Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
1. Nie wierzę w skuteczne przejęcie przez blogerów i amatorów z sieci społecznościowych śledczo-kontrolnych funkcji prasy na poziomie wyższym niż tabloidowy. Oni bowiem istotnie świetnie dublują paparazzich (każdy człowiek z komórką jest dziś paparazzim), łowią i propagują powierzchowne plotki, konstruują atrakcyjne „narracje dla mas” – ale żeby siedzieć tygodniami nad tekstami projektów ustaw, porównywać tomy stenogramów, wgryzać się w sprawozdania finansowe i dociskać z mikrofonem oficjeli, trzeba, po pierwsze, być w tym ekspertem, a po drugie, poświęcić się zadaniu de facto na pełny etat.
2. Alternatywę dla infotainmentu bardziej niż w otwartym internecie widziałbym w takich płatnych, „zamkniętych” providerach przetworzonej informacji, jak Stratfor [prywatna amerykańska agencja wywiadowcza, przygotowująca analizy zarówno dla prywatnych zleceniodawców, jak i np. CIA – red.]. W tym sensie atak nań WikiLeaks można odczytywać jako uprzedzającą salwę w wojnie o kształt przyszłego porządku informacyjnego. WikiLeaks żyje dzięki klasycznemu infotainmentowi; Stratfor to dziennikarski odpowiednik ekskluzywnej telewizji kablowej.
Model przesuwałby się więc ku zakulisowemu, płatnemu, silnie sprofilowanemu dziennikarstwu, nieodróżnialnemu od korporacyjnego czy państwowego szpiegostwa – jeśli wolno byłoby to wówczas jeszcze nazywać dziennikarstwem.
3. Można rozumieć demokrację (co najmniej) dwojako: jako system procedur ukoronowanych spektaklem powszechnych wyborów lub jako model zaangażowania jednostki w życie wspólnoty. Demokracji w pierwszym sensie raczej nic nie grozi, te procedury siłą inercji będą działać jeszcze długo. Demokracja w drugim sensie dezaktualizuje się niezależnie od rozwoju mediów, głównie na skutek postępu cywilizacyjnego wymuszającego styl życia skrajnie indywidualistyczny i/lub polegający na ciągłej zmianie, a przynajmniej taką zmianę jaskrawo umożliwiający. Trudno wżyć się demokratycznie we wspólnotę, gdy masz przekonanie, że żadna wspólnota nie jest ci potrzebna, albo gdy swobodnie przepływasz między wspólnotami (i to zorganizowanymi na wielu przecinających się płaszczyznach).
4. Istnieje dość powszechne przeświadczenie o scalającej, „obywatelizującej” sile sieci społecznościowych powstających w internecie, mającej w rezultacie doprowadzić do renesansu demokracji, wtedy już ufundowanej na nowoczesnych technologiach komunikacji. Podaje się przykłady Wikipedii, protestów przeciw ACTA czy zwycięskiej kampanii Obamy. Uważam to rozpoznanie za błędne, oparte na niezrozumieniu natury demokracji albo psychologii internetu.
Struktury społeczne tworzące się w sieci przybierają wiele rozmaitych postaci, w większości niemających nic wspólnego z demokracją.
Najpowszechniejsze to oświecony absolutyzm i elitarna merytokracja. A nawet gdy czasami wybieramy w internecie procedury demokratyczne, czynimy to ze świadomością „gry w demokrację”.
W sieci nie ma „obywateli”. Są „uczestnicy” i „klienci”.
JACEK DUKAJ jest pisarzem, najwybitniejszym dziś autorem fantastyki naukowej w Polsce. Wielokrotnie honorowany nagrodą im. Janusza A. Zajdla, laureat Nagrody Kościelskich i Europejskiej Nagrody Literackiej.