Spółdzielnia smaku

150 osób, tony zdrowego jedzenia i jedno marzenie o zmianie: Wawelska Kooperatywa Spożywcza.

13.10.2014

Czyta się kilka minut

Aneta Młodzik, Aneta Rostkowska i Paulina Firak z Kooperatywy. Kraków, październik 2014 r. / Fot. Kamila Zarembska dla „TP”
Aneta Młodzik, Aneta Rostkowska i Paulina Firak z Kooperatywy. Kraków, październik 2014 r. / Fot. Kamila Zarembska dla „TP”

Oprócz warzywnej bazy – ziemniaków, marchwi czy porów – w Kooperatywie można zamówić skorzonerę (korzeń przypominający w smaku szparagi), rukiew wodną (roślinę z rodziny kapustowatych; wyciąg z niej był jedną z ulubionych potraw Napoleona) i kwiaty cukinii. Co miesiąc z dużych, jutowych worków rozdzielane są mąki, kasze i otręby; przyjeżdża dostawa ekologicznych olejów z małej tłoczni spod Sanoka. 150 różnych produktów – i żadnego mięsa, bo większość grupy to wegetarianie. Nie ma obowiązku zamawiania co tydzień czy zamawiania minimalnych ilości – każdy kupuje wtedy, kiedy chce, i tyle, ile potrzebuje.

Wawelska Kooperatywa Spożywcza to nieformalna spółdzielnia, której członkowie (kooperanci) razem kupują jedzenie bezpośrednio w lokalnych gospodarstwach. Jak podkreślają, dzięki Kooperatywie nie muszą wybierać między jedzeniem zdrowym a tanim (niektóre ceny są u nich nawet o kilkadziesiąt procent niższe niż w sklepach z ekologiczną). Chcą wspierać lokalne rolnictwo i kształtować świadome postawy konsumenckie. Bo jak mówią: „kooperatywa to zmiana – głosowanie widelcem, rewolucja na talerzu i w polu”.

Jarmuż i kozie mleko

W środę po 19. przed kilkunastometrowym lokalem z odrapaną witryną na Mei- selsa robi się tłoczno. W środku, przy chybocących się stołach, uwijają się czterej dyżurni pakowacze, którzy rozdzielają nową dostawę; na ekranie wepchniętego między skrzynki z pomidorami laptopa widać tabelki z zamówieniami. Pod ścianą, w dwóch rzędach, w lekko pogniecionych butelkach po wodzie mineralnej stoi kozie i krowie mleko. Czuć zapach szpinaku i wilgotnej ziemi – warzywa przywieziono przed kilkoma godzinami. Z płóciennymi torbami i wiklinowymi koszykami po swoje produkty przychodzą kooperanci, przynosząc na wymianę jeszcze ciepłe, pełnoziarniste chleby na zakwasie i słoiki z domowym hummusem.

Przechodzący ulicą mężczyzna na rauszu z kolorową, wyświechtaną reklamówką w dłoni przystaje, patrzy na wychodzących z naręczami jadowicie zielonego jarmużu i pyta, czy ktoś otworzył tu nowy sklep. Paulina Firak z Wawelskiej (do grupy dołączyła w kwietniu) energicznie gestykulując tłumaczy mu, że to kooperatywa, taka społeczna inicjatywa non-profit. A on uparcie dopytuje, ile na tym zarabiają.

– Pokazujemy, jak ważne jest świadome podejście do zakupów. Zakupy to rzecz, którą robimy bardzo często, a zupełnie się nad nią nie zastanawiamy – mówi Paulina. – W Kooperatywie jesteśmy w stanie zamówić sobie takie produkty, że nie musimy robić zakupów w supermarketach – dodaje.

Odkąd wiosną w Wawelskiej poszerzyli ofertę, niektórzy w tradycyjny sposób kupują już tylko karmę dla kotów.

Owocowy zaczyn

Zaczęło się od skrzynki czereśni. I artykułu w „Przekroju” o nowym ruchu spółdzielczym i pierwszej kooperatywie w Warszawie. – Przeczytaliśmy go z przyjacielem i stwierdziliśmy, że też chcemy tak działać – mówi Jędrzej Cyganik (ciemna broda, spięte na karku dredy; skończył filologię polską, teraz uczy się stolarki), założyciel WKS. – Szukaliśmy gospodarstwa ekologicznego i znaleźliśmy takie sprzedające owoce. Przywieźliśmy od nich do Krakowa 20 kilo czereśni. Napisaliśmy o tym na Facebooku, przyszło dziesięć osób, owoce szybko się rozeszły – opowiada. – Jedzenie jest zawsze dobrym punktem wyjścia do zmian. Przy jedzeniu najlepiej się rozmawia, to bardzo integruje.

