Chłop potęgą?

Po dwóch tygodniach dylematów sytuacja wygląda na ustabilizowaną: nowy prezes PSL zajął w rządzie miejsce starego, nie doszło do zmiany obsady ministerstw. Tylko czy taka stabilizacja jest jedynym możliwym scenariuszem na przyszłość?

10.12.2012

Czyta się kilka minut

Janusz Piechociński i Waldemar Pawlak podczas inauguracji kampanii wyborczej PSL. Radzymin, wrzesień 2007 r. / Fot. Andrzej Iwanczuk / REPORTER
Janusz Piechociński i Waldemar Pawlak podczas inauguracji kampanii wyborczej PSL. Radzymin, wrzesień 2007 r. / Fot. Andrzej Iwanczuk / REPORTER

Sukces Janusza Piechocińskiego był bez wątpienia największym zaskoczeniem politycznym tego sezonu. Z jednej strony można go uznać za coś przypadkowego, z drugiej – za nagrodę za wytrwałość. Dążenie do z góry przyjętego i ogłoszonego celu przyniosło triumf, którego nikt się nie spodziewał. Bez wysiłku i wytrwałości ten sukces nie byłby możliwy, choć znaczącą rolę odegrały także sprzyjające okoliczności. Dziś wiele wskazuje na to, że o wygranej Piechocińskiego zdecydowały dwie grupy w PSL: młodzi działacze skupieni wokół marszałków województw świętokrzyskiego i lubelskiego oraz środowisko byłego ministra Marka Sawickiego. Każda z nich chciała pokazać Waldemarowi Pawlakowi żółtą kartkę, ale z dwóch żółtych zrobiła się czerwona.

WIRUS WEWNĘTRZNEJ DEMOKRACJI

Fakt, że w wyniku tej nieoczekiwanej zmiany miejsc nie doszło do żadnej kadrowej rewolucji, raz jeszcze potwierdza to, czym się różni sytuacja w PSL od sytuacji w innych partiach. Gdy w innych partiach dochodzi do starć o znacznie mniejsze stawki niż fotel prezesa, z reguły „nie bierze się jeńców” – zwolennicy przegranej strony tracą stanowiska i spychani są w polityczny niebyt. W PSL wręcz przeciwnie: powtarza się strategię Cezara z czasów wojny domowej, gdzie jeńców wciela się możliwie szybko w szeregi zwycięzców.

To, że o prezesurę w PSL stoczono tak wyrównaną walkę i że o jej wyniku zadecydowały pojedyncze głosy, zwróciło jednak uwagę członków pozostałych ugrupowań, na czele z dwoma największymi. Oni mogą sobie tylko pomarzyć, by w dającej się przewidzieć przyszłości mogli uczestniczyć w takiej rywalizacji i wybierać prezesa spośród dwóch kandydatów o wyrównanych szansach. W innych partiach głosowanie służy wyłącznie potwierdzeniu niepodważalnej pozycji lidera, który otrzymuje co najmniej 90 proc. głosów.

Dlaczego jednak roszada Pawlak–Piechociński może być czymś więcej niż przejawem folkloru politycznego w drugorzędnym ugrupowaniu? Z jednej strony pokazuje właśnie, jak może się potoczyć sprawa zmiany przywództwa w pozostałych partiach. Jest ostrzeżeniem dla dotychczasowych liderów, którzy mogą stąd wyciągnąć wniosek, że absolutnie niedopuszczalne jest doprowadzenie do sytuacji, iż ktoś może myśleć o rzuceniu im rękawicy i zmuszeniu do takiej rywalizacji. Jednak poza zduszeniem w zarodku jakiejkolwiek myśli o wewnętrznej demokratyzacji, może dojść do zmian w przeciwnym kierunku.

Być może liderzy partii będą musieli się do tego dostosować pod wpływem zmiany wyobrażeń swoich tylnych szeregów. Wirus wewnętrznej demokracji – wpuszczony choćby dla uspokojenia – może się wymknąć spod kontroli. Trzeba pielęgnować nadzieję, że tak się właśnie stanie.

