Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Został niejako w filozofię rzucony. Na kupie gnoju, skrobiąc swoje ciało skorupą garnka, odrzucił pociechy moralistów, „licząc nie na rozum, ale na cud, licząc na to, że wszystko, co się z nim stało, Bóg może po prostu unieważnić – uczynić niebyłym. Jest to bezsensowne, ponieważ nawet w chrześcijaństwie największym cudem, granicą nadziei jest zmartwychwstanie, a nie odwrócenie do tyłu aktu stworzenia” (Julij Margolin). Zaczął myśleć, gdy pojął, że nic nie może zrobić, że ma związane ręce. A tylko w tej sytuacji zaczyna się myślenie i myśl głęboka. Jest Hiob największym filozofem, bo odrzucił teodyceę i tym samym pokusę gnostycką obecną w teologii chrześcijańskiej oraz w judaizmie. Hiob w poniżeniu, z ciałem pokrytym wrzodami wyraził – zdaniem Szestowa – prawdę bardziej przekonywającą niż ta głoszona podczas greckiego sympozjonu.
Zło – pisał Szestow – nie może być rozważane w kategoriach teoretycznych, abstrakcyjnych. Nie wolno nam go ujmować jako czegoś, co na nas spada jak zewnętrzna wobec nas siła. Zła nie da się zrozumieć i odeprzeć argumentacją filozoficzną, jak czynili to przyjaciele Hioba, lecz można je odeprzeć wyłącznie zaangażowaniem swojej wiary. Gdy myśl sięga do teodycei, zaczyna, jak w przypadku biblijnego bohatera, tylko zwiększać jego cierpienie. Nie jest pociechą, ale dodatkową karą. „Wszelkie »wyjaśnienie« jego nieszczęścia jest dla Hioba jedynie zwielokrotnieniem rozpaczy. Nie potrzeba żadnych wyjaśnień, żadnych odpowiedzi. Niepotrzebne są też i pocieszenia. Hiob przeklina przyjaciół, którzy przyszli do niego, a przeklina ich właśnie dlatego, że są jego przyjaciółmi i jako przyjaciele chcą mu »ulżyć« – jeśli jeden człowiek może ulżyć drugiemu. Dla Hioba najgorsze ze wszystkiego jest owo »jeśli«. Skoro już pomóc nie sposób – to i pocieszać nie trzeba” („Ateny i Jerozolima”).
Pytanie, jakie możemy zadać Hiobowi, to nie to, dlaczego cierpi, czym zawinił. Tym bardziej nie wolno pytać: dlaczego zło? To jest jedno z tych pytań, na które nie ma odpowiedzi, a te, które padały w historii, wiązały je z istnieniem niezmiennych prawd i zasad tego świata. O Leibnizu Szestow pisał: „Jego teodycea (...) jest nie usprawiedliwieniem Boga, a usprawiedliwieniem, a raczej dowolnym uwiecznieniem zła”. Gnostycki wymiar polega na tym, że Bogu narzuca się prawa, którym musi i On podlegać. A prawa te odkrywa rzekomo rozum filozofów i oni w istocie stają się prawodawcami ludzi i Boga. Wyrażają upartą i niepojętą pogardę wobec szalonych mów Hioba. Powinien wszak zamilknąć i oddać cześć ich prawdzie. Szestow, jak twierdził Leszek Kołakowski w książce „Jeśli Boga nie ma”, „podjął tertuliańskie nieprzejednanie, biorąc stronę biblijnego mitu przeciw samozwańczej supremacji analitycznego Rozumu: drzewo poznania i drzewo życia nie rosną obok siebie w przyjaznej harmonii, spożywanie owoców pierwszego prowadzi ku śmierci, drugie zaś obraża nadzieją, której Rozum nie może nigdy uprawomocnić, a w istocie musi traktować jako groźbę”.
Abraham i Hiob są najważniejszymi bohaterami ksiąg Szestowa. Obaj musieli odrzuć etyczny sposób życia i etyczne usprawiedliwienie wiary, a pojąć ją jako paradoks. „Etyka (powinność) jest tarczą konieczności; osoba nie ma prawa pragnąć niemożliwego”. Hiob zaakceptował swój los jako absurd, jako życie, którego nie da się zrozumieć jako czegoś abstrakcyjnego, jako szczególnego przypadku pewnego pojęcia. Nie da się ani jego cierpienia usprawiedliwić, ani pojąć. W losie Hioba widzimy to, co niepowtarzalne, a mianowicie zaangażowanie jego wiary. Nagrodą za jego ufność było przywrócenie mu wszystkiego: zdrowia, bogactwa, dzieci. (Tu nieco Szestow przeszarżował w swojej interpretacji). Hiob przyjął, że nie rozumie, nie chce rozumieć, a jego odpowiedź zawarta w milczeniu była głosem pokory i uniżenia. Nie bronił się przed swoim losem żadną ludzką wiedzą. Odrzucił wywody przyjaciół i swoje mędrkowanie. Wszedł w wiarę, która jest czymś innym niż powtarzanie wyuczonych czy zasłyszanych słów. Jest przeżyciem obcym i nieznanym filozofii spekulatywnej i uczonym kaznodziejom, jest otwarciem drogi „ku Stwórcy wszystkich ziemskich rzeczy do źródła wszelkiej możliwości, do Tego, który nie zna granic pomiędzy tym, co możliwe, a tym, co niemożliwe” („Kierkegaard i filozofia egzystencjalna”).