Medal dla ks. Kaczkowskiego

Księża opowiadający o sprawiedliwości, zapominają, że nie oni są od jej wymierzania.

19.04.2015

Czyta się kilka minut

Ks. Adam Boniecki i ks. Jan Kaczkowski. Jubileusz Tygodnika Powszechnego. Fot: Paweł Ulatowski/dla TP /
Ks. Adam Boniecki i ks. Jan Kaczkowski. Jubileusz Tygodnika Powszechnego. Fot: Paweł Ulatowski/dla TP /

BŁAŻEJ STRZELCZYK: Gratuluję medalu.
KS. JAN KACZKOWSKI: Dzięki.

Jesteś zadowolony?
Bardzo. Bo to jest bardzo zacny medal. Św. Jerzy, który walczył ze smokiem.

Jakie masz smoki?
We mnie?

Z jakimi walczysz?
Mam mnóstwo trudnych cech.

Na przykład?
Niewyparzona gęba. Zbyt szybko osądzam i później żałuję. Może niezamierzenie, ale robię sobie tym wielu wrogów.

I walczysz z tym?
Z ranieniem innych próbuję. W seminarium, na początku kapłaństwa, bywałem głupio zasadniczy.
Z wiekiem wydaje się, że łagodnieję. Staram się walczyć w dobrej sprawie, ale czasem, przy takim ostrym wywijaniu mieczem, można kogoś zranić. Za to z góry przepraszam.

Na medalu jest wygrawerowany fragment psalmu…
Którego?

Trzydziestego siódmego.
Zacytuj, proszę.

„Powierz Panu swą drogę, zaufaj Mu, a On sam będzie działał. On sprawi, że twa sprawiedliwość zabłyśnie jak światło, a prawość twoja jak blask południa”.
Byłbym bardzo ostrożny w mówieniu o tym, że moja sprawiedliwość zabłyśnie jak światło i… Jak było dalej?

„A prawość twoja jak blask południa”.
Samego siebie nazywać sprawiedliwym i prawym, ech… Dość ryzykowna sztuka. Za życia.

Ale jesteś prawy i sprawiedliwy?
Musisz przy niedzieli wyjeżdżać z polityką? Mam nadzieję, że kiedyś te moje cechy, którymi się kierowałem, i zasady, wedle których postępowałem – we wnętrzu sumienia oświetlając je wolnością światła Ewangelii i nauki Kościoła, pokażą – pewnie po czasie – że warto było. Warto było żyć tak, jak żyłem.

Co to znaczy „powierzyć Panu swą drogę”?
Zaufać jak cholera. Dramatycznie zaufać.

Jak się ufa Panu Bogu?
(milczenie)
Są takie dziwne momenty, gdy czuję, że obumieram.

Kiedy to się dzieje?
Nawet, szczerze mówiąc, nie poczułem tego obumierania przy pierwszej diagnozie. Gdy się dowiedziałem, że mam raka. Przy kolejnych wznowach mam poczucie obumierania.

Widzisz horyzont?
Wyobraź sobie, że masz zapełniony kalendarz. Z Piotrkiem Żyłką zatytułowaliśmy ostatnią książkę „Życie na pełnej petardzie”, bo żyję intensywnie. Masz te wszystkie sprawy do ogarnięcia i nagle przychodzą wyniki badań. Widzisz, że się pogorszyło. Bierzesz więc teraz pod uwagę wyniki i swój zapełniony kalendarz i zaczynasz rozumieć, że perspektywa się skraca. To wszystko jest w twojej głowie. Na nowo układasz sobie hierarchię wartości. I nie mówię tego tylko w kontekście wyjazdów, odczytów, medali, przedśmiertnych, pośmiertnych, w-trakcie-śmiertnych. Ale w tym sensie – co dla mnie, Jana Kaczkowskiego, księdza, jest ważne.

I co jest dla Ciebie ważne?
Nie wtrącaj się. Poczekaj, bo jeszcze nie skończyłem mówić, a mam konfesyjną ripostę.

