Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nauczeni doświadczeniem politycy zareagowali jednak czujnie: premier Tusk wyliczył, że w ciągu 4 lat przybyło 900 km nowych obwałowań, a już istniejące wały naprawiano w 5 tysiącach miejsc. Zdaniem prezesa Kaczyńskiego, który słysząc o nadchodzącej fali powodziowej zawiesił kampanię wyborczą, żeby kontynuować ją na wałach, rząd z polityki przeciwpowodziowej się nie wywiązuje. Dlaczego? To proste: nie prowadzi jej tak, jak zaplanowała Grażyna Gęsicka z jego rządu.
Prezes Kaczyński się myli: od czasów wielkich powodzi w 1997 i 2001 r. robota nad brzegami rzek aż wre. W ramach przeciwdziałania powodzi melioranci i hydrotechnicy prostują i pogłębiają rzeki, budują wały, wybierają muł i umacniają brzegi kamiennymi narzutami.
Ale premier Tusk z kolei nie mówi całej prawdy: według wielu hydrologów i przyrodników duża część prac została wykonana po to, by wykorzystać środki unijne. Prace przeciwpowodziowe były i są prowadzone np. na rzekach płynących przez pola i pastwiska, a w niektórych częściach kraju ochrona przeciwpowodziowa doprowadziła do… większego zagrożenia powodzią. Polski pomysł na walkę z wodą okazał się na tyle kontrowersyjny, że zainteresowała się nim Komisja Europejska, która zagroziła wstrzymaniem funduszy przeciwpowodziowych w wysokości 1,5 mld zł.
Woda opada, politycy wymienili ciosy, za chwilę o wszystkim zapomnimy. Niesłusznie. Biblijna klęska, która dotyka właśnie Serbii i Bośni (przechodzi tam największa fala od 120 lat), może zdarzyć się i u nas.