Zwycięzcy wezmą wszystko?

Kiedyś egipscy islamiści zapewniali, że nie chcą zdominować całego państwa. Potem zmienili zdanie, co zaniepokoiło zwolenników świeckiego państwa i egipskich chrześcijan. Dziś generałowie chcą osłabić szanse islamistów w wyścigu do fotela prezydenta.

16.04.2012

Czyta się kilka minut

Bomba poszła w górę w minioną sobotę późnym wieczorem, gdy egipska Komisja Wyborcza – organ koordynujący zbliżające się wybory prezydenckie – pokusiła się o wyrok tyleż salomonowy, co mogący wywołać polityczną burzę: w ostatniej chwili Komisja odrzuciła aż dziesięciu spośród 23 kandydatów, zgłoszonych do tych wyborów.

GDY ODPADAJĄ FAWORYCI

Wśród skreślonych znaleźli się Kheirat El-Szater, nominowany przez Bractwo Muzułmańskie, czyli największą siłę polityczną w kraju, radykalny salafita Hazem Abu Ismail, a także Omar Sulejman, podpora dawnego reżimu – był szefem tajnych służb za prezydentury Hosniego Mubaraka, obalonego przez rewolucję ponad rok temu.

Tymczasem za kandydata z dużymi szansami na zwycięstwo uchodził właśnie El-Szater. Teraz zdyskwalifikował go wyrok, jaki usłyszał jeszcze za dyktatury Mubaraka – bo choć po rewolucji skazanych w procesach politycznych zrehabilitowano, to ich wyroków formalnie nie zniesiono. Z kolei Omara Sulejmana – w niedawnym sondażu kairskiego dziennika „Al-Masry Al-Youm” dostał aż 20 proc. głosów! – skreślono, uznając, że przedstawione przezeń podpisy z poparciem nie reprezentują wymaganych przynajmniej 15 spośród 29 egipskich prowincji. Wykluczeni kandydaci mają 48 godzin na odwołanie się od tej decyzji. Natomiast Abu Ismaila Komisja wykluczyła z powodu amerykańskiego obywatelstwa jego matki (zakaz posiadania podwójnego obywatelstwa dotyczy nie tylko kandydata, ale też jego najbliższej rodziny).

W ten sposób Komisja Wyborcza wymierzyła cios przede wszystkim Bractwu Muzułmańskiemu – temu samemu, którego najwyższy organ polityczny (Rada Szury) półtora miesiąca temu zaskoczył Egipcjan swą decyzją, iż Bracia wystawią jednak własnego kandydata w planowanych na koniec maja wyborach. Wybrano właśnie El-Szatera, 62-letniego milionera znanego z konserwatywnych poglądów i dobrych stosunków ze światem biznesu, dotąd zastępcę przywódcy Bractwa.

FLIRT ISLAMU Z KAPITAŁEM

Nominując El-Szatera, Bractwo próbowało zapewne zaprezentować się jako ugrupowanie popierające gospodarkę wolnorynkową. „El-Shater to biznesmen, multimilioner promujący taką wizję islamu, która afirmuje wolnorynkowy kapitalizm. Zmarginalizował on w Bractwie wszystkich, którzy prezentowali inną opinię na rozwój ekonomiczny kraju” – tak Jason Hickel z London School of Economics komentował program Bractwa. Ale taka koncepcja gospodarcza może budzić wątpliwości w kraju, gdzie bieda i nierówności, i tak ogromne, ciągle powiększają się od czasów – zapoczątkowanej przez Sadata – „polityki otwarcia”, polegającej na prywatyzacji i deregulacji rynku. Także za Mubaraka, następcy Sadata, obecność państwa w gospodarce ograniczano. Po rewolucji i obaleniu Mubaraka w styczniu 2011 r. wydawało się więc, że nadszedł czas na nowe koncepcje rozwoju.

Ważniejszy jednak od aspektu ekonomicznego był fakt, że nominując El-Szatera islamiści złamali obietnicę daną rok wcześniej – o powstrzymaniu się od wystawienia swego przedstawiciela w pierwszych wolnych wyborach prezydenckich. Po Kairze krążyły więc różne interpretacje decyzji islamistów. Jedna głosiła, że Bracia właśnie zerwali ponadroczną współpracę z Najwyższą Radą Sił Zbrojnych (rządzącą krajem od obalenia Mubaraka) i chcą przejąć kontrolę nad wszystkimi instytucjami politycznymi.

Zanim jeszcze Komisja ogłosiła swój sobotni werdykt, były doradca prezydenta Sadata (rządził w latach 1970-81) tak komentował w rozmowie z „Tygodnikiem Powszechnym” kulisy nominacji El-Szatera: – To właściciel pięciu holdingów finansowo-przemysłowych, bardzo bogaty. W Bractwie odpowiadał za finanse, będzie więc mieć fundusze na kampanię. Jeśli wystartuje; był przecież skazany za pranie pieniędzy dla Bractwa w czasach Mubaraka i nie wiadomo, czy zdążą oczyścić go do czasu rejestracji kandydatów. Może wystawili go tylko po to, by wystraszyć przeciwników i odwrócić uwagę od Konstytuanty, piszącej nową konstytucję, a potem poprą kogoś innego? Bracia myślą dalekosiężnie, ich głównym celem jest islamska konstytucja.