Przepraszam.
Pytałeś, co znaczy zaufać. To znaczy móc spokojnie powiedzieć: „Przyjmij Panie całą wolność moją, cały rozum, pamięć i wolę. Wszystko, co mam i posiadam, Tyś mi dał, Tobie to oddaję i całkowicie zgadzam się z panowaniem Twojej woli”. I to jest – cholera – najtrudniejsze.

Kiedy modliłeś się tymi zdaniami najbardziej gorliwie?
Gdy mnie święcić nie chcieli.

Jak to było?
Pamiętam ten wysiłek intelektualny i duchowy, gdy musiałem klęknąć przed Najświętszym Sakramentem, bo byłem bezradny.
Nie miałem na nic wpływu. I powiedziałem z ogromną wolnością, wręcz spociłem się duchowo: „Boże, jeśli mnie nie wyświęcą, to przecież też nie będę na Ciebie tupał. Nie obrażę się. Nie założę swojego Kościoła”. To był pierwszy moment i powiedziałem to z pełną świadomością konsekwencji.

A później?
Przy kolejnym pogorszeniu choroby. No, wiadomo, to jest kwestia psychologii, wszyscy się tego boimy. Jest strach. A ja, wyobraź sobie, spokojnie – jak gdyby nigdy nic – wsiadłem sobie do taksówki i pojechałem. I byłem zaskoczony, z jak wielkim spokojem mogę powiedzieć sobie tę modlitwę. Bez kołatania serca. Liczą się drobiazgi. W tym samym dniu byłem pod prysznicem i usłyszałem w radiu piosenkę zespołu Raz, Dwa, Trzy ze słowami: „i żyłem tak, jak chciałem żyć, i byłem tym, kim chciałem być...”. Oczywiście, cieszę się, że dożyłem… Mam nadzieję, że dożyję… tego medalu. To przecież jeszcze kilka dni. I perspektywa się wydłużyła. Ale pewnie znów przyjdzie moment, że będę musiał obumrzeć.

Jak się modlisz?
Mszą świętą. Uwielbiam ją sprawować. Uwielbiam modlić się tekstami liturgicznymi.

Denerwuje Cię Twoje ciało?
Wszyscy mnie pytają, czy cierpię.

I co odpowiadasz?
Że niespecjalnie. Pytasz, czy denerwuje mnie moja lacha. Czy wkurza mnie, że muszę brać cię pod rękę, żebyś mnie do łazienki nawet doprowadził. To odpowiadam, że to nie jest wybitne cierpienie. Że mam przeczulicę w lewej nodze? Trochę mnie boli, ale żebym z tego powodu dramatyzował, to nie mogę powiedzieć. Już nie mam kompleksów. No, co? Mam się wkurzać, że nie mogę do końca rozłożyć rąk podczas „Ojcze nasz”? A trochę śmiesznie to wygląda. Jak kogoś to śmieszy, to nawet dobrze, proszę uprzejmie.
Staram się, pomimo dyskomfortu fizycznego, z największym pietyzmem odprawiać Najświętszą Ofiarę. I Bóg mi świadkiem, że robię to z czystą intencją. Nie pod publikę, nie efekciarsko. Moje ciało mnie nie denerwuje. Jest inne cierpienie – psychiczne. Bo nie wiem, jak się zachowam w sytuacji ostatecznie granicznej.

Takie momenty graniczne już były.
Ale przede mną jeszcze śmierć.

I boisz się jej?
Boję się. Ona wszystkich nas napawa jakimś dziwnym uczuciem. Śmierć jest czymś nowym, innym. Jesteśmy tam zawsze samotni. Choćby nie wiadomo ile osób modliło się z nami, i trzymało nas za rękę, to przez tę wąską szczelinę musimy przejść w osamotnieniu. Ufam jedynie, że po tamtej stronie wpadnę w objęcia Ojca. Nie lubię antropomorfizacji teologii eschatologicznej, ale ciekawi mnie, czy to, czego naucza Kościół o wolności i śmierci, zrealizuje się w moim przypadku. Że stanę z moim sumieniem, prześwietlony przez osobową Prawdę, Dobro, Piękno, i sprawdzę, czy do Boga pasuję, czy jestem tak dramatycznie inną czarną dziurą, że będę aż chciał się schować przed tym Jego światłem.

