Za szybko, za wolno…

Rzec trzeba, że ani chyże samoloty Dreamliner, ani prędkie pociągi Pendolino nie wywołały w kraju naszym oczekiwanego przez tak zwanych włodarzy entuzjazmu.

27.12.2014

Czyta się kilka minut

To, że w ogóle wzbudziły jakiekolwiek masowe emocje, jest i tak ewenementem w skali świata. Oczekiwano ich nadejścia z zabobonnym lękiem maskowanym sceptycyzmem, doczekanie zaś zostało skwitowane powszechnym wyrzekaniem. Zważmy, że argumenty przeciw tym urządzeniom są różne, pierwszy z nich, trudny do zbicia, brzmi tak oto, że są to luksusy dla nas za duże, a w zamian można byłoby postawić oszałamiającą liczbę żłobków.

Żłobki są w kraju naszym żelaznym punktem odniesienia, takoż więc cokolwiek kosztuje i służy czemukolwiek innemu, budzi natychmiast sprzeciw rzesz wrażliwych na dolę niemowląt. Ogromne parcie, by dzieci posyłać do szkół coraz to później, wskazywać może, przy pesymistycznym podejściu do tematu, że doczekamy się pokolenia finiszującego życiowo w żłobkach właśnie, dodajmy: w żłobkach spokojnej starości. To uwaga w nawiasie. Wróćmyż jednak do pendolina, bo temat jest szalenie gorący.

Pendolino pokazuje dość dokładnie, z jakim rodzajem pomieszania mamy do czynienia, ale niestety zespół tych pomieszań nie został nigdy ogłoszony drukiem. Otóż jest to, wedle wielu, pociąg dla nas za drogi. Bilet kosztuje za dużo, skład jedzie za wolno, ale też nie ukrywajmy: dla wielu sceptyków jedzie i tak za szybko. Kraj nasz jest bowiem za mały i za ładny, by jechać przezeń krótko – mówią. Pociąg ten, by wymieniać dalej jego wady, jest estetycznie kompletnie nam obcy. Jest, w zasadniczym trybie analizy estetycznej, gruntownie pozbawiony ładu plastycznego pociągu polskiego. Stąd zapewne wyrażane zgryźliwym tonem marzenia, by zaprząc jego ptasi dziób do lokomotywy spalinowej w kształcie kloca, która to bryła jest umiłowaną na terenach pomiędzy Wartą a Bugiem. Pendolino – co do końca nie jest zbadane, ale wyczuwalne – uniemożliwia bądź utrudnia uprawianie w nim przez podróżnych czynności intymnych oraz rytuałów wynikłych z nawyków pokoleń. Oto jego wnętrze onieśmiela do jedzenia w nim jaj na twardo, krępuje marzących o pofolgowaniu sobie ściągnięciem obuwia, jest pociągiem, w którym niezręcznie pić z gwinta, a jego konstrukcja uniemożliwia ciśnięcie próżnej flaszki przez okno. Jest to wreszcie, jak słyszymy, pociąg, w którym panuje krepująca cisza. Ta cisza, będąca gdzie indziej zaletą, jest u nas uważana za kłopotliwą. Nie wiedzieć czemu.

Ta garstka spostrzeżeń pokazuje elementarne wady owego projektu. Idźmyż jednak dalej. Ogłoszenie cen podróżowania wzbudziło natychmiast wątpliwości klasyczne, któż oto tym pociągiem ma i może jeździć? Na razie są to – czego dodawać chyba nie trzeba – indywidua mocno podejrzane, zgrubnie określane mianem pijawek na zdrowym ciele. To margines ohydy, z poczciwością, uczciwością i dzieleniem się bogactwem niemający nic wspólnego. I to się prędko nie zmieni – tak się uważa.

Nic tu z analizowania tych obserwacji w sensie socjologicznym czy psychologicznym nam nie przyjdzie, ale jedną rzecz dla mas wątpiących uczynić można. Oto należy podjąć się wyzwania i zaprojektować samolot bądź pociąg na miarę tutejszych rozumów, potrzeb, uczciwości, aspiracji, konserwatyzmu, ekologii i równości. Potrzebne są nam pojazdy uderzające naszością, i gdyby takowe dało się skonstruować, mówić moglibyśmy o sukcesie ćwierćwiecza.

A więc warunki brzegowe są najpewniej takie: pociąg bądź samolot winny być produkowane w Polsce, z podzespołów polskich, wyprodukowanych z polskich ekologicznych surowców. Winny być te pojazdy klocem myśli inżynierskiej stuprocentowo czystych etnicznie Polaków, powinny być bardzo tanie dla nas, a drogie dla obcych, bardzo prędkie i równocześnie na tyle wolne, by dało się z nich spokojnie podziwiać i wierzby płaczące, i Kraków, i Starówkę warszawską oraz przyjrzeć się uważniej biologii stacji w Tczewie.

Nie ulega kwestii, że zarówno taki samolot, jak pociąg winny mieć czyste klozety. Klozety – zważmy – są głównym punktem zainteresowania masowych mediów w Polsce, uwrażliwiających czytelników na jakość transportu publicznego. Mamy tu duży kłopot konstrukcyjny i zgryz, bowiem każdy wie, że zadbana toaleta nie jest kwestią wielkich pieniędzy, a toaletowych przyzwyczajeń użytkownika i – tak to określmy – jego toaletowej obyczajowości wziętej z domu rodzinnego, by nie rzec – ze żłobka.

Ktoś słusznie zauważył, że ćwierć wieku na wychowanie społeczeństwa demokratycznego to niewiele, takoż nie jest to dużo na wychowanie pasażera. Dlatego projekt toalety wiecznie czystej czeka na swego pioniera. Być może jednak rozwiązanie mamy na wyciągnięcie ręki. Najprościej byłoby uzupełnić rodzimą odmianę pendolina w myśl tradycyjną, mianowicie dołożeniem do każdej toalety separatki dla osoby klozetowej. Jest to rozwiązanie – powtórzmy – zarówno nowoczesne i tradycyjne, bowiem zważmy, że zawsze tam, gdzie urzędowały kiedykolwiek osoby klozetowe, dało się jakoś wytrzymać, mimo pędu, ceny, ciszy i czegokolwiek, co nas niepokoi i irytuje.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 01/2015