Błędne kółko

Nie dajmy się zwieść doniesieniom z Kamienia Pomorskiego. Nawet jeśli Mateusz S., który prowadząc samochód po pijanemu zabił sześć osób, jest od nas gorszy, to tylko trochę.

04.01.2014

Czyta się kilka minut

Podejrzewam, że każdy z nas poznał kiedyś kogoś takiego. Ja w każdym razie poznałem.

Nazwijmy go Z. Pod pięćdziesiątkę: poczciwy, uczciwy, towarzyski, lubiany. Inteligent, wykształcony: zdolny do ciekawych analiz, również tych na temat polskiego społeczeństwa i jego organicznych wad.

Z. ma jedną wadę. Pije, a potem jedzie. Nie żadna wiejska „jazda polska”, skądże znowu. Może dwie lampki wina, innym razem dwa piwka, góra trzy czwarte butelki dobrego wina. Pewnie nigdy nie przekroczył jednego promila.

„Po” jedzie zapewne dość ostrożnie, żadnej brawury – nie ta kategoria. Pewnie, że Mateusz S. z Kamienia Pomorskiego to inny przypadek. „Nie to, co ja” – powiedziałby zapewne Z., i może nawet miałby rację.

Skądinąd Z. nie musiał się nigdy specjalnie tłumaczyć. Owszem, zawsze była wokół niego atmosfera lekkiej dezaprobaty – jakieś szemrania, namawiania, że może lepiej nie, może dzisiaj tramwajem – ale bez przesady. Zresztą w ślad za tą dezaprobatą szedł równolegle wartki nurt facecyjno-anegdotyczny: że to jego wsiadanie „po” jest w sumie zabawne. Jeśli się nie mylę, nikt nigdy nie powiedział ostro i dobitnie: „Kiedyś zabijesz”.

I Z. (nigdy nikogo nie potrącił), i Mateusz S. (zabił sześć osób), i otoczenie ich obu (czyli my wszyscy, albo prawie wszyscy, którzyśmy nigdy nie jechali po niedopuszczalnej przez prawo dawce alkoholu) – jesteśmy z tego samego społeczeństwa.

ZBRODNIA!

Z tego samego społeczeństwa są nasi politycy. I nie chodzi nawet o popularne w ostatnich latach – i nagrane kamerą – historie z życia elit: że ten proponował żartem koleżance – podczas zakrapianej partyjnej imprezy – okazanie penisa, ów bełkotał coś z mównicy sejmowej, a tamta mówiła „coś tam coś tam” na sejmowych korytarzach. To przecież zupełnie inna historia – powie ktoś – w końcu nikogo nie skrzywdzili. Choć i takie historie tworzą klimat przyzwolenia na picie (może w konsekwencji na picie i jechanie?).

Ale bywało przecież i gorzej. Mieliśmy nie tak dawno zastępcę komendanta policji, który uderzył po pijaku w barierkę (miał we krwi dwa promile, a więc tyle, ile według doniesień medialnych miał mieć Mateusz S.); pijanego księdza, który potrącił kobietę. I wielu przedstawicieli władz – lokalnych i nie tylko – którzy zostali przyłapani na tym samym (albo nie dali się przyłapać, zasłaniając się immunitetem).

Dziś te same elity, które stworzyły pokaźny rejestr podobnych historii, niemal chóralnie krzyczą: „karać! zaostrzać!”.

– Nagle wszyscy się obudzili i chcieliby zmieniać prawo. Tymczasem nie zdarzyło się przecież nic nowego – komentuje Jacek Gęga, prawnik Stowarzyszenia „Alter Ego”, pomagającego ofiarom wypadków komunikacyjnych. – Wśród zgłaszanych dziś pomysłów są nierealistyczne, ale też szaleńcze, jak propozycja konfiskaty samochodu osobie przyłapanej na jeździe po alkoholu – dodaje. – Choćby dlatego, że nie każdy jeździ swoim samochodem.

