pamięci pozostała mi jednak aura tamtego wystąpienia, twarz mówcy, jego gestykulacja, reakcja słuchających go partyjnych aktywistów, przekazywana przez telewizyjne kamery.
Przemówienie Gomułki utrwaliło we mnie wtedy młodzieńcze (i zapewne: naiwne) przeświadczenie, iż ludzie władzy są ludźmi obcymi, którym nie można ufać. Następnego dnia poszedłem do szkolnej biblioteki, by sprawdzić, czy są w niej jakieś książki atakowanego w przemówieniu Pawła Jasienicy. Czytałem je przez kilka kolejnych miesięcy 1968 r.
Czy tamto doświadczenie wpłynęło na sposób odbioru przeze mnie telewizyjnych wystąpień polityków? W pewnej mierze... Tych wystąpień albo dziś nie oglądam, albo oglądam je bez głosu, kontemplując ułożenie rąk, mimikę twarzy albo kolor krawata i garnituru przemawiającego dostojnika. W ten sposób wiele można stracić (na przykład: oprawę muzyczną), ale można też oszczędzić własne nerwy.