Berlińska awantura

Bezcenna kolekcja malarstwa europejskiego jest śmiertelnie zagrożona! Co się dzieje nad Sprewą, że uderzono w tak alarmistyczne tony?

22.10.2012

Czyta się kilka minut

Gemäldegalerie to jedno z najwspanialszych muzeów dawnego malarstwa w Europie: od Giotta, Botticellego i van Eycka, przez Rafaela, Tycjana i Dürera, po Caravaggia, Rembrandta, Vermeera i Watteau. Specjalnie dla niej wzniesiono budynek, którego podwoje otwarto w 1998 r. A jednak zarządzająca Gemäldegalerie Fundacja Pruskiego Dziedzictwa Kultury ogłosiła niedawno, że zgromadzone w niej dzieła zostaną przeniesione do Bode-Museum i zostaną połączone z wystawianymi tam już zbiorami rzeźby. Ich miejsce ma zająć zbiór stworzony przez niemieckiego przedsiębiorcę Heinera Pietzscha, obejmujący około 150 obrazów, rysunków i rzeźb. Najważniejszą jego część stanowią nadrealiści oraz przedstawiciele nowojorskiej abstrakcji, w tym dzieła Maxa Ernsta, Magritte’a, Dalego oraz Jacksona Pollocka i Marka Rothko. Razem z pobliską Neue Nationalgalerie mają stać się Muzeum XX wieku.

Decyzja wzbudziła niepokój. Pod petycją zainicjowaną przez historyka sztuki Jeffreya Hamburgera podpisało się do dziś 14 tys. osób z całego świata. Zwrócono uwagę, że tragedią jest szukanie miejsca dla sztuki XX wieku „kosztem jednej z najlepszych na świecie kolekcji obrazów dawnych mistrzów, bez jednoczesnego tworzenia konkretnych planów do jej wyeksponowania w całości”.

Skala protestu zaskoczyła berlińskich decydentów. Nie wpłynęła na zmianę stanowiska, lecz przynajmniej wymusiła na zarządzających berlińskimi muzeami przestawienie racji stojących ich zdaniem za przeprowadzką kolekcji. Jednym z argumentów jest powrót do muzealnej przeszłości miasta. Dyrektor Gemäldegalerie Bernd Lindemann mówi o tym wprost: połączenie kolekcji będzie oznaczało odrodzenia tradycji przerwanej w 1933 r. Na inny aspekt wskazywał minister kultury Bernd Neumann. Podkreślił, że kolekcja Pietzscha „wypełnia lukę w zbiorach Galerii Narodowej i jest tym samym jej wartościowym dopełnieniem” (lukę, którą stworzyły rządy nazistów). Dodaje też, że „zakup na rynku sztuki [takich dzieł – PK] byłby dziś dla muzeum niemożliwy z powodów finansowych”. Oczywiście można zauważyć, że wartość zaledwie kilku wybranych dzieł z Gemäldegalerie dalece przeskoczyłaby wartość kolekcji niemieckiego przedsiębiorcy. Jednak, to prawda, nikt w tej chwili nie da muzeum kwoty 150 mln euro, a na tyle oszacowano wartość zbioru Pietzscha.

Decydującym powodem przeprowadzki jest jednak zwiększenie atrakcyjności samych muzeów. Po zmianach powstałyby trzy duże ośrodki: tzw. Wyspa Muzeów ze zbiorami sztuki od starożytności po XIX wiek, Kulturforum z kolekcją XX wieku i Hamburger Bahnhof poświęcony współczesności. Ma to przyciągnąć większą liczbę zwiedzających.

Gemäldegalerie – jak podkreślano – cieszy się dziś umiarkowanym zainteresowaniem. W 2011 r. jej gmach odwiedziło 277 tys. osób (wliczono do tej liczby zwiedzających Gabinet Rycin oraz czytelników cenionej Biblioteki Sztuki). Natomiast 220 tys. było w sąsiadującej Neue Nationalgalerie. Nie są to liczby małe, choć trudno je porównywać z publicznością Luwru (8,8 mln), londyńskiej Galerii Narodowej (5,2 mln) czy Tate Modern (4,8 mln). Muzeum Pergamońskie w Berlinie w tym czasie przyciągnęło 1,3 mln, mieszcząc się dopiero w trzeciej dziesiątce najpopularniejszych muzeów świata (dane za „The Art Newspaper”).

Przykład Tate Modern pokazuje także inne zjawisko: coraz większego zainteresowania sztuką nowoczesną i współczesną. To twórczość ostatnich 150 lat przykuwa dziś uwagę. Widać to także na rynku sztuki, w mediach, na wystawach. Znaczenie tych ostatnich zresztą systematycznie wzrasta. Wystawę „Nowojorska abstrakcja ekspresyjna” w Museum of Modern Art obejrzało prawie 1 mln 160 tys., zaś Claude’a Moneta w paryskim Grand Palais 913 tys. osób. W przypadku sztuki dawnej rekordzistą okazał się pokaz malarstwa i rzeźby w XVIII-wiecznym Rzymie przygotowany przez petersburski Ermitaż z 420 tys. zwiedzających, a fascynujące „Twarze renesansu” w Bode-Museum, których ozdobą była „Dama z łasiczką” Leonarda da Vinci, obejrzało 250 tys. osób. Różnice są tu uderzające. Nie należy oczywiście ulegać fetyszowi frekwencji. Jednak publiczności nie można lekceważyć, zaś muzeum jest czymś więcej niż tylko świątynią sztuki dla wtajemniczonych.

Przykład Gemäldegalerie pokazuje, że muzeum może stać się tematem ważnej debaty, a decydenci muszą nauczyć się przekonywać do swoich racji (i słuchać oponentów). Warto też przy tej okazji odpowiedzieć sobie na pytania, co ta sprawa mówi o gustach publiczności i o polityce muzeów? Dlaczego publiczność zaczyna przekładać Warhola nad Tycjana, a sztuka współczesna, tak często oskarżana o hermetyzm i niezrozumiałość, przyciąga wielu, zwłaszcza młode pokolenie?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2012