Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Lektura książki Mariusza Wołosa skłania do parafrazy, że działania sowieckiej dyplomacji wobec Drugiej Rzeczypospolitej były, ni mniej ni więcej, tylko kontynuacją wojny, tej z 1920 roku. Gdyby okres 1925–1926 – opisany tu z punktu widzenia aktywności, jakie sowieccy dyplomaci (i szpiedzy udający dyplomatów) prowadzili wobec Polski, pogrążonej w najpoważniejszym kryzysie politycznym w całym okresie II RP – potraktować jako pars pro toto międzywojnia, wówczas można by powiedzieć, że wojna polsko-sowiecka nie skończyła się w 1921 r. pokojem ryskim, lecz że Sowieci, zupełnie niezainteresowani dobrymi stosunkami z Warszawą, kontynuowali ją cały czas. Cel pozostawał bez zmian: przejęcie kontroli nad Polską (może za wyjątkiem obszarów, które można oddać Niemcom), postrzeganą jako byt z definicji wrogi, tymczasowy i przeszkadzający – na planie ideologicznym, strategicznym, politycznym, militarnym.
Oczywiście, sama w sobie nie jest to konstatacja nowa – co innego jednak, gdy pokazuje się ją w oparciu o perspektywę polską, a co innego, gdy materiał dowodowy pochodzi ze źródeł rosyjskich. Mariuszowi Wołosowi, w latach 2007–2011 szefowi placówki naukowej PAN w Moskwie, pozwolono bowiem zajrzeć za kulisy: do rosyjskich archiwów.
Wprawdzie furtka uchyliła się tylko trochę – Wołos mógł prowadzić kwerendę jedynie w archiwach dyplomatycznych, a i to nie wszystkich (tajne są nadal np. materiały sowieckiego ataszatu wojskowego). Ale i tak udała mu się rzecz imponująca: zrekonstruował sposób myślenia w sprawach polskich oraz mechanizmy funkcjonowania w latach 1925-26 sowieckiego poselstwa w Warszawie, specjalnej placówki w Berlinie (zajmowała się ona również sprawami polskimi) i moskiewskiej centrali.
Jest w tym coś fascynującego: podążać dziś śladami ludzi, którzy ponad 80 lat temu robili wszystko, aby zaszkodzić Drugiej RP i gotowi byli tu na wiele, także na taktyczny sojusz z ideowym wrogiem, czyli z polską endecją. Okazuje się, że spośród polskich stronnictw politycznych to z endekami sowiecki poseł Wojkow najszybciej znajdował wspólny język (rzecz jasna, nie licząc grup sterowanych z Moskwy). Obie strony zbliżała nie tylko nienawiść do Piłsudskiego, ale też niedawna historia – niegdysiejsza prorosyjskość partii Dmowskiego sprzyjała opinii, że z dwóch wrogów Niemcy są groźniejsi, a z Sowietami można się dogadać.
Wtedy, w 1925-26 roku, Sowieci – jeszcze – mierzyli za wysoko; ich zamiary były zdecydowanie bardziej ambitne niż siły, jakimi dysponowali. W ich wizjach rozpętania w Polsce wojny domowej czy uzależnienia gospodarczego Polski od Związku Sowieckiego (sic!) widać, jak ideologiczne schematy zaburzały racjonalną ocenę sytuacji (i własnego potencjału).
Niemniej uparta praca – dyplomatyczna i propagandowa – nad izolowaniem Polski w polityce międzynarodowej, nad niedopuszczeniem do jej ugody z sąsiadami, dawała efekty. Choćby na odcinku litewskim, gdzie Moskwa skutecznie wmawiała Litwinom, że to Polska jest dla nich głównym zagrożeniem. Jak to się skończyło, wiadomo.
Mariusz Wołos „O Piłsudskim, Dmowskim i zamachu majowym. Dyplomacja sowiecka wobec Polski w okresie kryzysu politycznego 1925-1926”, Wydawnictwo Literackie 2013.