W cyfrowym podziemiu

Twierdzą, że są „zwykłymi facetami, którzy kochają młodych chłopców”.Propagują „dobrą pedofilię”: termin wymyślony na ich potrzeby. W internecie mają wielką społeczność, skupiającą setki tysięcy pedofilów. Są także w Polsce.

25.11.2013

Czyta się kilka minut

 / il. Jacek Gawłowski
/ il. Jacek Gawłowski

Witaj w naszej społeczności – wspierającej zupełnie niezrozumianą orientację seksualną nazywaną boylove” – to pierwsze słowa angielskojęzycznej strony, promującej tzw. „dobrą pedofilię”. – „Boylovers to mężczyźni, którym podobają się młodzi chłopcy. Są nas miliony na świecie! (...) To strona dla mężczyzn, którzy odkryli, że podobają im się chłopcy. Znajdziesz tu informacje i pomoc. Dowiesz się, jak znaleźć bezpieczne połączenia do stron i czatów boyloverów”.

„Ludzie wciąż nam mówią, że jesteśmy źli i perwersyjni. Jesteśmy tu po to, żeby powiedzieć światu, jak wygląda PRAWDA o boyloverach. Pomogliśmy już setkom chłopców i mężczyzn zaskoczonych swoją orientacją. Wiemy też, że rodzice i policja wchodzą na tę stronę. Zapraszamy, jesteście tu mile widziani. Zapraszamy Was, gdyż tu nie ma nic nielegalnego. Ta strona ma cel informacyjny, nic więcej. Bycie zauroczonym przez dzieci NIE JEST NIELEGALNE. Na tej stronie nie zachęcamy nikogo do nielegalnych czynów”. I tak dalej...

Podobnie „nie zachęca do nielegalnych czynów” strona znana jako Mały Książę. Choć serwer, na którym się znajduje, jest w Kanadzie, a jej domena internetowa zarejestrowana jest w Szwecji, to portal jest po polsku. Misiaczek – pod takim pseudonimem występuje autor strony – zna polski kodeks karny. Przed jego nowelizacją w 2010 r., która ułatwiła ściganie pedofilii w internecie, zastrzegł, że „strona Mały Książę nie podlega polskiemu prawu, ponieważ zamieszczona została na zagranicznym serwerze, przed wejściem w życie nowego prawa, a wszelkie kosmetyczne poprawki i aktualizacje będą dokonywane przez obywatela innego państwa, który nigdy nie był w Polsce”.

SIEĆ GŁĘBOKO UKRYTA

W normalnym internecie ludzie tacy jak Misiaczek są ograniczeni prawem, nie zamieszczą tu żadnej pornografii – „tylko” zdjęcia dzieci w kąpieli lub komiksy o chłopcach, którzy „lubią się całować”; te są legalne. Inaczej sprawa ma się z „deepnetem”, czyli ukrytą siecią TOR: tu pedofile mogą bezkarnie wymieniać się pornografią z udziałem dzieci.

TOR narodził się w 2002 r. w USA. Upraszczając: to połączenie internetowe, które ukrywa adres IP komputera (jego „identyfikator”). Gdy normalnie łączymy się z internetem, np. z domu, nasz komputer dociera do wybranej strony bezpośrednio. Natomiast w sieci TOR łączy się z wybraną stroną przez kilka innych komputerów. Dodatkowo połączenie jest wielokrotnie szyfrowane, co utrudnia wykrycie użytkownika sieci TOR przez policję.

W sieci TOR są wyszukiwarki, ale stron internetowych, które można znaleźć, jest mało. Mniej niż tysiąc. Są tu anonimowe fora obrazkowe, anonimowe czaty. Nie wszystkie strony dotyczą pedofilii, handlu narkotykami czy bronią. Ale potężna ich część jest „szemrana”. Zresztą, jeśli nie robi się nic nielegalnego, po co się ukrywać? I nie chodzi tu o ograniczanie informacji w Iranie czy Chinach – tam TOR jest pożyteczny, w dobrej sprawie: dzięki niemu można omijać cenzurę.

