W ruinach społecznego dialogu

Podczas gry na wyniszczenie tracą wszyscy: związki zawodowe, biznes i państwo. Czy nie czas, by premier Donald Tusk stanął na czele Komisji Trójstronnej?

08.07.2013

Czyta się kilka minut

 / il. Zygmunt Januszewski
/ il. Zygmunt Januszewski

Każde osłabienie władzy (obojętnie – nieodwracalna jej dekadencja czy przejściowy kryzys) przekłada się na załamanie społecznego dialogu. Będąc pozbawionymi własnego państwa albo choćby czując, że żyjemy w państwie nieco słabszym, nie tworzymy żadnej mitycznej wspólnoty, nie stajemy się bardziej „solidarni”. Przeciwnie: rzucamy się sobie do oczu ze wzmożoną siłą, także pod adresem osłabionej władzy zgłaszając coraz bardziej radykalne roszczenia.

Tak było w całej naszej historii, tak jest i dziś. Co najwyżej dawnych magnatów zastąpili biznesowi oligarchowie, dawną drobną szlachtę – związki zawodowe, partie i „ruchy społeczne”. Właściwie tylko Kościół pozostał niezmienionym aktorem podobnych wydarzeń, od czasów kontrreformacji po katastrofę smoleńską zgłaszając się do słabnącej władzy świeckiej po „więcej” (bywały oczywiście w jego historii szlachetne wyjątki od tej strategii).

Trudno się zatem dziwić, że kiedy premier dostaje zadyszki, a partia rządząca przegrywa w sondażach z opozycją, także na linii związki zawodowe–pracodawcy–rząd dzieje się źle. W ostatnich tygodniach widzieliśmy rozpad Komisji Trójstronnej, słyszeliśmy coraz bardziej radykalne roszczenia zgłaszane pod adresem rządu przez związki zawodowe i organizacje pracodawców. Coraz wyraźniejsza jest także strategia samego gabinetu Donalda Tuska, który ma nadzieję, że narastający radykalizm związkowego języka dostarczy mu nowego wroga, który – jak wcześniej Kaczyński i PiS – znów pozwoli Platformie legitymizować się w oczach nowego polskiego mieszczaństwa jako „mniejsze zło”. Jako władza nieproponująca może „gorących” wizji, projektów czy „salonowych rewolucji”, ale świadoma, iż w polityce emocje są jednak konieczne, więc proponująca swoim zwolennikom nowego wroga: Piotra Dudę i szerzej – związki zawodowe.

JESZCZE SŁABSZE ZWIĄZKI?

Odpowiedzią Platformy na wyjście związków zawodowych z Komisji Trójstronnej, a także na obraźliwe stwierdzenia Piotra Dudy pod adresem Donalda Tuska (przewodniczący Solidarności nazwał premiera „tchórzem i kłamcą” na kongresie PiS, odpowiadając w ten sposób na rzucone kiedyś przez Tuska z trybuny sejmowej pod jego adresem określenie „pętak”) ma być uchwalenie ustawy antyzwiązkowej, ostatni raz w polskiej historii proponowanej w tak radykalnej formie bodajże przez Mieczysława F. Rakowskiego.

Ustawę przygotowuje poseł PO Michał Jaros, szef Parlamentarnego Zespołu ds. Wolnego Rynku (w Polsce nie ma dziś, niestety, zbyt wielu ludzi rozumiejących, że silne związki zawodowe są naturalnym i koniecznym dopełnieniem wolnego rynku). Dokument ma uderzyć w tzw. przywileje związkowe (w obecność związków w zakładach pracy, proporcjonalną do ich liczebności i płaconych składek, w uprawnienia i osłonę związkowych działaczy proporcjonalne do wywalczonej sobie przez nich wiarygodności). Zatem w „ojczyźnie Solidarności” obalone mają zostać prawa zagwarantowane związkom zawodowym przez ustawodawstwa wszystkich krajów, które jeszcze całkiem społecznie nie zdziczały (w niektórych stanach USA podobne antyzwiązkowe prawa przeforsowują politycy prawego skrzydła Partii Republikańskiej).

Problem w tym, że w Polsce związki zawodowe nie są dziś za silne, ale za słabe. Jeśli chodzi o liczebność, a także o ich realny wpływ na kształt ustawodawstwa w jedynym ważnym dla związków zawodowych obszarze, jakim jest prawo pracy, ich siła jest mniejsza niż w każdym innym kraju UE. To słabość, a nie siła NSZZ „Solidarność” skazuje Piotra Dudę na współpracę z Jarosławem Kaczyńskim, którego przewodniczący związku ani nie lubi, ani mu nie ufa.

