Sztuka pękania w szwach

Dziesięć lat temu wróżono im upadek i zapomnienie. Era cyfryzacji miała być ich końcem. Tymczasem muzea na całym świecie triumfują – przybywa widzów, kolekcji, budynków i inwestorów. Dlaczego?

24.03.2014

Czyta się kilka minut

Najczęściej odwiedzanym muzeum świata jest paryski Luwr. Co roku w długich kolejkach wokół szklanej piramidy ustawia się ponad 10 mln gości. Nie przeszkadza im tłum przed „Moną Lisą”, stłoczenie eksponatów, kiepskie oświetlenie ani nawet kieszonkowcy. Luwr, jak wszystkie duże muzea Europy, zanotował w ubiegłym roku wzrost frekwencji – o milion odwiedzin więcej niż w roku 2011.

Ale już depcze mu po piętach British Museum w Londynie, najchętniej odwiedzanej stolicy europejskiej. Latem 2012 r. do miasta przyjechało prawie 5 mln turystów, wielu z nich za sprawą „efektu olimpijskiego”, czyli w wyniku wysiłków promocyjnych towarzyszących igrzyskom. Zdecydowana większość londyńskich turystów chodzi do tamtejszych muzeów, ale na wystawach zjawia się też coraz więcej mieszkańców, w tym dzieci i nastolatków.

Kiedy w 1759 r. otwarto British Museum, dziennie odwiedzało je 75 osób. W ubiegłym roku najbardziej zatłoczonym dniem był deszczowy 16 sierpnia, gdy przez budynek przewinęły się ponad 33 tys. zwiedzających. W ciągu roku muzeum przyjęło aż 6,7 mln gości – frekwencja wzrosła o 20 proc.

Podobna tendencja widoczna jest na całym świecie. W USA muzea gromadzą co roku więcej gości niż parki tematyczne i duże imprezy sportowe łącznie. Najważniejsze muzea w Australii przyjęły w 2013 r. łącznie ponad 12 mln gości, o 3 mln więcej niż dwa lata wcześniej. Oblegany National Palace Museum w Tajpej z trudem obsługuje co dzień tysiące turystów, spragnionych widoku sztuki chińskiej, wywiezionej na Tajwan przez oddziały Czang Kaj-szeka. Żeby nadążyć z oprowadzaniem, na przewodników kształceni są wolontariusze.

Muzeum Narodowe w Warszawie w porównaniu z rokiem 2010 podwoiło frekwencję, a samą wystawę obrazów Marka Rothki obejrzało 50 tys. osób. Rośnie również liczba odwiedzających muzeum w Auschwitz – rocznie przyjmowanych jest tam około 1,5 mln osób.

Zwiększa się też skala inwestycji, rozmach wystaw i spektrum działania muzeów. Statyczne, hermetyczne i sprzyjające kontemplacji twierdze sztuki odchodzą w niepamięć. Dziś najwspanialsze muzea są otwartymi i wszechstronnymi centrami kultury, które łączą sztukę z rozrywką i edukacją, i przyciągają globalną publiczność.

PRZEBOJE TOTALNE

Widzowie najchętniej przychodzą na wystawy określane mianem blockbuster (z ang. – przebój), dotąd zarezerwowanym dla wielkich hitów amerykańskiego kina. Pojęcie zaczerpnięte z rozrywki doskonale oddaje zmianę, jaka zaszła w życiu muzeów.

– Stają się częścią kultury masowej, odpowiadają na charakterystyczne dla niej potrzeby – mówi Agnieszka Morawińska, dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie, kuratorka z dużym doświadczeniem i historyk sztuki. W British Museum przebojami ostatnich lat były gigantyczne wystawy prezentujące m.in. życie i kulturę Pompejów czy Terakotową Armię chińskiego cesarza. A będzie jeszcze bardziej spektakularnie, bo muzeum rozbudowano. Teraz ma ogromną przestrzeń, w której zmieszczą się – dosłownie – największe skarby świata. Jak 37-metrowa łódź wikingów, która będzie główną atrakcją rozpoczynającej się w marcu wystawy poświęconej ich kulturze i podbojom. W Australii tłumy oglądają potężne ekspozycje mumii egipskich i skarbów Aleksandra Wielkiego. Otwarte zaś po wieloletnim remoncie Rijskmuseum w Amsterdamie w wygodnych przestrzeniach prezentuje płótna niderlandzkich mistrzów, ustawione między działami armatnimi i strojami z epoki – kolejkom nie ma końca. Dużą popularnością cieszy się odnowiona Galeria Sztuki Średniowiecznej w Muzeum Narodowym w Warszawie – układ przestrzenny i oświetlenie dzieł przygotowali młodzi projektanci ze studia WWA.

