Ameryka Łacińska: Pluskwy na tylnym patio

Informacje, że wywiad USA podsłuchiwał przywódców z regionu, to upokorzenie dla Ameryki Łacińskiej. Eksprezydent Brazylii Lula da Silva żąda, by Obama „przeprosił cały świat”.

04.11.2013

Czyta się kilka minut

Afera podsłuchowa zatacza szerokie kręgi także w Ameryce Łacińskiej, „tradycyjnej” strefie wpływów USA, traktowanej jak „tylne patio”. Mimo obietnic Obamy o bardziej partnerskich relacjach z sąsiadami, zmianie nie uległ nawet język; niedawno sekretarz stanu John Kerry znów użył pojęcia „our backyard”...

„The Guardian” jeszcze latem opisał – na podstawie przecieków Edwarda Snowdena – jak NSA szpieguje region, głównie Kolumbię, Wenezuelę, Meksyk i Brazylię. Nie tylko polityków, ale też ministerstwa energetyki, górnictwa, firmy naftowe itd. Już wtedy Brazylia – oficjalnie sojusznik, w istocie główny rywal USA w regionie – była drugim najintensywniej rozpracowywanym krajem świata.

Ale prawdziwa „bomba” wybuchła we wrześniu, gdy brazylijski dziennik „O Globo” doniósł, że rząd USA śledził połączenia prezydent Dilmy Rousseff i włamał się do sieci „Petrobrasu”, naftowego giganta. W odpowiedzi pani prezydent przełożyła zaplanowaną na październik wizytę w USA, zamrażając relacje, które chciała ocieplać – po rządach bardziej antyamerykańskiego Luiza Inácio Luli da Silvy. W łyżce wody utopiła też plany zakupu amerykańskich samolotów.

Przekonana, że w grę wchodzi szpiegostwo gospodarcze – a nie „walka z terrorem”, jak twierdzi NSA – Rousseff reaguje stanowczo. Nie ma wyjścia: po czerwcowych, tlących się do dziś protestach, jej rząd jest na cenzurowanym, a działania USA zgodnie potępiają politycy i obywatele. Eksprezydent Lula chce nawet, by Obama „przeprosił cały świat”. „Amerykanie nie mogą znieść, że Brazylia stała się globalnym graczem. Dla nich winna tkwić w zależności, a to już przeszłość” – mówi.

Z kolei w Meksyku – gdzie wieści o podkradaniu informacji z sektora energetycznego i szpiegowaniu obecnego prezydenta Enrique Peñi Nieto (gdy jeszcze kandydował) wywołały podobne jak w Brazylii reakcje społeczne – rząd zachowuje się inaczej. Prezydent nie odniósł się do sprawy publicznie, poprosił jedynie USA o „zbadanie sprawy”. Postawy nie zmienił nawet po ostatnich doniesieniach niemieckiego tygodnika „Der Spiegel”, że śledzono też pocztę internetową eksprezydenta Felipe Calderóna i całego jego urzędu, zyskując ponoć „bardzo lukratywne informacje”. Oburzenie wyraził tylko Calderón (przebywający zresztą na ciepłej posadce na Harvardzie).

Ciekawe, że agresywne działania NSA miały miejsce właśnie za rządów Calderóna, który jak żaden inny prezydent Meksyku współpracował z USA, sam przekazywał Stanom tajne informacje z energetyki, biznesu i bezpieczeństwa (oddając im choćby dowodzenie w „wojnie z narkotykami”), i dla którego interwencjonizm USA nigdy nie był problemem. Takie potraktowanie „najwierniejszego sojusznika” jest istotnie szokujące.

Krytykując dziś apatyczną reakcję rządu Meksyku, niektórzy przyznają, że powściągliwość miałaby sens, gdyby prezydent mógł coś utargować, np. przychylność dla swych „ambitnych reform”: sektora energetycznego (oddania m.in. naftowego koncernu Pemex w ręce koncernów z USA), podatków czy edukacji. Problem w tym, że reformy te wymuszone zostały już na nim wcześniej. „Po co USA mają się zgadzać na realizację własnych żądań?” – pyta ktoś.

Wątpliwe więc, by doszło do pogorszenia stosunków. W oczach meksykańskich polityków dla Waszyngtonu nie ma alternatywy. Prezydent połknie gorzką pigułkę i będzie jak było – USA już zażądały od niego, by przeszedł nad aferą do porządku dziennego. Najlepszy dowód: podczas gdy Brazylia w reakcji na aferę chce, by dane internetowe magazynowano na terenie kraju, montuje własną elektroniczną pocztę jako alternatywę dla globalnych gigantów (rodem z USA) i zacieśnia regionalną wojskową obronę przed cyberatakami, Peña Nieto nadal chce przenosić dane swej administracji do... Google’a – tego, który Snowden uważa za część sieci NSA.

Kwestia „Petrobrasu” dowodzi, że celem NSA jest zdobycie gospodarczej i przemysłowej przewagi dla amerykańskich korporacji. To część „wojny totalnej”: geopolitycznej rozgrywki, gdzie rządy działają pod rękę z koncernami, i gdzie zaciera się granica nie tylko między szpiegostwem gospodarczym a bezpieczeństwem, ale nawet między przyjaciółmi a wrogami.

Dla upokorzonego regionu jedyna satysfakcja w tym, że widać, iż – zwłaszcza ostatnio – gospodarcza, handlowa i dyplomatyczna przewaga USA nad wymykającym się spod jego hegemonii „tylnym patio” ma mniej wspólnego z geopolitycznym „przeznaczeniem”, a więcej ze zwykłą kradzieżą.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, korespondent "Tygodnika" z Meksyku. więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2013