Siczowe Legiony

Swoje Legiony na frontach I wojny światowej mieli nie tylko Polacy. Mieli je także galicyjscy Ukraińcy. I przeszły one do ukraińskiej legendy.

16.06.2014

Czyta się kilka minut

Ukraińska pocztówka z 1918 roku upamiętniająca Strzelców Siczowych / Fot. Archiwum Tadeusza A. Olszańskiego
Ukraińska pocztówka z 1918 roku upamiętniająca Strzelców Siczowych / Fot. Archiwum Tadeusza A. Olszańskiego

Sto lat temu Europejczycy powszechnie oczekiwali wojny. Częściej z nadzieją niż z obawą. Gdy wybuchła – przyjęto ją z niekłamanym, masowym entuzjazmem. Wojny nie było w Europie (oprócz Bałkanów) przez ponad 40 lat, „zgniły pokój” i towarzysząca mu dekadencja budziły coraz większe znużenie. W wojnie widziano nadzieję na zmiany, na rozerwanie gorsetu systemu wiedeńskiego, ustalonego niemal wiek wcześniej, po obaleniu Napoleona. A Polacy, Ukraińcy, Czesi i parę jeszcze narodów widziało w niej nadzieję na niepodległość.

Czekanie na wojnę

Rozumni analitycy i politycy zdawali sobie wówczas sprawę, że wojna jest nieunikniona, gdyż ambicje głównych mocarstw europejskich są nie do pogodzenia i musi dojść do próby sił. Ale oczekiwali czegoś w rodzaju kolejnej wojny francusko-pruskiej (z 1870 r.) albo paromiesięcznych wojen bałkańskich z lat 1912-13. Takiej wojny oczekiwały też narody, na taką wojnę ruszyły z entuzjazmem latem 1914 r.

Doświadczenie czteroletniej wojny secesyjnej (1861–1865) na kontynencie amerykańskim – pierwszej nowoczesnej wojny na wyczerpanie, w której o sukcesie decydowały nie męstwo żołnierzy i talent dowódców, ale potencjał przemysłowy i demograficzny – nie przebiło się do świadomości Europejczyków. Dopiero pod koniec 1914 r. zrozumiano, że wojna będzie długa, wyczerpująca i straszna. Jak bardzo – nawet wtedy nikt nie przeczuwał.

W Europie Środkowej oczekiwano na tę wojnę inaczej. Młode narody widziały w niej szansę. Całkiem niedawno wojna rosyjsko-turecka przyniosła wolność Bułgarom, później narody bałkańskie krwią i żelazem wytyczały granice swej wolności. Starcie Niemiec i Austro-Węgier z Rosją oznaczało ostateczny upadek Świętego Przymierza, robiło miejsce dla nowo ukształtowanych narodów, formujących się wraz z emancypacją włościaństwa, rozwojem oświaty i wzrostem zamożności.

A także wraz z rozwojem nacjonalizmów, podważających dawne monarchiczne patriotyzmy. Tak od dołu – przez rozwój nowych, „niepaństwowych” narodów – jak i od góry, przez „nacjonalizację” doktryny państwowej mocarstw. Narody Europy Środkowej wiele zawdzięczały tu pojawieniu się nacjonalizmu niemieckiego i rosyjskiego: stanowiły one wyzwanie, na które trzeba było odpowiedzieć. A dzięki temu – łatwiej i szybciej samemu określić się w kategoriach narodu nowoczesnego.

Nadzieje dwóch narodów

W demokratycznej (na owe, a może i nie tylko na owe czasy) Galicji rywalizowały ze sobą dwa narody. Oba modliły się „o wojnę powszechną o wolność ludów”. Oba się do niej przygotowywały; na razie tylko do starcia z Rosją, a nie – między sobą. Państwo austro-węgierskie akceptowało, a przynajmniej tolerowało różnorodne towarzystwa paramilitarne (oficjalnie gimnastyczne i sportowe), których prawzorem był Sokół: czeski pomysł, podchwycony przez większość Słowian.