Na początku w kilkanaście osób spotykali się na zapleczu Spółdzielni – organicznego baru, gdzie podpinali się pod dostawę i razem zamawiali u ekologicznych rolników. Potem była bezgotówkowa kawiarnia Cafe Fińska, prywatne mieszkanie jednej z kooperantek, piwniczka pod Cafe Format i ciasna klitka na Meiselsa. Niedawno po raz pierwszy paczkowali w Jadalni przy alei Słowackiego, ale planują wynająć coś własnego.

Jędrzej: – Chcemy przestać korzystać z gościnności, mieć miejsce, do którego możemy wpaść zawsze, nie tylko raz w tygodniu na kilka godzin. Móc zrobić tam cykliczne warsztaty, pogadać o spółdzielczości. Nasza grupa jest coraz liczniejsza, mamy więc większy fundusz gromadzki – to 10 procent wartości każdego zamówienia – mówi.

Po dwu i pół roku do grupy należy ponad 150 osób, ale angażuje się około 70. Po zorganizowanym przez nich czerwcowym III Otwartym Zjeździe Kooperatyw (nie tylko tych skupionych wokół jedzenia) tygodniowo dostają po sześć nowych zgłoszeń. Dla przyszłych członków organizują spotkanie zapoznawcze i pobierają wpisowe – 50 złotych na rozwój Kooperatywy.

Ciągłym problemem są gapowicze, którzy przychodzą tylko po swoje zamówienia. – Są osoby, które działają w Wawelskiej aktywnie, są koordynatorami, ale trafiają się i tacy, którzy nie udzielają się prawie wcale – mówi Paulina.

Kooperanci są w różnym wieku – dwudziestolatkowie i osoby po sześćdziesiątce, jak mama Jędrzeja. Najwięcej jest tych w okolicach trzydziestki, młodych rodziców z dziećmi. Po ekowarzywa przychodzi dużo przyszłych mam, na forum grupy założyły minikooperatywę Baby Koop – wymieniają się rzeczami, organizują samopomoc.

Ekologiczna chemia

Kooperatywa to ruch nieformalny – mają statut i regulamin, ale nie są stowarzyszeniem ani spółdzielnią. W grupie głosy są podzielone – część chce „zalegalizowania”, bo wtedy mogliby starać się o dotacje na rozwój; drugiej części bliżej do idei, że działania spółdzielcze to droga do samowystarczalności i uniezależnienia się od systemu.

Jedzenie zamawiają nie tylko z gospodarstw oznaczonych jako ekologiczne. Ekocertyfikaty są drogie i droższe w takich miejscach są też produkty, a jedną z podstaw kooperatyw jest oszczędność. Współpracują z gospodarstwami tradycyjnymi i świadomymi rolnikami – teraz z okolic Gdowa, Rożnowa, Zakliczyna i Dobczyc. Jeden z rolników, Franek, uprawiający orkisz i tradycyjne odmiany pszenicy, jest członkiem Wawelskiej.

Żeby gospodarz mógł przywozić im jedzenie, muszą go sprawdzić – jadą do niego i opowiadają o swojej idei, poznają sposoby upraw, proponują, że przyjadą pomagać w polu. Ale rolnicy z tych propozycji nie chcą korzystać.

Katarzyna Wrona, jedna z kooperantek i koordynatorka: – Nie dyskutujemy z rolnikiem o cenie, nie targujemy się, wykrzykując: „Panie, to za drogo!”. Przyjmujemy tę, którą daje, bo ufamy, że jest właściwa.

– Dzięki naszej kooperatywie zmieniamy rynek – mówi z dumą w głosie Paulina. – Chcemy, żeby rolnicy dostawali uczciwe wynagrodzenie, a pieniądze trafiały do nich, nie do kilkudziesięciu pośredników. Nie mamy wielkiego zasięgu, ale małe działania zmieniają lokalnie, tworzą się punkty zapalne. Gdy w wielu miastach powstaną podobne inicjatywy, może przyjść zmiana globalna.

Ze swoimi proekologicznymi działaniami wychodzą z kuchni. – Od niedawna sprowadzamy dla nas „ekologiczną chemię”, uczymy się, jak zamiast proszków i detergentów używać sody, octu i boraksu, nieorganicznego związku chemicznego – mówi Katarzyna. – Jesteśmy zgrani i mamy bardzo otwartą formułę; chcemy edukować, na zewnątrz pokazywać idee kooperatyzmu – dodaje.

Paulina: – Jesteśmy grupą, która uczy się samorządności i ekonomicznego współdziałania. Nasza Kooperatywa daje ludziom możliwość tworzenia małej społeczności. A tych często brakuje. Zwłaszcza w dużych miastach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego, szefowa serwisu TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem Powszechnym” związana od 2014 roku jako autorka reportaży, rozmów i artykułów o tematyce społecznej. Po dołączeniu do zespołu w 2015 roku pracowała jako… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2014