Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To jedna ze wspaniałych powieści, które stanowią świat prawdziwszy od rzeczywistości – nieprzemijający. Jest w „Domu pod lutnią” cała epoka, choć wpisana w fabułę zajmującą zaledwie rok. Epoka powojennej trwogi, ale skoncentrowana nie na wszechobecności terroru. Odwrotnie, Orłoś opisuje dobro – oblężone, znajdujące się w nieustającym zagrożeniu, kruche, ulotne, a jednak ocalone.
Svetlana Broz po krwawej wojnie towarzyszącej rozpadowi Jugosławii zebrała wstrząsające opowieści o pojedynczych dowodach przyzwoitości i życzliwości w pejzażu okrucieństwa. Nazwała je „Dobrzy ludzie w czasach zła”. Kazimierz Orłoś w swej najnowszej powieści podobnie rozkłada akcenty – kieruje uwagę na piękno i szczęście, które w pierwszych latach sowieckiej dominacji znalazło się w nowym zagrożeniu. Do końca wojny wolność miała wymiar romantyczny, upragniony. W „Domu pod lutnią” ma już kształt dosłowny, osobisty, wręcz praktyczny. Orłoś ukazał czas, w którym walka nie była już możliwa, a koniecznością okazała się umiejętność życia w niewoli. Zmuszała do mozolnych negocjacji o zakres własnej niezależności. Orłoś prowadzi do wsi Lipowo na Mazurach, w kilka lat po zakończeniu drugiej wojny światowej. Do mieszkającego tam dziadka – przedwojennego pułkownika „od Rydza-Śmigłego” – trafia wnuk Tomasz. Chłopiec spędził okupację i część powstania w Warszawie (podobnie jak urodzony w 1935 r. autor). Jego ojca aresztowało UB, więc matka postanawia przechować chłopaka na wsi, dopóki nie minie największe zagrożenie.
Tytułowy dom, nad którym w letnie noce widać gwiazdozbiór lutni, to „szczęśliwa wyspa”. Toczy się tam życie możliwie dalekie od historycznych i politycznych realiów, od lęku, ale także od międzyludzkiej nienawiści i podejrzliwości. Pułkownik zostawił w stolicy od dawna obcą mu żonę, zakochuje się w Mazurce. Ufa tym, których nowa władza nienawidzi: ludziom mieszkającym na Mazurach, którzy według powszechnego przekonania „mówią po polsku, ale myślą po niemiecku”. Ufa przesiedlonym Ukraińcom, widząc w nich ofiary, nie oprawców z Wołynia. Orłoś wpisuje w postać pułkownika idealną mądrość, tolerancję, odwagę i spokój. Uzbraja go we wszystko, co mogło wówczas być narzędziem obrony: trzeźwość i zrozumienie fatalnego położenia politycznego Polaków po Jałcie, a jednocześnie determinację, by odganiać od siebie terror, objawiający się w postaci zajeżdżających pod dom czarnych willysów, żołnierzy Armii Ludowej tropiących „faszystowskie bandy”, sąsiadów donosicieli, brutalnych kłusowników.
W powieści Orłosia niewola polityczna jest wrogiem prywatności i dążenia do szczęścia – najbardziej kruchej i osobistej materii życia. Stanowi zagrożenie nie tylko dla rodzącej się dopiero chłopięcej wrażliwości, tłamszącej dziecięcą swobodę i wyobraźnię. Równie groźna jest dla doświadczonego, potężnego mężczyzny, który przetrwał najgorsze, a teraz chce tylko prawa do bliskości z ludźmi, których sam wybiera. Małego Tomka przed pełnią terroru chroni nieświadomość, starzejącego się pułkownika – przedwojenna jeszcze odwaga. Obu Orłoś daje wytchnienie w naturze: pozwala im kąpać się w rzece, spacerować po polach, jeść ciepły chleb, patrzeć na zwieszony łeb przysypiającego konia. Jest w tej powieści autor zapisany podwójnie: jako chłopiec dorastający w atmosferze gęstniejącego strachu i jako dojrzały mężczyzna rozumiejący reguły niewoli. Ten, który przez lata realizował wolność pisarską tylko poza granicami kraju – wydawany we Francji, a zakazany w Polsce. Trudno nie upatrywać w obu bohaterach tego samego człowieka – prozaika, zmuszonego przez większość życia chronić nieustannie ograniczaną wolność, osłaniać przeżycia i myśli. Orłoś w powieści nie pozwolił złu zatriumfować, ale doświadczył bohaterów utratą – życie zmusza ich do zmiany, każe szukać szczęścia gdzie indziej, od nowa.
Kazimierz Orłoś Dom pod lutnią Kraków 2012, Wydawnictwo Literackie
PAULINA WILK (ur. 1980 r.) jest reportażystką. Od 2003 r. do końca 2011 r. pracowała w „Rzeczpospolitej”, teraz współpracuje m.in. z magazynem „Kontynenty”. Jej książka „Lalki w ogniu” (wyd. Carta Blanca) została nominowana do tegorocznej nagrody im. Beaty Pawlak.