Dom Salomona. Nauka, fantazja, literatura

Fikcja może być wehikułem prezentacji najnowszych odkryć i wynalazków oraz narzędziem przewidywania możliwego kierunku rozwoju ludzkiej myśli.

02.05.2014

Czyta się kilka minut

 / Fot. MATERIAŁY PRASOWE
/ Fot. MATERIAŁY PRASOWE

Istnieją dwa uświęcone literacką tradycją miejsca zamieszkania zmieniających świat uczonych. Pierwszym jest Dom Salomona, centralna instytucja wyspy Bensalem, tytułowej „Nowej Atlantydy” z opublikowanej w 1624 r. powieści utopijnej sir Francisa Bacona. Drugie to Laputa, latające miasto, które odwiedza podczas swoich podróży Lemuel Gulliver, bohater powszechnie znanej książki Jonathana Swifta z 1726 r.

Pierwszy tekst wykorzystuje znany od czasów Platona opis fikcyjnego społeczeństwa w celu prezentacji ustroju opartego na wiedzy. Celem tego opisu jest przybliżenie czytelnikowi układu społeczno-politycznego wyspy, ale także przedstawienie modelu nowoczesnej (empirycznej) nauki oraz jej możliwych zastosowań, które wiodą Bensalem na drogę cnoty i czynią z niej „dziewicę pośród narodów”.

Drugi tekst opisuje krainę mędrców, tak przejętych własnym mędrkowaniem, że niezdolnych do jakiejkolwiek pragmatycznej aplikacji swoich pomysłów, mistrzów panowania nad ziemskim magnetyzmem, których należy okładać po głowach zwierzęcymi pęcherzami, by nie pospadali ze swojej latającej ojczyzny. Ale przy tym ludzi szalenie niebezpiecznych: przewaga techniczna czyni z nich opresorów doskonałych, na pół tylko świadomych tego, że Laputa gnębi naziemne krainy.

Początek opowieści

Te dwa wczesne modele opowiadania o nauce stanowią wyrazistą ramę sciencefiction, gatunku, którego nazwa zapowiada alians z nauką, czy precyzyjniej – naukami przyrodniczymi i ścisłymi, które mieszczą się w angielskiej kategorii„science”. Fikcja, która w zestawieniu ustępuje miejsca nauce, byłaby tu zatem wehikułem prezentacji najnowszych odkryć i wynalazków oraz narzędziem przewidywania możliwego kierunku rozwoju ludzkiej myśli.

Tak właśnie sproblematyzował rzecz twórca tego pojęcia Hugo Gernsback, amerykański wynalazca, redaktor i wydawca. Od 1908 r. redagował czasopismo „Modern Electrics”, adresowany do majsterkowiczów i radioamatorów magazyn pełniący jednocześnie funkcję katalogu. W 1911 r. pośród prezentacji nowinek technicznych, materiałów reklamowych, schematów konstrukcyjnych i artykułów popularyzatorskich pojawiła się powieść w odcinkach, „Ralph 124C 41+”, autorski tekst Gernsbacka, którego celem było przedstawienie możliwych zastosowań urządzeń i odkryć opisywanych w magazynie. Popularność tekstu oraz następujących po nim nowel o podobnym charakterze skłoniła autora do założenia nowego czasopisma, tym razem ściśle literackiego: powstały w 1926 r. magazyn „Amazing Stories” wypełnić miały opowieści oparte na całkowicie racjonalnych podstawach i wykorzystujące ewentualnie sensacyjną fabułę w celu skuteczniejszej edukacji w zakresie najnowocześniejszych osiągnięć nauki.

Oczywiście pomysł nie był zgoła nowatorski, a powieści, których osią było pojawienie się niezwykłego wynalazku lub tajemniczego odkrycia, były doskonale znane zarówno publiczności europejskiej, jak i samemu Gernsbackowi, emigrantowi z Luksemburga. Szlak dla tego rodzaju literatury przetarł uważany powszechnie za wizjonera Jules Verne, z równą skrupulatnością opisujący reguły działania balonu na gorące powietrze, jak konstrukcję fantastycznego okrętu podwodnego czy metodę wyekspediowania człowieka na Księżyc.

