Tropem przedmiotu

Edmund de Waal: Zając o bursztynowych oczach

03.06.2013

Czyta się kilka minut

Netsuke to japońska figurka z drewna lub kości słoniowej, pełniąca kiedyś funkcję użytkową – mocowano nią do pasa sznur, na którym wisiała sakiewka albo ozdobne pudełeczko inrō. Używane od XVII wieku, netsuke stały się z czasem arcydziełami miniaturowej rzeźby. Tytułowy zając to właśnie taka figurka – jedna z dwustu sześćdziesięciu czterech, które odziedziczył autor.


Edmund de Waal, rocznik 1964, Anglik i syn duchownego anglikańskiego, zajmuje się ceramiką artystyczną. Kolekcja stanowi spadek po bracie jego babki. Ignace (Iggie) Ephrussi, oficer armii amerykańskiej i biznesmen, przyjechał po wojnie do okupowanej Japonii i został tu do śmierci w 1994 roku. Jednak to nie on zbierał netsuke, raczej figurki sprowadziły go do swojej ojczyzny...

Maleńkie i doskonałe w swej precyzji, są dla autora przewodnikami w podróży w przeszłość, w równie precyzyjnym odtwarzaniu historii własnej rodziny. Protoplasta, Karol Joachim Ephrussi, odeski kupiec zbożowy, stworzył przedsiębiorstwo będące międzynarodową potęgą. Jego synowie zdobywali Europę: Ignaz, prapradziadek autora, zamieszkał w Wiedniu, a Léon w Paryżu. Najmłodszy z synów Léona, Charles, był mecenasem artystów, kolekcjonerem i krytykiem sztuki, rzecznikiem impresjonistów. Przyjaciel Prousta, stał się jednym z pierwowzorów Swanna. Zafascynowany jak wtedy wszyscy sztuką japońską, zakupił kolekcję netsuke. A 1899 r. ofiarował ją w prezencie ślubnym mieszkającemu w Wiedniu kuzynowi Viktorowi.

Te suche fakty stanowią rusztowanie niebywale wciągającej opowieści, której bohaterami są zarówno ludzie, jak i miejsca czy przedmioty. Obrazy wiszące na ścianach paryskiego gabinetu Charles’a; oprawione w koźlą skórkę książki Elisabeth, przyszłej babki autora, poetki i prawniczki, korespondentki Rilkego; biurko jej matki Emmy, wyrzucone przez okno pałacu Ephrussi przy wiedeńskim Ringu przez bandytów w nazistowskich uniformach. Bo żydowskie korzenie rodu Ephrussich sprawiły, że mimo wtopienia się w kulturę nowych ojczyzn, zasług dla nich poniesionych czy tytułów przyznanych przez cesarza lub prezydenta nie przestali być obcymi, których bogactwo budzi zawiść. Sprawa Dreyfusa we Francji, działalność austriackiego polityka Karla Luegera, jednego z twórców nowoczesnego antysemityzmu, były zapowiedzią tego, co wkrótce nadejdzie.

De Waal zadaje wciąż pytania, swoim przodkom i samemu sobie. Wrażliwy na konkret, barwę, dotyk, jak przystało na artystę-rzemieślnika, podobnego w tym twórcom netsuke, ma dar wskrzeszania czasu minionego: paryskiej belle époque, Wiednia ostatnich dekad cesarstwa. Wystrzega się jednak sentymentalnych nut i podkreśla, że nie jest jego zamiarem pisanie „rodzinnej sagi, a tym bardziej utrzymanej w nostalgicznym tonie opowieści o Mitteleuropie”. Nostalgicznych tonów rzeczywiście u niego brak – co do reszty, jak zauważył w nocie na okładce Jacek Dehnel, można mieć wątpliwości. I nie jest to zarzut.

Japońskie figurki stają się świadkami kolejnych odsłon XX-wiecznej historii: kryzysu po pierwszej Wielkiej Wojnie, Anschlussu i błyskawicznej, a zarazem nadzwyczaj skrupulatnej „aryzacji” żydowskich majątków, z której Austriacy nigdy się do końca nie rozliczyli, II wojny i zniszczenia Wiednia. Ten fragment opowieści ma swoją cichą bohaterkę, starą służącą Ephrussich; znamy tylko jej imię. No i jest jeszcze zdumiewająca biografia Iggiego, któremu właśnie netsuke wskazały Japonię jako cel życiowej wędrówki, miejsce, w którym odnalazł szczęście i miłość.

Detektywistyczna pasja każe de Waalowi odwiedzić także Odessę, gdzie narodziło się rodzinne imperium. Jest całkiem inna, niż sądził – to nie żadna prowincja, ale miasto „reprezentujące ducha antyku”, a zarazem ironiczne, pazerne. Może pojechać jeszcze do Berdyczowa, skąd pochodzili Ephrussi? A może przypomnieć sobie powieści Conrada, który także tam się urodził? Nie, kiedyś przecież trzeba skończyć – ale odkładamy książkę z poczuciem żalu, że to już koniec. (Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2013, ss. 392. Przełożyła Elżbieta Jasińska.)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2013