Dziś przewodniczącemu Solidarności pozostaje zatem obrzucanie premiera epitetami „kłamca” i „tchórz”, podczas gdy politycy PO odwdzięczają mu się nazywając go „politycznym bandytą”. Jednak pod powierzchnią symbolicznej wojny totalnej istnieje jeszcze pewna rzeczywistość społeczna. Związkowe protesty wciąż okazują się za słabe, aby naprawdę zmusić rząd do rozpoczęcia dialogu, a mitycznym PR-owcom Platformy (zawsze rozstrzygająca jest i tak decyzja premiera) wciąż bardziej opłaca się mobilizować za pomocą „związkowych bandytów” własny elektorat, niż zaprosić ich do poważnych rozmów. Zresztą „na dole”, w zakładach, nawet tak dużych i upolitycznionych jak PKP, jakiś dialog społeczny ciągle się toczy: właściciele – także ci państwowi – płacą za spokój drobnymi przywilejami (w postaci np. biletów ulgowych), jeśli robi się naprawdę gorąco.

Używając coraz mocniejszej antyzwiązkowej retoryki, Tusk i PO zyskują w związkach nowego wroga, który nie wydaje im się groźny. Ich rachunek jest taki: „PiS mniej skorzysta na poparciu słabej dziś Solidarności, niż my skorzystamy na odwołaniu się do antyzwiązkowych nastrojów nowego mieszczaństwa”. Duda akceptuje tę grę i staje się „populistą w gębie”, bo nie ma innego wyjścia. Dysponuje związkiem niezdolnym do przeprowadzenia strajku generalnego, a nawet do zainicjowania poważnych protestów społecznych. Logika sporu rzuca go w ramiona silniejszego PiS-u, czyni go jednym z instrumentów w politycznej grze Kaczyńskiego, nawet jeśli wolałby wzmocnić siłę czysto związkowych roszczeń, podpierając się słabszymi od związku politycznymi instrumentami Solidarnej Polski czy Ruchu Oburzonych.

Solidarna Polska jest jednak zaledwie ogryzkiem partii i nie daje Solidarności żadnego realnego wzmocnienia. A Ruch Oburzonych to parada blagierów i żaden z liczących się liderów NSZZ „Solidarność”, nie wiąże z nim najmniejszych nadziei. Dbają raczej o to, żeby ich Kukiz nie skompromitował, bo wzmocnić w żaden sposób nie może. Zatem z silnych partnerów do gry przeciwko Tuskowi pozostają tylko Kaczyński i Rydzyk. Tyle że oni są, jak powiedzieliśmy, za silni: zamiast wzmocnić głos związku, całkowicie zmieniają logikę związkowych roszczeń. Nie chodzi już o prawa pracownicze, ale o obalenie Tuska, który „zdradza Polskę” albo „prześladuje Kościół”.

Tak wygląda „makiaweliczna” podszewka produkowanych na zimno „emocjonalnych” antyzwiązkowych wystąpień polityków PO. I równie „emocjonalnych” wystąpień Dudy, zmuszonego robić dobrą minę do złej gry z Kaczyńskim i o. Rydzykiem, którą narzuca mu Tusk.

WŁASNY KAWAŁEK PAŃSTWA

Do tego wszystkiego przyłączają się pracodawcy i szerzej: środowiska polskiego biznesu. Najkrótsza historia relacji polskiego biznesu z polskim państwem da się streścić następująco. Najpierw Leszek Miller jako premier chciał ze środowiskami biznesowymi dialogu, jednak one uważały go za partnera zbyt silnego, więc przyłączyły się do jego obalania przy okazji afery Rywina, mając nadzieję, że każdy inny premier będzie dla nich bardziej spolegliwy. Po krótkim antrakcie istotnie dość spolegliwego Marka Belki przyszedł jednak PiS, który histerycznie i bez konsekwencji próbował prowadzić wojnę z polskim biznesem. A na końcu pojawił się Tusk, który dla własnego bezpieczeństwa, a także po to, by zagwarantować polityczną suwerenność kierowanej przez siebie formacji, po prostu zatrzasnął bramy społecznego dialogu ze środowiskami polskiego biznesu.

Premier ma jednego człowieka, któremu ufa i pozwala działać w obszarze gospodarki. Ten człowiek nazywa się Krzysztof Kilian (aktualnie prezes PGE) i oczywiście jest już przez znaczną część polskich oligarchów serdecznie znienawidzony. Inni ludzie PO, jeśli wyciągają rękę do oligarchów, ta ręka jest im przez Donalda Tuska zaraz obcinana. Nie bez racji, ale ten uzasadniony przez historię paraliż dialogu pomiędzy biznesem i państwem nie jest sytuacją odpowiadającą standardom takich państw Europy Północnej jak np. Finlandia czy Niemcy.