Spierasz się z Bogiem?
Nie śmiałbym. No gdzie ja się mogę z Bogiem spierać? Ja mu się oddaję. Jeśli chcę Mu w pełni ufać, to – sorry za kościelne gadanie – muszę przekraczać siebie. A sam Pan Bóg tak nas ukochał i tak nas szanuje, że dał tobie i mnie wolność, i mówi: ufam ci, że sobie z tą wolnością poradzisz.

A Ty ufasz Bogu?
Oczywiście, że ufam.

Dlaczego jesteś chory?
 To biologia.

Nie ma tu woli Boga?
W tej mutacji komórki nowotworowej nie sądzę, żeby była wola Boga.

Bóg Ci dał tę chorobę?
Jakoś się musimy zepsuć. Jeden się zepsuje na zapalenie płuc. Inny w wypadku samochodowym. A ja najprawdopodobniej na nowotwór.

Nie spierasz się z Bogiem o ten nowotwór?
Nie. Oczywiście chcę czekać na cud. Kołaczę do Niego o ten cud, ale nie oczekuję czegoś spektakularnego. To, co się dzieje w mojej głowie, już nazywam pełzającym cudem. I to na dzisiaj mi wystarczy. Jeśli Pan Bóg będzie łaskaw, jeśli to będzie potrzebne do zbawienia świata i ku pożytkowi Kościoła, to zrobi cud bardziej spektakularny. Więc to nie jest spór. Raczej pokorna prośba.

I co Bóg odpowiada?
Razem pełzamy. Pełza cud w głowie. Spór z Bogiem to złe słowo.
Ja raczej chcę być blisko Niego. Jest moim Ojcem. Pewien lekarz mi też niedawno uświadomił, że gdyby mój ziemski ojciec miał wobec mnie jakieś plany, a ja bym się tych planów bał, to mógłbym do niego pójść i powiedzieć: „Tatusiu”… Albo, żeby nie trywializować: „Tato, ojcze, wiem, że masz inne plany, bardzo cię kocham i tak mocno proszę: czy nie mógłbyś tych planów nieco zmodyfikować?”. To myślę, że każdy ziemski ojciec, uczciwie poproszony przez swoje kochane dziecko, zmieniłby plany. Ja mam świetną relację z moim ziemskim tatą, zatem myślę, że Bóg będący o wiele bardziej doskonały w relacjach niż my tu na ziemi, dokładnie to czuje (ociera łzy). Dlatego też Panu Bogu ufam.

Dlaczego płaczesz?
Bo to wyobrażenie zawsze mnie porusza. I jestem słaby.