W sieci TOR są więc strony pedofilskie, oferujące gigabajty pornografii dziecięcej. Są ogólnodostępne: wystarczy mieć adres. Są tu też społeczności elitarne, do których tylko nieliczni mają dostęp; aby się dostać, trzeba mozolnie zyskać zaufanie grupy.

Misiaczek udziela rad. Wie, jak dostać się do sieci TOR. Zamieszcza link do TOR Dir: anonimowej tablicy z ogłoszeniami, gdzie młodzi chłopcy proponują usługi seksualne, w realu i przez sieć („Mam 14 lat, ładne ciało i blond włosy. Chcę zostać twoim niewolnikiem na skypie”).

Jest jeszcze „biblia” początkujących pedofilów: prawie sto stron poradnika, jak krok po kroku uwieść dziecko, jak je wykorzystać, gdzie znaleźć (w szkole, na ulicy), jak się chronić (m.in. zawsze używać prezerwatywy, bo nasienie może być dowodem). Są też przykładowe dialogi, jak zachęcić dziecko do współżycia. A cały podręcznik zaczyna się deklaracją, że to wszystko dla dobra dziecka, i że to ono ma czerpać przyjemność z seksu.

„DOBRY” PEDOFIL

Misiaczek dzieli pedofilów na dobrych i złych. Źli siłą molestują dziecko, a dobrzy kochają dzieci i „poświęcają dzieciom więcej troski i uwagi niż rodzice. W miarę pogłębiania się więzi między dzieckiem a pedofilem mogą (ale nie muszą) pojawić się nieagresywne, dobrowolne i sympatyczne zabawy seksualne, które cieszą obie strony”. Ale zanim do tego dojdzie, należy zapytać dziecko, czy wyraża zgodę na pieszczoty.

W dziale edukacyjnym czytamy: „Profesjonalnie wykonane pieszczoty mogą zapewnić przyjemne doznania seksualne także dziecku (nawet nierozwinięte narządy płciowe wykazują pewną pobudliwość; np. dziecięca masturbacja – niezależna od popędu płciowego – jest zjawiskiem względnie częstym). Często też pedofil wynagradza partnerom ich usługi w sposób bardziej wymierny – od słodyczy zaczynając, poprzez zawodowy protektorat, na bliskości emocjonalnej skończywszy. Z punktu widzenia dziecka, nie dzieje się żadna krzywda, a wręcz przeciwnie!”.

Konkluzja Misiaczka jest taka, że „powszechnie postrzegana szkodliwość molestowania nieletnich została w pewnym stopniu wyolbrzymiona i zmitologizowana”.

Misiaczek wymienia nazwiska znanych osób, rzekomo także dobrych pedofilów. Jest też kącik dla dzieci, m.in. z radami, co zrobić, gdy „przyjaciel” zostanie aresztowany: „Poproś rodziców, aby wycofali oskarżenie, i wyjaśnij im dlaczego. Mów szczerze, co czujesz i myślisz. Np. że go kochasz, chcesz z nim nadal być, dlaczego was krzywdzą i inne rzeczy, które przyjdą ci do głowy. (...) Pamiętaj, że dorośli (a zwłaszcza psycholodzy) często okłamują dzieci i potrafią za pomocą podstępnych sztuczek słownych i przymilania się zmusić cię do powiedzenia tego, co chcą usłyszeć”.

– Od 2007 r. były prowadzone działania mające na celu zidentyfikowanie Misiaczka – mówi oficer Biura Służby Kryminalnej Komendy Głównej Policji. – Ale wtedy jeszcze prawnie nie mogliśmy nic zrobić. Dopiero w 2010 r. weszła nowelizacja kodeksu karnego i dopiero wtedy propagowanie i pochwalanie czynów pedofilskich zostało uznane za przestępstwo. I wtedy właśnie Misiaczek, tuż przed wejściem w życie nowelizacji, przeniósł stronę na zagraniczne serwery, z reguły znajdujące się w krajach, gdzie tego typu zachowania nie są karalne.

