Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
„Po odwiedzinach jednej z faveli w Rio de Janeiro – wspominał Stefan Wilkanowicz odbytą przed wielu laty podróż do Brazylii – byliśmy zaproszeni do pewnej damy z arystokratycznych sfer. Mówiło się m.in. o milionach pozbawianych ziemi chłopów, którzy napływają do miast i tworzą tam dzielnice nędzy. Nasza dama powiedziała z prostotą: »nam ci ludzie nie są potrzebni«. Ta odpowiedź olśniła mnie – wspomina Wilkanowicz – rzeczywiście, nie są potrzebni. Ani jej, ani »normalnemu« społeczeństwu – to tylko kula u nogi”.
Dziś w doniesieniach agencyjnych czytamy, że właśnie Brazylia odnotowała na koniec ubiegłego roku najniższe w swych dziejach bezrobocie: spadło ono do 5,7 proc, a w niektórych sektorach gospodarki, zwłaszcza w budownictwie, odczuwa się niedobór pracowników. Jednym z ważnych czynników rozwoju brazylijskiej gospodarki za rządów prezydenta Luiza Inácia Luli da Silvy (Partia Pracy) było znaczne poszerzenie rynku wewnętrznego. W ciągu ośmiu lat, dzięki polityce stymulowania inicjatywy najuboższych warstw ludności i finansowanemu przez państwo programowi „Zero głodu”, zdołano wyprowadzić ze strefy absolutnego ubóstwa 20 milionów obywateli. Także następczyni Luli da Silvy – Dilma Rousseff kontynuuje tę politykę.
Piszę o tym, bo o bezrobociu myśli się tak jak o trzęsieniu ziemi czy tsunami. Można je przewidzieć, nie można im zaradzić.
„Tak, problem bezrobocia to przede wszystkim problem „ludzi niepotrzebnych”. „Proces „produkowania” ich u nas rozpoczął się – jak trafnie napisał Edwin Bendyk w „Polityce” – „od odbierania szacunku ludziom dotkniętym »nieuniknionymi kosztami transformacji«, lecz jednocześnie osobiście winnym swego »żebraczego« statusu w nowej rzeczywistości”.
Stopniowo też w miejsce relacji międzyludzkich weszło „myślenie transakcyjne”. Ostrzegał przed nim Jan Paweł II, mówiąc o „błędzie ekonomizmu”, to jest traktowaniu pracy wyłącznie w kategoriach celowości ekonomicznej („Laborem exercens” 1981r.). Papież pisał tam o bezrobociu, „które jest w każdym przypadku jakimś złem, a przy pewnych rozmiarach może się stać prawdziwą klęską społeczną. Problem bezrobocia staje się problemem szczególnie bolesnym wówczas, gdy zostają nim dotknięci przede wszystkim młodzi, którzy po zdobyciu przygotowania poprzez odpowiednią formację kulturalną, techniczną i zawodową, nie mogą znaleźć zatrudnienia. Ich szczera wola pracy, ich gotowość podjęcia własnej odpowiedzialności za rozwój ekonomiczny i społeczny społeczeństwa rodzi wówczas przykrą frustrację”. Owa „przykra frustracja” prowadzi do destrukcji człowieka, któremu społeczeństwo powtarza: „nie jesteś potrzebny”. Sam rozwój gospodarczy nie zapewnia wzrostu miejsc pracy. O tym decyduje filozofia państwa i bezpośredniego pracodawcy.
„Chodzi o to, by filozofię transakcyjną zastąpić (a przynajmniej wzbogacić) elementem personalistycznym. Zmniejszyć koszty pracy (podatki, obowiązkowe płatności ubezpieczeniowe), uwolnić przedsiębiorcę od lęku, że prędzej czy później sukces ekonomiczny będzie przez urzędników „ukarany”, jak miało to miejsce w przypadku Romana Kluski, i wreszcie zrewidować system oświaty. Przygotowywać młodych ludzi do zawodów, na które jest zapotrzebowanie. Przyznaję, lista najbardziej dziś poszukiwanych w Polsce zawodów nie daje wielkich nadziei: 1. wykwalifikowani pracownicy fizyczni; 2. inżynierowie; 3. operatorzy produkcji; 4. kierowcy; 5. menedżerowie projektów; 6. technicy; 7. niewykwalifikowani pracownicy fizyczni; 8. członkowie zarządu / kadra najwyższego szczebla; 9. szefowie kuchni, kucharze; 10. pracownicy działów IT.
Nie jest łatwo, ale w Brazylii też łatwo nie było, a Luiz Inácio Lula da Silva zdołał 20 milionów ludzi wyprowadzić z nędzy, my zaś mamy „zaledwie” niespełna 2 miliony bezrobotnych. Przecież ci ludzie są nam potrzebni.