Proza francuskiego autora, podobnie jak optymistyczne poglądy na naukęGernsbacka, zakorzenione są mocno w ideologii postępu i zgodnie z przeświadczeniami Bacona prezentują osiągnięcia empirycznej nauki jako metodę poprawy stanu świata, a cudowne wynalazki traktują jako zwiastuny nowej ery. Moc kolei żelaznej i statku parowego, która pozwala Phileasowi Foggowi okrążyć świat w ciągu osiemdziesięciu dni, już niedługo ustąpi pędowi powietrznej łodzi Robura, tak szybkiej, że jej ruchu nie sposób dostrzec gołym okiem. Transport powietrzny, powszechna automatyzacja skutkująca skróceniem czasu pracy i powszechnym dobrobytem, czyli fantastyczna hiperbola przekształceń doby rewolucji przemysłowej – wszystko to stało się trwałym elementem optymistycznej prozy.

Krytyka społeczna

Najważniejsze toposy powieści science fiction, czyli podróże międzygwiezdne i roboty, wydają się prostą kontynuacją skłonności do opisywania nowych środków transportu, pozwalających odkryć i skolonizować jeszcze dziksze i bardziej niezwykłe ludy. Sygnalizują jednak pojawienie się nowych tendencji oraz nowych naukowych zainteresowań. O ile bowiem opowieść o cudownym wynalazku, rzekomo funkcjonująca w ścisłym aliansie z nauką, dość ściśle utożsamiała tę ostatnią z inżynierią, o tyle prezentacja obcych istot, czy to pochodzących z gwiazd, czy będących dziełem rąk ludzkich, otwiera przestrzeń dla eksperymentów etycznych i antropologicznych.

Powieści założycielskie nie kryją swojego dydaktycznego przesłania. Genialni spadkobiercy jeszcze genialniejszego Rossuma, twórcy robotów z dramatu Karela Čapka, są niczym mieszkańcy Laputy: egoistyczni, przeświadczeni o swojej nieomylności i całą czwórką uderzający w koperczaki do jedynej na ich ­wyspie kobiety. Nie mają świadomości, że stworzyli istoty samoświadome, obdarzone wolą. W efekcie przegapiają powszechną rewolucję robotów, która doprowadzi do zagłady ludzkości.

Natomiast przybysze z Marsa, podbijający Anglię w „Wojnie światów” Herberta George’a Wellsa, czynią to z wyższej konieczności, ich planeta nie nadaje się bowiem do dalszego zamieszkania. Wygląda to nieco lepiej niż motywy brytyjskiego kolonializmu, co autor zaznacza już na początku powieści. Angielski pisarz chętnie sięga po estetykę bliską Gernsbackowi, by zajmować się krytyką społeczną: w „Wehikule czasu” eksponuje konsekwencje rozwarstwienia klasowego, „Wyspa doktora Moreau” odnosi się do kolonialnej odpowiedzialności, a „The Shape of Things to Come” przestrzega przed wojną totalną z wykorzystaniem broni atomowej.

Ten rodzaj literatury science fiction, zwykle kojarzony z lękiem przed technologią, zwłaszcza w wydaniu militarnym, eksponuje najistotniejszą relację tego rodzaju powieści z nauką. Zdobycze inżynierii stanowią tu zwykle wyłącznie pretekst dla rozważań o innym charakterze.

Przekształcenie w łonie popularnej odmiany gatunku dokonało się przede wszystkim za sprawą Johna W. Campbella, od roku 1937 redaktora naczelnego czasopisma „Astounding Science Fiction”. Doprowadził on do zmiany formuły noweli SF, odrzucając opowiadania wykorzystujące pretekstowe fabuły do prezentacji zdobyczy inżynierskich na rzecz tekstów koncentrujących się na zmianach społecznych wywołanych przez te zdobycze. Miał też niebagatelny talent dostrzegania potencjału artystycznego debiutantów: jego najważniejszym wychowankiem był Isaac Asimov, prawdopodobnie najważniejszy klasyk gatunku, twórca koncepcji Trzech Praw Robotyki, czyli kodeksu jednocześnie uniemożliwiającego automatom bunt przeciw ludzkości i pozwalającego zachować im podmiotowość. Opowiadania publikowane przez Campbella wciąż posługiwały się wątkami inżynierskimi, ale punkt ciężkości przesunął się zdecydowanie w stronę etyki.