O powodzeniu wystaw decyduje nie tylko rozmach. Najważniejszym sposobem przyciągania widzów stało się oferowanie im ciekawych historii. Prezentacja dzieł nie musi być awangardowa, ale konieczne jest stworzenie plastycznej i informacyjnej opowieści, która zapewni różnorodne wrażenia.

– Rośnie znaczenie muzeologii, czyli interpretacji sztuki poprzez sam sposób jej prezentacji – mówi Agnieszka Morawińska. – Muzea precyzyjnie planują, co i w jaki sposób chcą pokazać. Odpowiednio zaprojektowana i przygotowana oprawa plastyczna, opisy, oświetlenie, rozmieszczenie obiektów prowadzą do większego rozumienia sztuki. To już wiedza powszechna i praktykowana także w Polsce.

Największymi wydarzeniami w muzealnych rankingach są koprodukcje międzynarodowe, zwykle podróżujące po świecie. To spektakularne widowiska, łączące elementy ze świata sztuki, nauki i popkultury; poruszają widzów na różne sposoby. Jednym z takich przebojów była wystawa „Ból”, zorganizowana w 2007 r. przez muzeum sztuki nowoczesnej Hamburger Bahnhof i muzeum historii medycyny przy słynnej berlińskiej klinice uniwersyteckiej „Charite”. Złożona z kilku części, wielowątkowa opowieść o bólu fizycznym przedstawiała m.in. poświęcone tematowi dzieła malarskie – od średniowiecza do współczesności, historyczne obiekty medyczne i przyrządy badawcze, wreszcie – zachowane w formalinie zdeformowane kończyny i zmienione cierpieniem ciała.

– Takie tematyczne widowiska są dziś naj­ambitniejszymi produkcjami muzealnymi. Oznaczają odejście od XIX-wiecznej koncepcji podziału sztuk na rzecz tworzenia wystaw totalnych – mówi Monika Małkowska, krytyk sztuki i wykładowczyni ASP w Warszawie. – To dysertacje naukowe poświęcone wybranemu zagadnieniu. Wymagają niewiarygodnego wręcz wysiłku konceptualnego i finansowego, wielu lat badań i przygotowań, i długiego procesu organizacyjnego, w którym uczestniczy kilka instytucji. W Polsce takie wydarzenia są niestety niemożliwe do zrealizowania, przede wszystkim ze względów budżetowych.

W umiejętnym odpowiadaniu na zmienione potrzeby publiczności leży sekret odradzającej się popularności muzeów.

– Współczesne muzeum to połączenie świątyni artystycznej z lunaparkiem i gabinetem krzywych luster, pomieszanie sztuki wysokiej z plebejską rozrywką. Na nowo ożywa dziś koncept gabinetów osobliwości, mieszaniny przeróżnych, pozornie niepasujących do siebie obiektów, które zapewniają panoramę bodźców – wyjaśnia Monika Małkowska.

Gabinet osobliwości powraca do muzeów nie tylko jako koncept, ale i bardzo dosłownie. W madryckim Prado na „Porwanie Europy” Rubensa naciera... sztuczny wypchany byk, a w galerii rzeźby z sufitu zwisa szkielet delfina. W muzeach brytyjskich zadziwiająca mieszanka sztuki, przedmiotów codziennego użytku i kuriozów jest lejtmotywem bieżącego sezonu.

MIEJSCE DO BYCIA

Przeplatanie różnych wrażeń i zacieranie podziałów między dziedzinami twórczości jest tendencją obowiązującą w muzealnictwie już od lat. Dziś to przestrzeń, możliwość spotkania i dyskusji stanowią podstawowy atut muzeów.

– Rosnąca frekwencja to efekt zmiany sposobu, w jaki muzea współpracują z publicznością. Dawniej były instytucjami wsobnymi, teraz działają jako placówki usługowe, oceniane przez widzów i odpowiadające ich wymogom. W muzeach odbywają się koncerty, prezentacje poezji, dyskusje o literaturze, warsztaty dla różnych grup. W ten sposób odpowiadamy na bardzo ważny w Polsce deficyt niekomercyjnej przestrzeni publicznej, wspólnej strefy wymiany – mówi Agnieszka Morawińska. – W muzeach uwalniamy się od samotności, przeżywamy sztukę z ludźmi znajomymi i nieznajomymi. Najjaskrawszym przykładem jest popularność nocy muzeów, gdy na wejście trzeba czekać w kolejkach godzinami. Odchodzi dawny, kontemplacyjny sposób obcowania ze sztuką. Teraz oglądamy rzeźby czy obrazy kątem oka, czasem bardziej niż dzieła ciekawią nas po prostu inni ludzie.