Jakby przeczuwając, że generałowie mogą podjąć próbę storpedowania ich planów, Bracia Muzułmanie nominowali – na tydzień przed sobotnią decyzją Komisji Wyborczej – drugiego, rezerwowego kandydata: Mohameda Morsiego, przewodniczącego Partii Wolności i Sprawiedliwości politycznego ramienia Bractwa.

ISLAMIŚCI PISZĄ KONSTYTUCJĘ

Tymczasem stuosobowa Konstytuanta, wybrana przez parlament – wyłoniony w pierwszych wolnych wyborach na przełomie 2011/2012 r. – zdążyła stać się kością niezgody między partiami świeckimi, synodem Kościoła koptyjskiego i islamskim uniwersytetem Al-Azhar (ta ważna uczelnia, skłócona z islamistami, też jest graczem politycznym) z jednej strony, a przedstawicielami politycznego islamu z drugiej. Ci ostatni mają w parlamencie dwie trzecie miejsc.

Spośród stu członków Konstytuanty aż połowę wybrała spośród siebie parlamentarna większość. Reszta w teorii powinna reprezentować różne środowiska społeczne. Ale w praktyce np. finansistów reprezentują tylko przedstawiciele islamskiej bankowości, a prawników członkowie zdominowanego przez Braci stowarzyszenia prawniczego; podobnie jest z innymi organizacjami. Kilkunastu inaczej myślących członków Konstytuanty uznało, że nie chcą służyć islamistycznej większości za listek figowy – i opuścili ją na znak protestu. Dołączyli do nich przedstawiciele koptów i uniwersytetu Al-Azhar. W sumie Konstytuantę opuściło 20 proc. jej składu.

Wielu świeckich Egipcjan twierdzi, że sama procedura pisania nowej konstytucji została źle pomyślana: konstytucja zostanie przedstawiona narodowi do akceptacji w referendum już po wyborze prezydenta, zatem Egipcjanie będą wybierać go, nie znając jeszcze jego uprawnień. Świeccy patrzą też pesymistycznie na samą konstytucję – ma m.in. określić relacje między państwem a religią – w sytuacji, gdy 70 proc. członków Konstytuanty to islamiści i prawie zupełnie brakuje w niej kobiet i mniejszości religijnych.

Na razie pewną nadzieją może być wyrok kairskiego sądu administracyjnego, który orzekł w ubiegłym tygodniu, że skład Konstytuanty nie jest reprezentatywny dla społeczeństwa i dlatego nie może ona przygotowywać konstytucji. W tej sytuacji parlament będzie musiał dokonać ponownego wyboru członków Konstytuanty. To porażka islamistów – przynajmniej chwilowa.

ROZCZAROWANI Z TAHRIR

A jak w wyborach prezydenckich zagłosuje młodzież, która kiedyś tak aktywnie włączyła się w rewolucję?

Znaczna część młodych gniewnych zniechęciła się do polityki. Głosy niektórych dostanie pewnie Khaled Ali, walczący o prawa pracownicze. Inni poprą, choć z mieszanymi uczuciami, umiarkowanego islamistę Abdula Moneima Fotuha.

Wśród kandydatów wywodzących się z politycznego islamu Fotuh znany jest z otwartości na inne religie i poglądy. Dlatego, choć do połowy 2011 r. był członkiem Bractwa, popiera go część lewicy, liberałów i chrześcijan. Gdy na spotkaniu wyborczym z chrześcijanami, w kairskiej szkole prowadzonej przez jezuitów, zapytano go o stosunek do Bractwa, odparł: „Jeśli zostanę prezydentem, nie będzie żadnych przywilejów dla Bractwa” (przyjęto to z aplauzem). Gdy pytano o budowę nowych kościołów, obiecał nie przeszkadzać (wedle prawa chrześcijanie muszą ubiegać się o pozwolenie na budowę u prezydenta), ale dodał, że priorytetem nie są dziś nowe meczety i kościoły, ale szkoły, fabryki i szpitale.

Jednak coraz więcej młodych Egipcjan wierzy w czarny scenariusz. Rząd ogłosił niedawno, że rezerwy finansowe zmniejszyły się w ostatnim roku o 80 proc. Pesymiści widzą kraj w chaosie i głodowe zamieszki, na czele których stanie młodzież ze slumsów i biednych miasteczek w Delcie Nilu i Górnym Egipcie. A wtedy armia znów zaprowadzi „porządek”, w stylu znanym sprzed stycznia 2011 roku...

A może jednak Egipt doczeka się demokratycznej konstytucji i bardziej sprawiedliwego społeczeństwa? Są ciągle nad Nilem tacy, którzy wierzą w szczere intencje Braci Muzułmanów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2012