Bundeswehra się sypie

„Bedingt einsatzfähig”, warunkowo zdolna do działania – tak mówi się dziś o niemieckiej armii. Czy Berlin może wypełnić zobowiązania wobec sojuszników?

06.10.2014

Czyta się kilka minut

Minister obrony Ursula von der Leyen ogląda ćwiczenia Kurdów w niemieckiej bazie, październik 2014 r. / Fot. Jens-Ulrich Koch / AFP / EAST NEWS
Minister obrony Ursula von der Leyen ogląda ćwiczenia Kurdów w niemieckiej bazie, październik 2014 r. / Fot. Jens-Ulrich Koch / AFP / EAST NEWS

Dlaczego również Niemcy nie uczestniczą w nalotach na Państwo Islamskie?” – pytał kilka dni temu, wielkimi literami na okładce, największy niemiecki dziennik „Bild”. W istocie rośnie koalicja krajów, które biorą udział w walce z islamskimi dżihadystami/terrorystami. Wprawdzie główny jej ciężar ponoszą USA, ale prócz Francji i Wielkiej Brytanii także małe kraje – Holandia, Dania czy Belgia – wysyłają swe samoloty na Bliski Wschód. W przekonaniu, że konflikt ten dotyka również Europy i jej interesów.

Ale Niemcy, najzasobniejszy kraj Unii, wolą trzymać się z boku i jak prawie zawsze wykluczają udział w działaniach militarnych, ograniczając się do dostaw broni dla Kurdów. Taka postawa jest coraz częściej krytykowana także w Niemczech. „Nasi alianci prowadzą działania, których celem jest nasze wspólne bezpieczeństwo, a nas tam nie ma. W ten sposób nie może postępować największa gospodarka Europy i jeden z najważniejszych krajów NATO” – ubolewa emerytowany generał Harald Kujat.

Pytanie tylko: czy Niemcy mogą postępować inaczej? Czy armia niemiecka byłaby zdolna do udziału w takiej operacji? I w ogóle: w jakim stanie, jeśli chodzi o sprzęt i siłę bojową, są wojska lądowe, marynarka i lotnictwo, gdyby doszło do tego, co po niemiecku nazywa się Ernstfall, a co można przełożyć jako „wojenna potrzeba”? Odpowiedzi, których udzielają politycy i wojskowi, wywołują lęk.

Sprawna? Może połowa...

O drastycznych brakach w sprzęcie, jak samoloty bojowe i transportowe, opinia publiczna dowiedziała się niedawno, gdy lotnictwo miało dostarczyć Kurdom broń lekką i przeciwpancerną do walki z Państwem Islamskim. Rozpoczęcie dostaw odwlekało się, gdyż nie było sprawnych maszyn transportowych Transall. Także podczas ogłoszonej szeroko akcji pomocy dla krajów dot- kniętych ebolą – „most powietrzny” miał ją dostarczyć do Afryki – jeden z Transallów „uziemiła” usterka. A to był początek: w kolejnych dniach opinia publiczna miała dowiadywać się o kolejnych brakach.

W efekcie komisja Bundestagu ds. obronności poczuła się zmuszona, by wystąpić do ministerstwa obrony o wyjaśnienia. Z rzadką jednomyślnością posłowie koalicji rządowej i opozycji zaprosili generałów, by zapytać, jaki sprzęt w ogóle nadaje się jeszcze do użytku. Odpowiedzi były porażające. Wszystko jedno, czy chodzi o okręty, wozy pancerne, śmigłowce czy samoloty, w prawie każdym przypadku okazywało się, że sprawna jest może połowa sprzętu, a niekiedy zaledwie jedna trzecia.

Szczególnie fatalna sytuacja jest w marynarce wojennej: z 21 jej śmigłowców Sea King sprawne są trzy, z 22 śmigłowców Sea Lynx – cztery. Nieco lepiej jest w siłach powietrznych: z 254 samolotów bojowych „uziemionych” jest 150. W tym: spośród 109 nowoczesnych samolotów Eurofighter tylko 42 są sprawne, spośród 89 starszych wiekiem samolotów Tornado – jedynie 38. Takie samoloty byłyby dziś potrzebne, gdyby doszło do zagrożenia wschodniej granicy NATO. Tymczasem okazuje się, że nawet ta część sprzętu lotniczego, którą Berlin zgłosił Sojuszowi jako gotową do użycia (w ramach NATO Defense Planning Process), jest niesprawna.

Mówiąc inaczej: Bundeswehra nie jest w stanie realizować nie tylko bojowych misji zagranicznych, ale też zadań wynikających z członkostwa w NATO. Gdyby doszło do jakiejś „potrzeby”, Niemcy byłyby bedingt einsatzfähig: warunkowo zdolne do działania.

Czy znajdą się pieniądze?

Oczywiście powszechne jest pytanie: kto ponosi winę? Minister obrony Ursula von der Leyen, która funkcję tę pełni od niedawna, odrzuca odpowiedzialność. Jej wytłumaczenie jest proste: problemy narastały latami i teraz, aby się z nimi uporać, potrzeba czasu – oraz, a może zwłaszcza, pieniędzy.

Pani minister, o której do niedawna mówiono, że ma ambicję objąć kiedyś schedę po kanclerz Merkel, w jednym ma rację: armia jest droga. Ale faktem jest także, że Republika Federalna od lat wydaje za mało na obronność. Bundeswehra stała się ofiarą oszczędności – można powiedzieć, że w ciągu minionych kilkunastu lat została budżetowo zagłodzona na śmierć. Zmieniały się koalicje rządowe i ministrowie – wina rozkłada się na wszystkich.

Wszelako przyczyna stanu Bundeswehry ma też drugie dno: głębsze, sięgające sfery psychiczno-mentalnej społeczeństwa, a w każdym razie znacznej jego części. Po katastrofie II wojny światowej większość Niemców popadła w pacyfizm. Nawet w 1956 r., gdy trwała zimna wojna i na linii Wschód–Zachód iskrzyło, ponad połowa Niemców (z RFN) deklarowała w sondażu, że należy rozwiązać Bundeswehrę, ledwie co powołaną. Później, gdy NATO dozbrajało się w konfrontacji z Kremlem, w żadnym innym kraju zachodnim opór społeczny nie był tak wielki. A gdy wreszcie, 25 lat temu, rozpadły się mur berliński i potem Związek Sowiecki, zjednoczonym na powrót Niemcom (i nie tylko im) zdało się, że nastała epoka wiecznego pokoju...

Dziś – gdy rosyjskie czołgi są na Ukrainie – widać, że był to błąd.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2014