W Europie Zachodniej od dawna nie dziwi widok dzieci ucinających sobie drzemkę na muzealnej posadzce albo nastolatków koczujących godzinami wśród płócien mistrzów. Normą stała się wymiana spostrzeżeń z innymi zwiedzającymi. Small-talki, pstrykanie zdjęć telefonami i głośne rozmowy nie są już niezgodne z muzealnym savoir-vivre’em.

Kuratorzy już nie „wykładają” widzom własnej wizji sztuki, a dostarczają im wiedzę i przeżycia w atrakcyjnej i wygodnej formie. W podobny sposób – z ośrodków ciszy i dyscypliny we wszechstronne centra wiedzy i kultury – zmieniają się współcześnie biblioteki.

ZAMIAST SALONU

Muzealna publiczność rośnie również dlatego, że powiększa się klasa średnia m.in. w Azji, Ameryce Łacińskiej i na Bliskim Wschodzie. Przybywa ludzi wykształconych, a także aspirujących do uczestniczenia w życiu kulturalnym.

 – Edukowanie i rozwijanie kompetencji kulturowych społeczeństwa to od zawsze misja muzeów, a teraz również racja ich istnienia – uważa Agnieszka Morawińska. Dla klasy średniej i środowisk twórczych muzea stają się coraz ważniejszym centrum życia społecznego. W zalewie informacji poszukiwane są: autentyczność, zaufanie, oparcie na wartościach, a prezentacja sztuki i przestrzeń do jej dyskutowania na ten deficyt odpowiadają.

– Wszyscy, którzy mają potrzebę wymiany intelektualnej i duchowej, muszą gdzieś się spotykać, żeby ścierać poglądy i omawiać bieżące wydarzenia i tendencje – zauważa Monika Małkowska. – Taką agorą nie są bełkotliwe media, my wciąż potrzebujemy salonów. Muzea stały się ich namiastką.

Rolę stołecznego salonu przejęło w ostatnich latach Muzeum Sztuki Nowoczesnej, które wciąż czeka na swoją siedzibę. Przygotowało dotąd tylko jedną dużą wystawę – „W sercu kraju”, a mimo to zaadaptowany przez MSN na przestrzeń wystawową dawny pawilon handlowy Emilia pozostaje ważnym punktem spotkań, rozmów i różnego rodzaju wydarzeń, także rozrywkowych czy towarzyskich, szczególnie dla ludzi młodych.

Z kolei w Krakowie na nowego lidera życia artystycznego wyrasta działające od 2010 r. Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK, oferujące sprzyjającą wielu formom aktywności nowoczesną przestrzeń, zgodną z oczekiwaniami młodej generacji odbiorców. Podobne nadzieje wiązane są z Muzeum Współczesnym Wrocław – trwa budowa liczącej 22 tys. m2 siedziby w centrum miasta.

Nową sferą obecności muzeów jest internet. Przyniósł nieznane wcześniej możliwości porozumiewania się z odbiorcami, ale też edukowania i popularyzowania sztuki. W sieci muzea pokazują kolekcje, które nie mieszczą się w salach wystawienniczych. Po latach spędzonych w przepastnych archiwach wyłaniają się zbiory, a wraz z nimi wiedza – bardziej przystępna i precyzyjna niż kiedykolwiek. Nawet małe, specjalistyczne i lokalne muzea w sieci zdobywają globalną widownię.

Znaczące, że właśnie internet, w którym widziano największego wroga muzeów, okazał się ich sojusznikiem. Jeszcze na początku stulecia prognozy dotyczące cyfryzacji kultury podpowiadały, że realne instytucje będą gwałtownie pustoszeć, bo młodzi uczestnicy kultury wybiorą doznania wirtualne. Tymczasem sieć rozbudza apetyt na realne spotkania ze sztuką, wywołuje chęć fizycznego doznania, odczucia skali, zapachu, koloru.

– Chcemy zobaczyć dzieło z bliska, poczuć, jak emanuje siłą, energią, barwą – mówi Monika Małkowska. – Garniemy się do przejawów talentu i geniuszu.

WSZYSCY BUDUJĄ

Przyszłość muzeów wydaje się wielka, szczególnie jeśli popatrzeć na ich gwałtownie rosnącą liczbę. W ciągu najbliższych dziesięciu lat na świecie powstanie przynajmniej 25 potężnych, nowoczesnych kompleksów muzealnych za około 250 mld dolarów, m.in. w Mekce, Tiranie, Szanghaju czy Rio de Janeiro. W naszym regionie jedną z najważniejszych inwestycji jest Arsenał Sztuki w Kijowie.

