Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
...gdyż pokazuje on w „wybiórczy, oparty na stereotypach, a ponad wszystko boleśnie krzywdzący” sposób żołnierzy Armii Krajowej i rozmywa niemiecką odpowiedzialność za Holokaust.
Przypomnijmy: w tym skandalicznym filmie, wyprodukowanym przez niemiecką telewizję publiczną ZDF, który w Niemczech obejrzało kilkanaście milionów widzów, przeciętny Niemiec pokazany jest jako „oprawca mimo woli” (jak pisał nasz berliński korespondent Joachim Trenkner, patrz „TP” nr 14/13), jako człowiek z gruntu dobry i sympatyczny, który tylko zrządzeniem losu został uwikłany w nazistowskie zbrodnie, aby potem przykładnie za nie odpokutować. Z kolei przeciętny Polak, żołnierz AK, niewiele ustępuje esesmanom: jest nacjonalistą, antysemitą i w ogóle postacią wyjątkowo obrzydliwą. Szczególnie perfidna, bo mająca moc „historycznej bomby atomowej”, jest scena, gdy oddział AK atakuje niemiecki pociąg: akowcy wybijają niemiecką załogę, po czym, gdy okazuje się, że pociąg wiezie Żydów do obozu zagłady, ryglują na powrót wagony, skazując więźniów na śmierć.
Ambasador może prosić. Czy jego prośba będzie skuteczna, wolno niestety wątpić. Gdyby ktoś chciał rozpowszechniać w Stanach film pokazujący np. zbrodnię izraelskich żołnierzy na palestyńskich cywilach, która nigdy nie miała miejsca, musiałby liczyć się z bolesnym pozwem ze strony choćby Ligi przeciw Zniesławieniu, walczącej z uprzedzeniami wobec Żydów. A w tym przypadku punktem wyjścia dla pozwu mogłaby być właśnie scena z pociągiem.
Film „Nasze matki, nasi ojcowie” miał kilku historycznych konsultantów. Gdy w Polsce pojawiły się głosy krytyczne, zauważone w Niemczech (stronie niemieckiej powinno zresztą dać do myślenia, że polscy komentatorzy „od prawa do lewa” byli wyjątkowo zgodni w krytyce filmu), niektórzy z konsultantów bronili się, że wszystko, co w nim pokazano, wydarzyło się naprawdę i ma pokrycie w źródłach. Potem zamilkli. Może ciągle szukają źródeł.