„Tacy kierowcy powinni odpowiadać tak jak w przypadku zbrodni, a (w takim przypadku) najniższy wymiar kary to 3 lata pozbawienia wolności plus brak możliwości orzeczenia przez sąd kary w zawieszeniu” – mówił w ostatnich dniach Mariusz Błaszczak z PiS, przypominając, że jego klub w grudniu 2012 r. złożył projekt zmiany kodeksu karnego, proponując karę 20 lat pozbawienia wolności w przypadku katastrofy lądowej, w której dochodzi do śmierci.

„Nie będziemy licytować się z tymi, którzy od kilkudziesięciu godzin z powodu tej tragedii w Kamieniu Pomorskim rozpoczęli taki nieograniczony przetarg na jak najbardziej radykalne czy kontrowersyjne rozwiązania” – mówił z kolei w piątek premier Donald Tusk, zapowiadając jednak ogłoszenie propozycji zmian prawnych.

W jakim kierunku pójdą zmiany, dowiemy się w dniu kioskowej premiery tego numeru. Czy rządzący oprą się presji społecznej i opozycji? Logika nakazywałaby ostrożność (którą zaprezentował szef rządu): jeśli dla zaostrzenia kar nie ma racjonalnego uzasadnienia, trzeba je uznać za działanie pod publiczkę. Jeśli uzasadnienie jest, rodzi się pytanie – dlaczego dopiero teraz?

PAN STEFAN PO PROMILU

W ubiegły piątek – kiedy wszystkie serwisy informacyjne trąbiły o tragedii z Kamienia Pomorskiego – odwiedziłem krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych. Dr Jan Unarski, kierownik Zakładu Badania Wypadków Drogowych, pokazuje film zrealizowany przy współpracy Telewizji Kraków oraz IES.

Dwoje ochotników – na zamkniętym terenie, z wyłączonym ruchem – prowadzi samochód między bramkami. Najpierw na trzeźwo, później z zawartością pół promila alkoholu we krwi, wreszcie z promilem.

– Ta pani jest na drugim etapie – pokazuje dr Unarski, siedząc przy komputerze w swoim gabinecie. – Próbując skorygować kierunek jazdy, niechcący włączyła wycieraczkę. Jedzie niezbornie, ale jeszcze kontroluje jazdę.

– A teraz pan Stefan po promilu – kontynuuje dr Unarski. – Potrącił bramkę. Wiele nieskoordynowanych manewrów. Teraz wychodzi z samochodu: widać, że jest całą sytuacją rozbawiony.

Bohaterowie filmu nie przekraczają promila, a mimo to mają tylko częściową kontrolę nad pojazdem.

– Jak reagował na bodźce sprawca wypadku w Kamieniu Pomorskim? – pytam dr. Unarskiego.

– Przy 0,5 promila nie zauważa się większych różnic w zachowaniu. Owszem, jesteśmy skłonni podejmować nieco większe ryzyko, ale to ryzyko potrafimy kontrolować – odpowiada naukowiec. – Po przekroczeniu 0,5 promila zaczyna się etap, na którym do niezborności i opóźnionego czasu reakcji dochodzi utrata samokontroli. Mamy też coś, co nazywa się „widzeniem tunelowym”: przestajemy reagować na bodźce dochodzące do nas z boków, koncentrujemy się tylko na tym, co przed nami. A sprawca z Kamienia Pomorskiego? Był w fazie, w której zwykle o samokontroli nie ma już mowy.

RECYDYWA UCHODZI

W 2012 r. policja zatrzymała prawie 170 tys. pijanych kierowców. Statystyki – w porównaniu z rokiem poprzednim – nieznacznie się poprawiły. Nadal jednak mniej więcej co dziesiąty zabity to ofiara pijanego kierowcy.

Co zrobić, by Polacy nie wsiadali po alkoholu do samochodu?

Część odpowiedzi dają inne dane statystyczne: jak podała w ubiegłym tygodniu „Rzeczpospolita”, aż 70 proc. nietrzeźwych kierowców-recydywistów otrzymuje wyroki w zawieszeniu.