ZESZLI DO PODZIEMIA

Na każdej takiej stronie jak mantra powtarzana jest fraza o homoseksualnych relacjach z młodymi chłopcami w starożytnej Grecji. To ideał związku. Wtedy był legalny i dziś też powinien być: tak uważają członkowie NAMBLA, North American Man Boy Love Association.

Organizacja powstała 35 lat temu, a założył ją David Thorsand: aktywista i historyk z USA, badający dzieje praw osób homoseksualnych. NAMBLA walczyła o zniesienie prawnych obwarowań dotyczących wieku inicjacji seksualnej. Na jej stronie internetowej z namaszczeniem cytowane są prace o „dobrej pedofilii” (zwykle wyrwane z kontekstu). Autorzy strony przekonują, że nie tylko nie szkodzą dzieciom, ale pomagają im się lepiej rozwijać i odkrywać swą seksualność w „bezpiecznym środowisku”.

Według niektórych źródeł, NAMBLA formalnie nie istnieje od 2006 r. Według innych – działa prężnie, ale w podziemiu. Właśnie – w internecie, gdzie wciąż istnieje jej strona.

Przypadek tej organizacji wydaje się typowy dla zjawiska, jakim jest zejście do internetowego podziemia środowisk, które jeszcze kilkanaście lat temu w różnych krajach Zachodu walczyły otwarcie „o prawa dzieci do seksu”. Pedofile mogli niemal bezkarnie zakładać stowarzyszenia, pod płaszczykiem prawa do wolności słowa.

W Europie znana była holenderska organizacja MARTIJN; miała ambicje polityczne. Z kolei w Niemczech dwadzieścia kilka lat temu środowiska pedofilskie przenikały do Partii Zielonych; do postulatów partii wpisywano zniesienie karalności pedofilii.

Dziś jest inaczej, a przeszłość jest dla niemieckich Zielonych politycznym „trupem w szafie”. Dziś świadomość społeczeństw rośnie, ofiary mówią, sprawcy są ścigani. Pedofilia jest jednym z czynów najbardziej potępianych społecznie. Środowiska pedofilskie nie mogą już działać otwarcie w życiu publicznym – więc robią to w sieci.

NIE MA DOBREJ ZBRODNI

– Coś takiego jak dobra pedofilia nie istnieje – mówi doktor Lucyna Kirwil, psycholog społeczna ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. – Taki zabieg to manipulacja, ma oswajać z negatywną konotacją. Dla porównania: gdybyśmy powiedzieli „dobra zbrodnia”, to byśmy ją sankcjonowali.

Dr Kirwil: – Takie strony w internecie są potencjalnie szkodliwe dla dwóch grup ludzi. Pierwsza to dorastająca młodzież o nieustalonej orientacji seksualnej, ich kontakt z takimi treściami może przyczynić się do usprawiedliwiania swych zainteresowań seksualnych dziećmi. Druga – to osoby mające rzeczywiste doświadczenia pedofilskie, ale mające też wątpliwości moralne. Kontakt z takimi stronami i taką społecznością może prowadzić u nich do osłabienia wyrzutów sumienia. Może tu też działać poczucie, że skoro jest społeczność doradzająca i opisująca pozytywne doświadczenia w tej sferze, to takie zachowania są naturalne.

W Polsce pierwsza strona boyloverów powstała w 1997 r. Misiaczek z Małym Księciem pojawił się kilka lat później – jako kontynuacja BluFika (ta strona przestała być aktualizowana). Serwer odrzuca wszelkie próby kontaktu z właścicielem. Z archiwalnych statystyk autora wynika, że w pierwszych 24 godzinach jej istnienia i udostępnienia na innej stronie z linkami dla boyloverów odwiedziło ją około tysiąca osób. Był rok 1997, dostęp do internetu w Polsce był naprawdę znikomy.

Dziś dostęp do sieci ma każdy. A globalny internet – zwłaszcza jego ukryta część – stał się przystanią dla seksualnych przestępców.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2013