Autostrada w jedną stronę

„Locke” trzyma widza w żelaznym uścisku. Zachowując jedność miejsca, czasu i akcji, podkręcając napięcie, równolegle zmusza do namysłu nad życiem jako ciągiem zadań do wykonania i ról do spełnienia.

17.12.2013

Czyta się kilka minut

 / Fot. SOLOPAN
/ Fot. SOLOPAN

Na przekór hobbitowej gorączce, która za chwilę opanuje nasze multipleksy, postanowiłam napisać o filmie będącym zaprzeczeniem hollywoodzkiej baśni w każdym tego słowa znaczeniu. Pokazuje on, jak wielkie możliwości nadal tkwią w kinie, niezależnie od ilości zainwestowanych weń środków. „Locke”, który na początku roku ma wejść na nasze ekrany, to film zawdzięczający właściwie wszystko swoim zewnętrznym ograniczeniom (kosztował mniej niż dwa miliony dolarów), jak i świadomym samoograniczeniom. Dostarcza emocji po stokroć silniejszych niż niejeden rasowy thriller z gatunku „szybkich i wściekłych”.

Mężczyzna zamknięty przez 90 minut w samochodzie pędzącym z Birmingham do Londynu – to nie może brzmieć zbyt ekscytująco, choć z sukcesem stosował już podobną formułę chociażby Abbas Kiarostami. Akcja amerykańsko-brytyjskiego filmu poprowadzona jest bardziej radykalnie: ani na moment nie zbacza z precyzyjnie wyznaczonej trasy i trwa dokładnie tyle, ile podobny nocny rajd trwałby w czasie rzeczywistym. Bohater podłączony do telefonicznego zestawu głośnomówiącego rozgrywa we wnętrzu auta całe swoje życie: swoją przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Czy to jeszcze film? – zastanawiamy się, oglądając sfilmowany teatr jednego aktora, który równie dobrze mógłby być radiowym słuchowiskiem. Z urywanych telefonicznych rozmów stopniowo wyłania się skomplikowana i coraz bardziej beznadziejna sytuacja bohatera. Dowiadujemy się, że Ivan Locke (Tom Hardy) jest kierownikiem budowy i następnego dnia czeka go uroczyste otwarcie wielkiej inwestycji („największej wylewki w dziejach Europy”). W domu czekają nań z kolacją żona i synowie – telewizja właśnie emituje bardzo ważny mecz. Bohater nie wróci jednak na noc do rodziny, a rano nie pojawi się w miejscu pracy. Stawia na ostrzu brzytwy całe swoje życie i zawodową karierę, by być tej nocy w Londynie, gdzie obca mu i obojętna kobieta, z którą spędził ongiś krótką upojną chwilę, rodzi właśnie jego dziecko. Bethan ma 43 lata, jest zupełnie sama, a poród komplikuje się. Rozpoczyna się walka z czasem i nerwami.

„Nie mam wyboru, podjąłem decyzję” – powtarza Locke, kiedy świat wali mu się na głowę. Pomiędzy nerwowymi telefonami od rodzącej próbuje niezgrabnie wyznać całą prawdę swojej żonie, by w tak zwanym międzyczasie stawić jeszcze czoła groźbie katastrofy budowlanej i ucieszyć się z bramek strzelanych przez ukochaną drużynę. Samochód i telefon stają się na moment całym światem, centrum zarządzania kryzysem i zdalnego dowodzenia życiem – nie tylko zresztą swoim. Steven Knight, reżyser i scenarzysta filmu, stopniowo dobudowuje kolejne piętra spadającej na Locke’a odpowiedzialności: za rodzinę, która wkrótce może się posypać tak samo jak wieżowiec, który Locke buduje dla amerykańskich inwestorów. Twórcy osaczają swego bohatera, zagęszczając do granic życiowego prawdopodobieństwa spadające nań wyzwania. Jeden nieważny skok w bok uruchomił bowiem lawinę zdarzeń, której zatrzymać już nie sposób. Życia nie uda się zawrócić na dawny tor – autostrada biegnie w jedną stronę. Nie da się też zadowolić każdego z bohaterów dramatu ani poustawiać ich na życiowej szachownicy wedle własnych egoistycznych reguł.

„Locke” w podobnym żelaznym uścisku trzyma swego widza. Jednakże zachowując rygorystycznie jedność miejsca, czasu i akcji, otwiera zarazem wiele planów, daje upust naszej wyobraźni, prowokuje ruch myśli. Nieustannie podkręcając napięcie, równolegle uruchamia w nas inny rejestr – zmusza do namysłu nad życiem jako ciągiem zadań do wykonania i ról do spełnienia, pośród których coraz mniej miejsca zajmuje staromodne słowo „powinność”. Aż dziw bierze, iż ledwie łapiąc oddech, możemy sobie pozwolić na tego typu moralne dywagacje. Lecz oto brytyjski reżyser podsyła bombardowanemu telefonami Locke’owi jeszcze jednego rozmówcę. Co więcej, umieszcza go nawet w samym środku auta. Tym pasażerem okazuje się twarz bohatera raz po raz widziana w szybie i lusterku bocznym. Ta twarz staje się nie tylko sumieniem, ale i odbiciem innej twarzy, należącej do ojca Ivana Locke’a. To bodaj jedyna drobna słabość znakomitego filmu Knighta: sprowadzenie decyzji bohatera do polemiki z własnym rodzicem, próby wybicia się z przeklętych kolein losu. Niemniej właśnie dzięki tym obsesyjnym dialogo-monologom mamy możliwość wejścia w głąb postaci, znalezienia dlań motywacji nieco mniej wzniosłej, niż z początku mogło się wydawać.

A co z dzieckiem, które gdzieś w londyńskim szpitalu próbuje na przekór wszystkiemu przyjść na ten świat? Czy będzie ono dla bohatera dowodem winy, „wyrokiem na całe życie”, czy może początkiem czegoś nowego? Mistrzowsko napisany i zagrany film Knighta stroni w tym względzie od sentymentalnego banału. Pozwala przede wszystkim poczuć na własnej skórze ciężar decyzji bohatera. Wiadomo wszak, że właściwy wybór to wcale nie ten, za którym stoi obietnica nagrody. Podobnie jest z samym filmem, który bynajmniej nie obiecuje, że cała ta życiowa rozsypanka złoży się kiedyś w kojący obrazek. 

„LOCKE” – scen. i reż. Steven Knight, zdj. Haris Zambarloukos, muz. Dickon Hinchliffe, wyst. Tom Hardy. Prod. USA/Wielka Brytania 2013. Dystryb. Solopan.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2013