Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Żyrafa. Zwierzak jak zwierzak, tylko trochę dziwny. Podobno swego czasu Chruszczow nie bez racji stwierdził, że „takie zwierzę nie istnieje”. I rzeczywiście. Dwa z trzech w łódzkim zoo już nie istnieją. Najpierw padła Suri, właściwie natychmiast. Pękło jej serce, konkretnie zastawka. Ze strachu. Żyrafy też mają zastawki.
Bliżej niezidentyfikowane ludzkie bydło w liczbie kilkunastu sztuk wdarło się w nocy z soboty na niedzielę na teren ogrodu zoologicznego, absolutnie spontanicznie, altruistycznie demolując, co popadnie. Trudno dociec, czy specjalnie pastwili się akurat nad żyrafami, czy też po prostu oddawali się beztroskiemu relaksowi niskobudżetowego safari. W każdym razie nie obeszło się bez ofiar, ale to nawet i weselej, bo na co komu żyrafa. Domu nie popilnuje, trudno ją poszczuć na sąsiada, nawet do mrowiska się nie mieści (a przecie mogło być tak zabawnie)... Przecie trzeba zabić czas w długą noc tzw. weekendu. Ludzie są tylko ludźmi.
Chruszczow miał rację.
Druga ofiara nocnego psikusa miała na imię Hana i zdechła kilkadziesiąt godzin po Suri. Przetrwał Malkolm. Jakiś Malkolm zawsze przetrwa. Taki motyw szekspirowski. Salvatore Sciarrino mógłby napisać operę.