Kim jesteśmy?

Lata powojenne przyniosły zwrot zainteresowań naukowych pisarzy science fiction. Wraz z pojawieniem się twórców w rodzaju Ursuli LeGuin, Jacka Vance’a czy Roberta Heinleina coraz powszechniejsze stały się prezentacje społeczeństwa przyszłości, poddanego presji nieznanych jeszcze czynników, oraz próby opisu kultury obcych istot, który nie byłby prostą kalką egzotycznych stereotypów. Sukcesy powieści Franka Herberta „Diuna” oraz cyklu Asimova „Fundacja” zaowocowały powrotem zainteresowania szeroką perspektywą historyczną i refleksją nad relacjami między nauką a religią w dziejach ludzkości.

Podobną optykę przyjmowały powieści rozgrywające się w świecie po katastrofalnej wojnie atomowej, nawiązujące do doraźnych lęków epoki zimnej wojny. Tego rodzaju doraźna krytyka, mocno zakorzeniona w tradycji nie tylko Wellsa, ale i Swifta, stała się zresztą istotnym elementem gatunku po obydwu stronach żelaznej kurtyny: w wydaniu amerykańskim odnosząc się nie tylko do potencjalnych skutków atomowego konfliktu, ale i militaryzacji społeczeństwa amerykańskiego, a w odmianie wschodniej zarówno opisując konieczny triumf kosmicznego komunizmu, jak i demaskując mechanizmy społeczeństwa totalitarnego.

Ten sam kierunek zainteresowań pozwolił literaturze SF lat 80. XX w. podjąć krytyczną refleksję nad społeczeństwem doby informacyjnej, a w latach 90. skoncentrować się na problematyce granic człowieczeństwa, podnosząc temat mutacji genetycznych, koniecznej ewolucji oraz podmiotowości sztucznych inteligencji, obecny w arsenale gatunkowych rekwizytów od dawna, ale do tej pory odgrywający poślednią rolę.

Wydaje się zatem, że twardo rozumiana nauka jest w literaturze SF obecna częściej w roli rekwizytu niż centralnego elementu opowiadania. Oczywiście sugerowanie, że pełni funkcję całkowicie marginalną, byłoby niewątpliwym nadużyciem, zwłaszcza że powieściowe prognozy i wynalazki bywają lepiej lub gorzej osadzone we współczesnym autorowi stanie wiedzy. Często dochodzi jednak przy tym do utożsamienia nauki z techniką i uczonego z wynalazcą. Fiasko futurologii, postulowanej naukowej metody przewidywania przyszłości, oraz rozkoszna antykwaryczność i nieaktualność rozwiązań proponowanych przez dawniejsze powieści wskazują jednak na pretekstowość tak rozumianych aliansów z naukami ścisłymi i przyrodniczymi.

Płodniejsze i bardziej interesujące wydają się natomiast inspiracje wywiedzione z arsenału nauk społecznych i humanistycznych: literatura fantastycznonaukowa, która miała w zamyśle stanowić pole eksperymentów technologicznych, wydaje się osiągać najwięcej, gdy prowadzi dociekania społeczne, bada kategorię obcości i stawia najważniejsze dla gatunku pytanie: „co to znaczy być człowiekiem?”, zwykle w sposób, którego nie daje się rozstrzygnąć wyłącznie na gruncie neurologii.

Istnieją dwa miejsca, w których bytują literaccy uczeni. W jednym zamieszkują dom wiedzy, z którego promieniuje mądrość, regulująca życie społeczne. W drugim bytują śmiertelnie niebezpieczni ekscentrycy. Istotą sprawy wydaje się jednak przy tym spostrzeżenie, że żaden z tych modeli powieściowych nie skupia się na treści naukowych dociekań, ale raczej na ich społecznych i ogólnoludzkich uwarunkowaniach.


TOMASZ Z. MAJKOWSKI (ur. 1978) jest badaczem fantastyki, kultury popularnej i gier wideo. Pracuje w Katedrze Antropologii Literatury i Badań Kulturowych Polonistyki UJ.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2014