Dwa liście w sandale

Czytaliście brazylijskich poetów? Znacie w ogóle tę literaturę?

07.07.2014

Czyta się kilka minut

Jeden jedyny brazylijski pisarz, którego zna cały czytający świat – nawet ta część owego świata, która nie chce go czytać – to Paulo Coelho, od lat zresztą mieszkający we Francji. Rozpoznawalną postacią jest Paulo Lins, autor powieści „Miasto Boga”, której ekranizacja przed kilkunastu laty była wielkim kinowym sukcesem. Ci, którzy częściej zaglądają do biblioteki, może przypomnieliby sobie jeszcze nazwiska Jorgego Amada czy Rubema Fonseki (w ich przypadku światowa popularność również przyszła wraz z filmem). To chyba tyle, jeśli chodzi o wiedzę niespecjalistów.

A poezja? Zmarły w 1987 r. brazylijski Różewicz, Carlos Drummond de Andrade, jest w Polsce prawie nieznany, nie miał nigdy osobnej książki, przekłady jego wierszy są rozproszone w czasopismach. Powinien nas zainteresować Paulo Leminski, równolatek poetów Nowej Fali, syn Mulatki i polskiego emigranta. Ale i on polskiej publiczności zaprezentowany został długo po śmierci – w wydanym w 2011 r. brazylijskim numerze „Literatury na Świecie”. Z okazji mundialu odkopałem ten numer, żeby jeszcze raz przeczytać pomieszczone w nim wiersze i prozy. Obok Drummonda de Andrade, Fonseki i Leminskiego pojawiają się tam m.in. utwory Clarice Lispector, Nicolasa Behra czy Luiza Ruffata.

Behr, tłumaczony przez Henryka Siewierskiego, w swoich krótkich wierszach prowadzi spór ze stolicą kraju, Brasílią, stawiając ze słów miasto alternatywne, Braxílię, w której „ludzkie wartości i aspiracje nie byłyby podporządkowane logice i interesom władzy”: „wyobraź sobie brasílię / nie-stolicę / nie-władzę / nie-brasílię // to właśnie jest braxília”. Behr, poeta samizdatu (przez długi czas sam publikował własne wiersze i sprzedawał na ulicach), to przykład duchowej wolności, którą można osiągnąć dzięki pisaniu – czy w tym przypadku raczej praktykowaniu – poezji. To przejmujące czytać, że autor kilkudziesięciu tomów wierszy pozostawił także taki zapis:


jestem uratowany:

poezja to nie wszystko



Leminskiego podał w tym numerze do druku Michał Lipszyc. W dołączonym do przekładów eseju Lipszyc zwraca uwagę, że w Brazylii „poza Indianami i potomkami afrykańskich niewolników praktycznie wszyscy mają rozpoznany lub nierozpoznany problem z tożsamością”. Najlepsi, tacy jak Leminski, potrafili z tego konfliktu uczynić swój atut, opierając się „zarówno na swojej tropikalnej odrębności, jak na kulturowym dziedzictwie Zachodu”. W przypadku Leminskiego sytuacja jest o tyle ciekawa, że odkrył on jeszcze jedno źródło inspiracji: tradycję haiku. Przy czym „sposób, w jaki zapoznał się z klasyczną kulturą Japonii, był znacznie rzetelniejszy niż orientalne fascynacje typowe dla hippisowskiej ery (...): nauczył się japońskiego, aby czytać w oryginale i przekładać japońskich klasyków i Mishimę, napisał biografię mistrza Bashō, dorobił się czarnego pasa w judo, a sztukę haiku, którą uprawiał razem z Alice Ruiz, towarzyszką życia, również cenioną poetką, traktował poważnie”. Poważnie, to znaczy – po swojemu, zarzucając klasyczny trzywersowy układ sylabiczny 5-7-5 oraz wprowadzając niekiedy „proste jak siekiera rymy”. Jak rozumiem, we własnej, nie przekładowej twórczości Leminski starał się rozwiązać następujący problem: jak sprawić, żeby we współczesnym brazylijskim portugalskim najlepiej wybrzmiała intencja towarzysząca twórcom takim jak wspomniany Bashō czy Issa, i jak w tym wszystkim umieścić jeszcze siebie, coś z własnej wrażliwości.

W efekcie powstały wiersze bliższe temu, co kojarzymy z haiku („dwa liście w sandale / jesień / też chce połazić”), i takie, które nazwalibyśmy swobodną wariacją na jego temat („pięć barów, dziesięć luf wódki / jadę przez são paulo / uśpiony w brzuchu taksówki” albo „z przeznaczeniem / nie dyskutuję // ono maluje / ja podpisuję”). W tej drugiej grupie utworów dały o sobie znać „grafficiarskie” (określenie Lipszyca) skłonności Leminskiego, zawsze zainteresowanego tym, by wiersz wpuścić między ludzi, pozwolić mu zabłysnąć i zgasnąć w ich języku. W czym, może bardziej niż poetów Nowej Fali, przypomina „bruLionowców”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2014