Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Przed jego śmiercią najważniejszym polskim ośrodkiem życia kościelnego i politycznego w Polsce był Poznań (stolica Mieszka I oraz biskupów: Jordana i Ungera). W roku 1000 pierwszą polską metropolią zostało jednak Gniezno – z powodu Wojciecha, a mówiąc ściśle: z powodu jego grobu.
Ta misja nie musiała się skończyć męczeństwem (w 997 roku) – Wojciech nie musiał ginąć. Będąc przyjacielem cesarza i bliskim znajomym Bolesława Chrobrego, mógł każdego z nich prosić przed pójściem do Prus o wsparcie dla swej misji: zbrojne, organizacyjne i finansowe. Mógł się zabezpieczyć na wiele sposobów przed jej nieznanymi (ale przewidywalnymi!) niebezpieczeństwami. Tak czynili przecież średniowieczni biskupi-misjonarze, zarówno przed nim (św. Bonifacy, „Apostoł Niemiec”), jak i po nim (św. Otto z Bambergu, „skuteczny” ewangelizator Pomorza). On jednak poszedł bez oddziału wojska, bez wielkich pieniędzy i bez broni. Nie zabrał topora – choćby do ścinania świętych drzew; za to bez wahania położył swą własną głowę pod topór (jak to zapamiętały i do dziś pokazują słynne Drzwi Gnieźnieńskie).
Najstarsze „Żywoty” św. Wojciecha pokazują go w trakcie misji jako człowieka dialogu: szuka rozmowy, szybko postrzega dzielące go z miejscową ludnością różnice kulturowe i próbuje je zniwelować: chce się do Prusów upodobnić strojem i sposobem bycia, nauczyć się ich języka – po prostu chce wśród nich zamieszkać, i spokojnie czekać, aż się nadarzy okazja do głoszenia Chrystusa.
Nie chce, by się go bali.
I sam nie chce się ich bać! Czy nie tego uczył Chrystus, kiedy mówił: „nie bierzcie na drogę laski” (por. Mt 10, 10; Łk 9, 3)?
Jako polski Kościół urodziliśmy się z Jego męczeństwa. Męczeńskiej śmierci Wojciecha nie byłoby jednak bez wcześniejszego jego radykalizmu życia: wierności Ewangelii, konsekwentnego wyboru środków ubogich, warunkującej go WOLNOŚCI ducha, cierpliwości i długomyślności, szacunku wobec innych i ciekawości świata ich wartości.
Czy św. Wojciech miał wtedy rację?
Czy ma ją DZIŚ?