W Galicji istniały dwa związki sokolskie: polski i ukraiński. Także powołanie we Lwowie polskiego skautingu (później nazwanego harcerstwem) zaowocowało rychłym powołaniem Płasta: skautingu ukraińskiego. Były też Sicze (ochotnicze straże pożarne z ukraińskich wsi) i ich polskie odpowiedniki, były towarzystwa wstrzemięźliwości. Wszystkie łączyły oficjalne cele z formacją patriotyczną i przysposobieniem wojskowym.

Początkowym celem tych ruchów było, jak mówiono, „podniesienie stanu moralnego i fizycznego” młodzieży. Rozwijająca się inteligencja była przerażona nędzą i stanem zdrowotnym proletariatu miast i wsi (opisy z „Ludzi bezdomnych” nie są przesadzone) i dostrzegała potrzebę pracy na rzecz jego poprawy. Stan fizyczny młodych mężczyzn niepokoił też planistów wojskowych – rozumiejących, że w zbliżającym się konflikcie będą potrzebować więcej rekrutów niż kiedykolwiek. Z kolei ruch trzeźwościowy (tępiący też hazard) przełamywał dekadencję toczącą środowiska studenckie. Dalszym krokiem były organizacje już otwarcie paramilitarne.

Wszystkie hartowały kandydatów na podoficerów i oficerów, przygotowywały do służby wojskowej. I do służby ojczyźnie. Niekoniecznie tej oficjalnej, cesarsko-królewskiej. Polacy i Ukraińcy tworzyli je obok siebie, w podobnych formach. W tym samym celu – a zarazem w celu dokładnie przeciwstawnym.

Makiwka: bitwa i legenda

Sicze, organizowane od 1900 r., na rok przed wojną liczyły 80 tys. członków, a ich działacze – za przykładem polskich towarzystw strzeleckich – zaczęli tworzyć towarzystwa Strzelców Siczowych. Do wybuchu wojny przeszkolenie przeszło w nich ok. tysiąca osób. Drużyny strzeleckie tworzyli też członkowie Sokoła i Płasta. 28 czerwca 1914 r. – przypadkowo w dzień zamachu w Sarajewie – we Lwowie, podczas obchodów szewczenkowskich, defilowało 50 umundurowanych i częściowo uzbrojonych Strzelców. Garstka. Ale była to pierwsza od 200 lat (od czasów Mazepy) formacja wojskowa, którą można określić mianem ukraińskiej.

Gdy zaś wojna już wybuchła, system wojskowości austriackiej pozwolił powołać formacje ochotnicze, złożone z obywateli podległych zwykłemu poborowi (wśród Strzelców Siczowych, inaczej niż w polskich formacjach strzeleckich, praktycznie nie było poddanych rosyjskich). Pierwszy oddział Ukraińskich Strzelców Siczowych (potocznie „ususów”) sformowano wczesną jesienią 1914 r.: liczył 2,5 tys. ludzi, co prawdopodobnie odpowiadało potencjałowi wszystkich ukraińskich organizacji paramilitarnych. Ochotników było jednak wielokrotnie więcej.

Ususi byli kiepsko uzbrojeni i wyszkoleni, i nie cieszyli się zaufaniem austriackiego dowództwa (zwłaszcza stosunek Węgrów do wszelkiej „ruskiej” aktywności wojskowej czy politycznej był bardzo negatywny). Kierowano ich na drugorzędne kierunki działań. Po raz pierwszy starli się z Rosjanami 21 października 1914 r. pod Stryjem.

Pod koniec kwietnia 1915 r. Strzelcy odegrali ważną rolę w obronie Makiwki, szczytu w Karpatach Wschodnich. Wprawdzie górę utracono, ale ususi i austriaccy landszturmiści (też słabo uzbrojeni i wyszkoleni) nie dopuścili do rozwinięcia rosyjskiego natarcia. A w trakcie tych bojów ruszyła spod Gorlic generalna ofensywa austro-niemiecka, odwracająca koleje wojny w Galicji.