Powiedziałeś to swojemu Ojcu?
Oczywiście. Ale przysięgam: nie ze strachu. Nie z przywiązania do ziemskiej skorupy. Tylko z miłości do Niego. Choroba uczy pokory. Także wobec Boga. Wydawało mi się takie bardzo pyszne, kiedy mówiłem: „jestem otwarty na cud”. Teraz myślę sobie: „albo mi go dasz, albo nie dasz. Wiem, że może mnie uzdrowić”. Bo ja, tak po ludzku, nie chcę tej choroby. Ja bym sobie chciał pożyć. No i zobacz, miałem żyć pół roku. Lekarz mówi: każdy miesiąc to będzie cud. A ja już idę na rekord. Trzeci rok się zbliża. To, co będzie dalej, jest fajne. Ciekawe, co będzie za zakrętem. Za kolejną górką.
Trzy tygodnie po uroczystości w Krakowie jadę do Australii. Wcześniej robię sobie rezonans, specjalnie żeby nie czekać na wyniki. One przyjdą w trakcie mojej podróży, ale moi bliscy mają zakaz mówienia mi, co z nich wyszło. No więc ja sobie spokojnie zobaczę Australię i wrócę do Polski. Później się okaże, czy świętujemy kolejne trzy miesiące życia, czy wdrażamy plan ratunkowy.
A gdybym miał umrzeć jeszcze tej doby? Pewnie bym się lękał. Poszedłbym do spowiedzi. Chętnie odprawiłbym jeszcze raz mszę świętą. W której poleciłbym się Bogu, o pobożne przejście na drugą stronę. A później poszlibyśmy na polędwicę i butelkę wina. Chciałbym też, żeby ktoś powiedział mi: „Kocham cię. Jestem z tobą”. Tyle. I skończmy już rozmawiać o chorobie.

To może o Kościele?
Będzie gorąco.

Dlaczego?
Bo trochę się wkurzam na polskie klechostwo. Wkurzam się na kościół przez małe „k”. Moja mama mówi: „Janie, rób jakiś inny fakultet, bo z przyszłością Kościoła może być kiepsko”

Co Ci nie odpowiada?
To są szczegóły. Jakość liturgii. Jakość śpiewu. Szat liturgicznych. Kazań. Z jednej strony zachwycamy się Franciszkiem, który mówi: przewietrzmy nasze zatęchłe zakrystie, a z drugiej strony robimy wszystko, żeby go przeczekać. Żeby go nie słuchać. To jest dramat. Chciałbym Kościoła bliskiego. Żeby nasi kochani wierni nie musieli na przygiętych nogach wchodzić do zakrystii, z drżeniem serca, bo to trochę nie na swój teren. I żeby tam nie czekał na nich ksiądz – wielki pan. „Tylko opieprzył, a mógł zabić”. Kiedy widzę dzikie oczy kogoś, kto raz w roku przychodzi do kościoła poświęcić koszyczek, to jaki będzie pożytek z tego, że go jeszcze kropidłem będę okładał po głowie? Księża, którzy tyle opowiadają o sprawiedliwości, zapominają, że nie ksiądz jest od jej wymierzania. Ale i z miłosierdziem trzeba ostrożnie.

Co to jest miłosierdzie?
Chrystus Miłosierny to nie słodziak i poprawiacz humoru. Jezus to nie miś przytulak. Popularność kultu Bożego Miłosierdzia może przerodzić się w jego banalizację. W pewnego rodzaju pluszowe miłosierdzie. Bez wysiłku. A nawet z postawą roszczeniową. Trzeba jednak znać środek i pamiętać, że krok przed upadkiem idzie pycha.

Jesteś pyszny?
Bywam.

A jest dobra pycha?
No, tak. Poczucie dobrze spełnionego obowiązku. A jak nawet nam się coś nie udało, to rób wszystko, żebyś dla satysfakcji mógł powiedzieć: dochowałem wszelkiej staranności. I to nie jest pycha.

A od czego jest ksiądz?
Od przyciągania ludzi do Boga. Ja takiego człowieka, który do kościoła wpada raz w roku, chcę jedynie zachęcić. Dać mu przestrzeń. Nie łamię jego godności. Mówię: „Słuchaj, to, że nie byłeś rok w kościele, albo dwa, to trudno. Jak już jesteś, spróbuj poczuć, że ta kropla wody ma moc. Że przy twojej woli może zmienić się życie”. Chodzi o to, żeby w sumieniu coś chrupnęło. My nie jesteśmy od tego, żeby łamać sumienia, tylko żeby je formować. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, autor wywiadów. Dwukrotnie nominowany do nagrody Grand Press w kategorii wywiad (2015 r. i 2016 r.) oraz do Studenckiej Nagrody Dziennikarskiej Mediatory w kategorii "Prowokator" (2015 r.). 

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2015