Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
1. Z trzech premier, zaprezentowanych w miniony weekend w Starym Teatrze, „Bitwa warszawska 1920” Pawła Demirskiego i Moniki Strzępki była spektaklem zdecydowanie najbardziej wyczekiwanym.
W rytmie wyświetlanych na tylnej ścianie dat śledzimy kolejne epizody wojny polsko-bolszewickiej: wybór jednego z trzech wariantów bitwy, udział francuskiej dyplomacji, wkład szyfranta w zwycięstwo itd. Jednak od początku spektaklu, od momentu, kiedy na tylnej fasadzie wyświetlane są zdjęcia luminarzy współczesnej polskiej sceny politycznej, jasne jest, że chodzi o teatr, który podejmując temat historyczny, rozmawia o dniu dzisiejszym. „Bitwa...” wpisuje się w szereg przedstawień duetu, w których – jak w „Sztuce dla dziecka” czy „W imię Jakuba S” – w toku montowanej na scenie historycznej narracji pyta się o naszą zbiorową tożsamość.
2. Na scenie w przededniu bitwy spotykają się Piłsudski, Dzierżyński, Broniewski, Róża Luksemburg, Witos, Maxime Weygand – obok nich „zwykli” ludzie: chłop, aktorka, legioniści. To pomieszanie postaci historycznych z anonimowymi bohaterami trzeciego planu jest znaczące: przeciw-historia Demirskiego/Strzępki jest historią oddolną, współtworzoną przez tych, którym na kartach wielkiej historii odebrano głos. Równie interesujący jest sposób, w jaki przedstawia się postaci historyczne. Demirski i Strzępka pytają o osobiste motywacje i emocje stojące za decyzjami, które mają wpływ na miliony, nie po to jednak, by ocenić i skompromitować, raczej po to, by w posągowych bohaterach dostrzec ludzi naturalnej wielkości. „Życie moje nie wyszło jak miało wyjść” – deklaruje Dzierżyński. „Czy mały Józefek nie będzie się mnie wstydził?” – pyta Piłsudski. Temu bodaj służy umieszczona między bohaterami figura polskiej mamy: aby pokazać świat, gdzie wszyscy są (do pewnego stopnia) maluczkimi aktorami wielkiej historii, która przetacza się po ich żywotach i po ich ciałach. Nie trzeba wyjaśniać, że taka „równość” jest dosyć ryzykowna, chodzi jednak o to, by złamać pieczęcie wielkiej historii i przepisywać ją na własny rachunek.
W szeregu dygresji twórcy powracają do pytań, które zadawali już w poprzednich spektaklach: o różnicę między mordem usankcjonowanym przez państwo a krwawą rewolucją, o pozycję chłopa w historii. Te dygresje splatają się w sceniczną dyskusję, w której „bitwa warszawska” staje się bitwą o kształt współczesnej Polski. Nie przez przypadek Piłsudski spotyka się tutaj z Dzierżyńskim; nie przez przypadek prowadzi się polemikę między „lewicą” a „prawicą”. Rzecz rozpisana jest w układzie binarnych opozycji, pomiędzy którymi twórcy oscylują, nikomu z góry nie przyznając racji.
Na scenie wznosi się toast za rządzących, aby przestali rządzić; system demokratycznego głosowania prezentuje się jako promocję analfabetyzmu. Są to wypowiedzi mocne i nośne publicystycznie, jednak formułowane z utopijnej pozycji pozostającego na zewnątrz obserwatora. Ciekawsze w spektaklu są miejsca, kiedy unika się wygodnych rozstrzygnięć, zamiast tego wciąż ponawiając pytania. Impas, do którego ostatecznie prowadzi dyskusja, jest miejscem publicystycznie mało satysfakcjonującym, za to ciekawym politycznie i teatralnie. W „Bitwie...” zwycięża świadomość porażki, niejasne poczucie, że we współczesnej Polsce (w ogóle na świecie) nic nie jest na swoim miejscu i nie wiadomo, jak to można zmienić – a jednak nie należy z wysiłków rezygnować. Ten ton, który pojawił się w ostatnich spektaklach duetu, do zaciętości i brawury „wściekłego tandemu” dodaje gorzkiego posmaku – i tylko szkoda, że rzecz jest w spektaklu sformułowana w sposób dość ogólnikowy.
3. Wybór bitwy warszawskiej na moment dyskusji nie jest przypadkowy: chodzi o moment fundacyjny dla niepodległej Polski. Nie chodzi zatem o zwyczajową honorową porażkę, do jakiej przyzwyczaiła nas celebrowana historia powstań, ale o zwycięstwo. Perfidia polega na tym, że ten dzień, kiedy – jak chce wiedza podręcznikowa – wojska polskie zatrzymały rewolucję bolszewicką i powstrzymały ją przed rozlaniem się na Europę, pokazuje się jako moment początkujący klęskę...
Zarazem wybór tej daty na wydarzenie fundacyjne ma swoje słabe strony. Kiedy w spektaklu „W imię Jakuba S” Demirski i Strzępka zaproponowali datę zniesienia pańszczyzny jako stojącą u podstaw genealogii zbiorowej tożsamości Polaków, rzecz miała wyrazisty krytyczny posmak, bo mocno się kłóciła z powszechną świadomością utrwalaną w szkołach, instytucjach i zbiorowych rytuałach. Czy bitwa warszawska jest wydarzeniem dostatecznie mocno zapisanym w pamięci zbiorowej i o wystarczająco klarownym znaczeniu – czyli jaki impet i nośność ma prowadzona w „Bitwie warszawskiej 1920” dyskusja? Z tym pytaniem zostawił mnie spektakl.
Paweł Demirski „Bitwa warszawska 1920”, reż. Monika Strzępka, scenogr. Michał Korchowiec, muz. Jan Suświłło, choreogr. Cezary Tomaszewski, premiera w Starym Teatrze w Krakowie 22 czerwca 2013 r.