Upowszechnienie „ludowego” wzorca relacji wewnętrznych będzie zależeć od tego, co w rzeczywistości stanie się z dwiema zapowiedziami nowego prezesa. Pierwsza to wyczyszczenie sytuacji w partii i zmiana standardów działania tak, by za PSL faktycznie – jak to ujął Władysław Łukasik w rozmowie z Władysławem Serafinem – „żaden smród się nie ciągnął”. A tego w tej chwili powiedzieć o niej nie można. Druga zapowiedź to otwarcie na nowe środowiska, wyjście z niszy, w której przetrwała czasy minionego reżimu i w której zagnieździła się na dobre w minionych dwudziestu latach.

POLSKA CHADECJA?

Teoretycznie ludowcy mieliby wszystkie szanse, by zdobyć taką pozycję, jaką mają czy to hiszpańska Partia Ludowa, czy jej odpowiedniczka w Austrii. Stały się one ogólnonarodowymi partiami konserwatywnymi stanowiącymi jedną z dwóch zasadniczych sił politycznych w kraju i toczącymi bój o pierwszeństwo z lewicą.

Dlaczego ludowcy w Polsce nie doszli po 1989 r. do takiej pozycji – jak to im się na krótko zdarzyło w wyborach 1947? Osie sporów politycznych w naszym kraju układają się jednak nieco inaczej. W podziale postkomunistycznym, rządzącym polską polityką przez pierwsze kilkanaście lat wolności, ludowcy znaleźli się na drugim planie, nie mogąc się łatwo odnaleźć w tamtych emocjach.

Znaczenie ma też inna struktura osadnicza. Z jednej strony mamy grupę zasiedziałej ludności wiejskiej, która wyraźnie odróżnia się od mieszkańców miast, ma inne poczucie tożsamości i inne problemy. Z drugiej – jest ona w specyficzny sposób opisywana przez całą resztę. Jednym z ograniczeń PSL w ciągu minionych 20 lat była właśnie pewna siermiężność. Ona sprawiała, że niezależnie od posiadanego wykształcenia jej liderzy byli postrzegani przez pryzmat stereotypowego, negatywnego obrazu polskiej wsi w oczach „miastowych”. Najlepszym wyrazicielem takiej specyfiki był sam Waldemar Pawlak – choć przecież pod wieloma względami nie pasował do modelowego przedstawiciela grupy społecznej, z którą jego partia była utożsamiana. Jednak jego sposób komunikacji i generalna nieufność do tego świata, z którym się nie utożsamiał, czy wreszcie nawet samo nazwisko, utwierdzały wyobrażenie, że kieruje niszowym, wiejskim ugrupowaniem.

W PSL charakterystyczny był też pewien chów wsobny: większość działaczy wywodziła się z tego samego środowiska i miała wyraźny identyfikator, kto jest swój, a kto obcy. Z jednej strony pozwalało to zachować spójność i przesądzało o inaczej prowadzonych rozgrywkach wewnętrznych niż w partiach, które takiej tożsamościowej bazy nie miały. Jednak ograniczało zarazem możliwość ściągania do swoich szeregów nowych postaci.

Próby przełamania takiej tożsamości podejmowane przez byłego prezesa Janusza Wojciechowskiego nie spotkały się z entuzjazmem we własnych szeregach i skończyły się jego porażką – nie tylko odejściem ze stanowiska prezesa, ale także i z partii. Próby wejścia w to samo środowisko, podejmowane czy to przez Samoobronę, czy przez PSL „Piast” trudno uznać za jakiś szczególny sukces. Sukcesem natomiast stały się bez wątpienia inicjatywy większe niż sam PSL, które znalazły zakorzenienie wśród wyborców wiejskich. Na ziemiach w północno-zachodniej Polsce dotyczyło to najpierw lewicy, a następnie Platformy Obywatelskiej, natomiast w południowo-wschodniej najpierw AWS, a potem Prawa i Sprawiedliwości. W końcu nawet wśród mieszkańców wsi PSL trafił na trzecie miejsce, jeśli chodzi o wielkość poparcia, wyprzedzany w skali kraju przez obie te grupy potrafił jednak zachować lokalną dominację.