 Od kilku lat głośno jest o budowie oddziałów Luwru i Guggenheima na wyspie ­Saadiyat w Abu Zabi. Początkowo planowane jako ogromne muzea z bogatymi kolekcjami sztuki współczesnej, mające tworzyć atrakcyjny klimat dla turystów i inwestorów, teraz stają się jednak powodem zmartwień. Przybywa głosów, że to inwestycje niepotrzebne. Abu Zabi i bez kulturalnej otoczki przyciąga inwestorów, zaś tworzone w błyskawicznym tempie kolekcje nie mogą konkurować z gromadzonymi przez dziesiątki lat zbiorami europejskimi. Być może więc w Zjednoczonych Emiratach Arabskich gorączka kulturalna nieco ostygnie.

Bezprecedensowy jest boom muzealny w Chinach. Zgodnie z planem pięcioletnim do 2015 r. w Chinach miało powstać 3,5 tys. muzeów, powstało już 3866, a na tym nie koniec. W Szanghaju powstają dwa nowe obiekty, w Hongkongu – potężny West Kowloon Cultural District, a w Pekinie część Parku Olimpijskiego zostanie zmieniona w centrum kulturalne z trzema muzeami. Deweloperzy stawiający nowe dzielnice łatwiej uzyskują zgodę na zabudowę, jeśli w planach uwzględnią obiekty kulturalne i rekreacyjne. Natomiast coraz liczniejsi w Chinach prywatni kolekcjonerzy chcą się pochwalić swymi zbiorami przed publicznością.

Władze mają nadzieję, że muzea poprawią jakość życia społecznego gwałtownie rozrastających się metropolii, które poza centrami handlowymi nie oferują mieszkańcom atrakcyjnych form spędzania czasu. Muzea mają pomóc tworzyć lokalną tożsamość i więź z miejscem – jej brak sprzyja dużym migracjom i destabilizuje plany rozwoju miast.

Poważnym kłopotem staje się jednak wypełnienie ogromnej liczby nowych obiektów dziełami i ludźmi. Red Brick Contemporary Art Museum otwarte na obrzeżach Pekinu to spektakularna, ale całkowicie pusta budowla. Podobnie jak Power Station of Art w Szanghaju – po hucznym otwarciu rzadko organizuje wystawy tymczasowe.

MISJA POKOJOWA

Wraz z rosnącą publicznością i liczbą muzeów (20 lat temu na całym świecie było ich około 23 tys., dziś – 55 tys.) rosną ambicje ich szefów. Międzynarodowe koprodukcje muzealne stają się ważnym elementem dyplomacji kulturalnej, wspierającej inwestycje biznesowe. W społeczeństwach złożonych etnicznie, jak brytyjskie, muzea pełnią rolę w integrowaniu przedstawicieli różnych kultur. W ubiegłym roku jednym z brytyjskich przebojów frekwencyjnych była londyńska wystawa przedstawiająca hadż – pielgrzymki muzułmanów do Mekki. Zaciekawiła zarówno muzułmanów mieszkających na Wyspach, jak i Europejczyków nieznających tradycji swoich sąsiadów.

W całej Europie i USA zdecydowaną większość bywalców muzeów stanowi jednak białoskóra klasa średnia, jednym z najpoważniejszych zadań jest więc zaproszenie do spędzania czasu na wystawach także imigrantów.

Równocześnie ze wzrostem liczby widzów niemal wszędzie – m.in. w USA, Francji, Wielkiej Brytanii i Niemczech – publiczne wsparcie finansowe dla muzeów spada. Instytucje te zostały w wyniku kryzysu objęte planami oszczędnościowymi i muszą szukać sponsorów, a także same generować coraz większą część budżetów, nie tylko przez sprzedaż biletów, ale też wypożyczanie zbiorów, programy edukacyjne, obrót w sklepach i kawiarniach czy świadczenie usług doradczych. Polskie muzea są w szczególnie trudnej sytuacji – w naszych zbiorach znajduje się niewiele dzieł, które można wypożyczać z zyskiem.

Na świecie wiele placówek stało się prężnymi przedsiębiorstwami społecznymi. Około 40 proc. stałych kosztów muzeów pochłania utrzymanie budynków, kolekcji i pracowników, reszta inwestowana jest w rozwój oferty. Już nie tylko pożądany, ale i konieczny.

– Muzea muszą ewoluować. To, co dotąd było podstawą ich istnienia, czyli wystawy stałe, jest mniej ważne niż ekspozycje czasowe, odpowiadające na głód nowości i zmiany – ocenia Agnieszka Morawińska. Dla wszystkich placówek wyzwaniem będzie utrzymanie wysokiej frekwencji i zaspokajanie coraz większych oczekiwań publiczności: głównym zagrożeniem dla muzeów jest więc ich własny sukces.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicystka, reportażystka i pisarka. Za debiut książkowy „Lalki w ogniu. Opowieści z Indii” (2011) otrzymała w 2012 r. nagrodę Bursztynowego Motyla im. Arkadego Fiedlera. Jej książka była też nominowana do Nagrody Nike, Nagrody Literackiej Angelus oraz… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2014