– Nie chodzi zatem o surowość kar, ale po pierwsze o jej nieuchronność, po drugie o orzecznictwo sądów – komentuje Jacek Gęga. – Przepisy karne nie są złe. Pozwalają moim zdaniem w sposób adekwatny ukarać sprawców. Tyle że każdy przepis objęty jest widełkami „od-do”. Powszechne zawieszanie kar w przypadku recydywy jest niepokojące, choć pamiętajmy, że trzeba patrzeć na każdy przypadek z osobna.

Kolejny problem to według Jacka Gęgi ekspertyzy biegłych. – Miałem kilka przypadków, że sprawca był pod wpływem alkoholu, ale zdaniem biegłych nie miało to wpływu na wypadek – mówi prawnik. – Np. całkiem niedawno zginął potrącony przez nietrzeźwego kierowcę starszy mężczyzna, ale zdaniem sądu alkohol nie miał na tę śmierć wpływu. W związku z tym kierujący pojazdem odpowiedział tylko za sam fakt prowadzenia w stanie nietrzeźwym.

Według prawnika „Alter Ego” problemem jest jednak nie sam wyrok, ale tryb dochodzenia do niego. – Wiele ekspertyz odbywa się automatycznie – mówi Jacek Gęga. – Bada się np. wypadek od strony czysto inżynieryjnej, ale już nie od lekarskiej. Bo np. prokurator biegłego lekarza nie powołuje.

– Badanie wypadku obejmuje analizę trzech zespołów czynników – potwierdza dr Unarski. – Pierwszy to materia techniczna samego zdarzenia, drugi to analiza psychologiczna, a trzeci – analiza lekarska, czyli dotycząca stanu fizycznego. I rzeczywiście zdarza się, że sądy nie korzystają z zespołu biegłych, bo np. nie ma chętnych, by taką pracę wykonać. Ale też nie zawsze jest potrzeba, by wypadek badał cały zespół.

GRUPA GŁUPICH OSÓB

Niewiele wskazuje na to, by tragiczny wypadek z Kamienia Pomorskiego mógł posłużyć za społeczną terapię szokową. Bo niby dlaczego miałoby się tak stać?

– Mamy po prostu w Polsce ogromną grupę osób, którzy nie dorośli do prowadzenia pojazdów – mówi dr Unarski. – Nawet nie bardzo sobie zdają sprawę z tego, że ich stan może mieć wpływ na bezpieczeństwo. Jedni nie zdają sobie z tego sprawy, bo są aż tak głupi, a drudzy, bo są tak pijani, że tego nie czują.

Kto powinien zająć się naszą zatrutą alkoholem etylowym mentalnością? – Rodzice, szkoła, Kościół – wymieniają jednym tchem eksperci. Z pewnością nie rozwiążą go politycy i prawnicy, majstrujący przy najważniejszych ustawach od tragedii do tragedii.

Ktoś kiedyś zapytany, co jest potrzebne w Polsce, byśmy mieli telewizję publiczną taką jak brytyjska BBC, odpowiedział krótko: potrzebni są Brytyjczycy. Analogia nie od rzeczy: w tej samej Wielkiej Brytanii samochodem można jeździć do poziomu 0,8 promila alkoholu we krwi, a bezpieczeństwo na drogach należy do najwyższych w Europie.

W Polsce można jeździć do 0,2 promila. Co z tego, skoro średnia zawartość alkoholu we krwi polskiego kierowcy na gazie wynosi – według wyników badań przytaczanych przez dr. Unarskiego – ponad półtora promila. Jeszcze inny problem wiąże się oczywiście z faktem, że 90 proc. wypadków samochodowych ze skutkiem śmiertelnym Polacy powodują na trzeźwo, a ich główną przyczyną jest nadmierna prędkość.

„Polski problem” tkwi w głowie, nie w kodeksie karnym.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2014