Trudno się zatem dziwić, że także środowiska biznesowe skorzystały z osłabienia pozycji Donalda Tuska, aby wystąpić wobec niego z odważniejszymi roszczeniami. Henryka Bochniarz jako Prezydent Konfederacji Lewiatan (będącej najsilniejszą reprezentacją polskiego biznesu) zaproponowała likwidację Ministerstwa Gospodarki i zastąpienie go Ministerstwem Przedsiębiorczości, które byłoby właściwie lobbingową platformą polskiego biznesu w strukturach państwa. W zamian za odstąpienie im przez słabnącego premiera kawałka państwa i rządu, środowiska przedsiębiorców zaproponowały, że wobec wyjścia związków zawodowych z Komisji Trójstronnej, także w tym obszarze zastąpią państwo, samemu negocjując ze związkowcami kształt prawa pracy i ustaw socjalnych.

To prawda, że oligarchowie polskiego biznesu potrafią porozumiewać się ze związkowymi baronami bardziej nieformalnie: można to było obserwować w czasach Akcji Wyborczej Solidarność, kiedy skuteczniej niż słabnący premier Jerzy Buzek dogadywali się ze związkowcami, zajmującymi państwowe urzędy i pozycje w strukturach formacji rządzącej. Kiedy AWS się rozpadł, paru baronów związkowych zostało nawet przez polskich oligarchów po prostu zatrudnionych, co mogło sugerować, że współpracowali z nimi blisko już wcześniej. Także dziś środowiska biznesu sugerują, że potrafią „zastąpić”, „obejść” słabnący rząd nie tylko w obszarze polityki gospodarczej, ale także w obszarze dialogu społecznego.

Pozornie środowiska biznesowe najwięcej zyskują na tym wzajemnym osłabianiu się państwa i związków zawodowych. Powoli przejmując słabnące dziennikarstwo i media, w oczach nowego polskiego mieszczaństwa wyrastają na jedyny „racjonalny głos rynku” wobec „nieudolnych polityków” i „niebezpiecznych związkowców”. Ale oligarchowie się mylą, jeśli sądzą, że potrafią zastąpić politykę i państwo strukturami własnego lobbingu. Nawet jeśli Gowin, Giertych, Wipler i Marcinkiewicz tłoczą się w kolejce, żeby ich w polityce reprezentować (niekoniecznie z cynizmu, zwykle motywowani realną ideową pasją „polskiego thatcheryzmu”), to państwo nie może należeć do jednego lobby – lobby związków zawodowych, lobby biznesowego... Dalszemu zaostrzeniu ulega wówczas konflikt społeczny pomiędzy tymi, w których ręce dostaje się państwo, a tymi, którzy jeszcze bardziej uważają to państwo za „narzucone” i „obce”. Krótko mówiąc: wszyscy wracamy wówczas do Hobbesowskiego „stanu natury”.

TRACĄ WSZYSCY

Zatem w tej grze na wyniszczenie tracą wszystkie strony przerwanego dzisiaj społecznego dialogu: związki zawodowe, biznes i państwo.

 Odwrócenie tego procesu byłoby z pozoru proste, choć dla Donalda Tuska wyjątkowo ryzykowne. Wystarczyłoby, aby zgodnie z propozycją związków odsunął beznadziejnie słabego ministra Kosiniaka-Kamysza z funkcji przedstawiciela rządu w Komisji Trójstronnej, a później – to byłoby już dla związków, a nawet pracodawców duże zaskoczenie – sam stanął na jej czele i wziął pełną osobistą odpowiedzialność za odbudowanie dialogu społecznego w Polsce.

 Przedstawicielem rządu w Komisji nigdy co prawda nie był premier, ale kiedyś pełnili tę funkcję politycy tak silni i tak dla swoich obozów reprezentatywni jak Leszek Miller, Longin Komołowski czy Jerzy Hausner. Tusk nie ma nikogo takiego, bo jedyną osobą reprezentatywną i silną w rządzie i PO pozostał on sam, zresztą w wyniku długich i uwieńczonych sukcesem starań.

Zatem tylko on mógłby dziś odbudować i uwiarygodnić Komisję Trójstronną, proponując związkowcom i pracodawcom realne partnerstwo. Owszem: ryzykowałby odrzucenie, związanie i zużycie własnej osoby przez kontekst, nad którym nie miałby takiego panowania, jakie ma nad swoim bezpośrednim politycznym otoczeniem.

Problem w tym, że choć Donald Tusk ma całkowite panowanie nad Platformą i rządem, pozostaje otwartą kwestią, czy Platforma i rząd mają jeszcze wystarczające panowanie nad Polską. Jeśli nie, poszukiwanie politycznych i społecznych partnerów jest dla premiera koniecznością.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2013