SIŁA OBROTOWYCH

To ograniczenie wynikało również z faktu, że elektorat wiejski na skutek wielu procesów, o których długo byłoby opowiadać, okazuje dziś znacznie mniej zaangażowania w sprawy ogólnokrajowe niż elektorat miejski. Natomiast w wyborach samorządowych jest dokładnie na odwrót, stąd też w wyborach sejmikowych PSL zdobywa nawet i dwukrotnie większe poparcie niż w wyborach do Sejmu. Wyborcy wcale nie zmieniają aż tak sympatii w wojewódzkich wyborach – po prostu jednych wyborców głosuje więcej, drugich zaś mniej. W ten sposób PSL utrzymuje bardzo wysoką pozycję w samorządach. To dawało mu do tej pory jedną z istotnych przewag na ogólnokrajowym forum.

Jeśli porównać wyniki wyborów sejmowych z 2011 r. do wyborów prezydenckich w 2010 r., to na poziomie powiatów wyniki te są bardzo zbliżone. W około 90 proc. rezultaty wyborów sejmowych dają się wyjaśnić wynikiem wyborów prezydenckich, ale te 10 proc. odmienności ma swoje ważne dla PSL przyczyny. Okazuje się, że jest to zależne od siły lokalnych kandydatów poszczególnych partii.

Tutaj właśnie ujawnia się wyraźna specyfika PSL: jej silni kandydaci są w stanie odbierać wyborców w znaczącym stopniu wszystkim pozostałym partiom. Potwierdza to pozycję obrotową w sensie parlamentarnym, ale też pokazuje, że istotna część wyborców wszystkich pozostałych partii ma najmniejsze ograniczenia przy głosowaniu właśnie na kandydatów PSL. Teoretycznie oznacza to, że PSL ma duże możliwości rozwoju.

Zmiana kierownictwa to także pojawienie się nowego pokolenia polityków, którzy już na pierwszy rzut oka w żaden sposób nie odróżniają się od polityków innych partii. To oni mogą wykorzystać potencjał zmiany. Pytanie tylko, w którą stronę ona pójdzie. Gdyby PSL zaczął się w polityce rozpychać naprawdę dynamicznie, przekraczając nie 10, a 20 procent poparcia, mógłby doprowadzić do poważnego przemeblowania. To byłoby zagrożeniem tożsamości zarówno PiS, jak i PO. Silny PSL daje możliwość przejęcia władzy zarówno przez socjalnie nastawioną konserwatywną prawicę (wchodząc w koalicję z PiS). Może też być podstawą koalicji socjalnej, gdyby lewica, śladem słowackiej partii Roberta Fico, zawiesiła postulaty rewolucji obyczajowej, skupiając się na ekonomii. Lecz przecież może być tak, że powiększenie przez PSL swojego stanu posiadania stanie się tratwą ratunkową dla koalicji PO-PSL. Szczególnie w sytuacji, gdy notowania Platformy spadną i straci ona poparcie wchodzących w dorosłe życie pokoleń, podzielonych między lewicę i prawicę narodową. Czy okaże się wtedy, że trzeba było wiele zmienić, by wszystko zostało po staremu? Czy Piechocińskiemu zdobycie dominującej pozycji w polskiej polityce pójdzie tak gładko, jak poszło mu we własnym stronnictwie? Jest się czemu przyglądać...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, publicysta, komentator polityczny, bloger („Zygzaki władzy”). Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Pracuje na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w zakresie socjologii polityki,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51/2012