Była to pierwsza prawdziwa bitwa Strzelców Siczowych. Stracili w niej 50 ludzi. Przeszła do legendy; dziś jest tu cmentarz-mauzoleum, miejsce obchodów patriotycznych.

Wojenne losy Strzelców

Jesienią 1916 r., w ciężkich walkach obronnych na Łysoni pod Brzeżanami, Legion (pułk) USS utrzymał pozycje, powstrzymując na tym odcinku ofensywę Brusiłowa, ale poniósł dotkliwe straty. Rok później, podczas ostatniej już rosyjskiej ofensywy, Strzelcy mieli nieszczęście znaleźć się na głównym kierunku natarcia Rosjan. Pod Koniuchami poległo ich niewielu, ale blisko tysiąc dostało się do niewoli. Legion USS przestał istnieć.

Ale ci jeńcy (a także wcześniejsi, spod Łysoni) parę miesięcy później stali się rdzeniem wojsk „kijowskiej” Ukraińskiej Republiki Ludowej. Prawda, nie byli w niej najliczniejsi – ale byli najlepsi: dobrze wyszkoleni, zdyscyplinowani, odporni na rewolucyjną gorączkę trawiącą pozostałe jednostki Republiki. Potrafili nie tylko się bić, ale też organizować i szkolić, ich formacja urosła przejściowo do kilkunastu tysięcy ludzi. Bez nich niepodległa Ukraina upadłaby dużo szybciej.

Wprawdzie z inicjatywy arcyksięcia Wilhelma Habsburga (żywieckiego), marzącego o koronie Ukrainy, Austriacy odtworzyli formację Strzelców Siczowych, ale nie odegrała ona już żadnej roli. Gdy zaś monarchia Habsburgów upadała, Strzelcy z czystej opieszałości dotarli z Czerniowiec do Lwowa dopiero 3 listopada... Dla Polaków był to dar losu, bo te półtora tysiąca ludzi dwa dni wcześniej uniemożliwiłyby polskie powstanie we Lwowie. Potem formacja roztopiła się w powstającej armii Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej, stając się jej kośćcem.

Pokłosie

Przez szeregi Ukraińskich Strzelców Siczowych przewinęło się około 7 tys. ludzi; 350 poległo. To bardzo dużo, jak na 3 mln Ukraińców galicyjskich.

Po wojnie większość weteranów żyła w II Rzeczypospolitej, w Galicji Wschodniej, stanowiąc kadrę wszystkich ukraińskich organizacji narodowych Dwudziestolecia – od radykalnych socjalistów do konserwatywnych klerykałów. Byli nauczycielami, instruktorami Płasta, kierownikami ukraińskich spółdzielni (ostoi życia narodowego), pisarzami, adwokatami, politykami. Wychowywali Ukraińców w duchu paramilitarnym, w kulcie czynów bojowych Strzelców i Ukraińskiej Armii Halickiej. I znów modlili się „o wojnę powszechną”, której oczekiwano, choć już w zupełnie innym duchu.

Część dawnych Strzelców współtworzyła radykalny ruch nacjonalistyczny, późniejszą OUN. Ciekawe, że byli to głównie ci oficerowie, którzy wcześniej trafili do Kijowa. Ci zaś, co nie mieli wówczas kontaktu z rewolucyjną gorączką i anarchią, okazali się odporniejsi na hasła totalitarne. Te, którymi poważnie i ze strasznymi skutkami przejęło się dopiero następne pokolenie – ich wychowankowie.


TADEUSZ A. OLSZAŃSKI jest politologiem, analitykiem Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia. Autor książek „Historia Ukrainy XX w.” i „Trud niepodległości. Ukraina na przełomie tysiącleci”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2014