Proces z Abbey House

Kiedy Tomasz Raczek pozwolił sobie na komentarz, w którym skrytykował pewną polską komedię, jej producenci zapowiedzieli, że oddadzą sprawę do sądu – bo naraził ich na straty finansowe.

26.03.2012

Czyta się kilka minut

Kiedy krytycy sztuki skomentowali działalność Domu Aukcyjnego Abbey House, zaczęli otrzymywać pisma adwokackie, w których grozi im się sankcjami prawnymi – bo narazili DAAH na straty finansowe.

Obie sprawy są oczywiście różne, nie tylko ze względu na różnicę między popularną rozrywką a elitarnym kolekcjonerstwem. Jak się wydaje, w przypadku nieudanej komedii grożenie krytykowi sądem było próbą stworzenia atmosfery skandalu, która podkręciłaby biznes. Celem Abbey House jest coś innego: dom aukcyjny musi uspokoić inwestorów, przekonać ich, że za głosami krytycznymi czają się jakieś wrogie siły (czytaj: konkurencja).

I tu zaczynamy zauważać podobieństwa. W obu przypadkach nie oskarża się krytyków o przekłamania czy nieścisłości. DAAH nie przeczy np., że stworzyło zamknięty obieg dziełami sztuki, w którym jedynymi „niezależnymi” rzeczoznawcami są osoby przez tę firmę zatrudniane, a także że posługuje się ona własnym „opiniotwórczym” czasopismem. Krytycy (nawet wtedy, gdy wypowiadają swoje opinie na portalach społecznościowych) oskarżeni zostają o to, że ograniczają zyski „działających w kulturze” biznesmenów. Innymi słowy – nie sprawdzają się jako piarowcy. To dowód, że stało się coś niebezpiecznego: w oczach wielu producentów kultury krytyka (nieważne: filmowa, literacka, teatralna czy artystyczna) stała się po prostu jedną z form reklamy nowego „produktu”.

Nie bez winy bywają tu mainstreamowe media. Wiele z nich przez lata było nośnikiem uczciwej i niezależnej krytyki, zmiany rynkowe sprawiły jednak, że dziś niewiele pism docenia jej obecność na łamach, tolerując zjawiska, które jeszcze przed kilkunastu laty byłyby nie do pomyślenia. Nie chodzi tylko o upraszczającą „gwiazdkomanię”. Czymś o wiele groźniejszym wydaje się fakt, że o wystawach czy książkach pisują autorzy, którzy nie zadali sobie trudu, by zapoznać się z recenzowanym dziełem. Ich teksty to niemal kalki rozsyłanych dziennikarzom materiałów promocyjnych. Nikomu nie przeszkadza też zjawisko wykorzystywania jako krytyków ludzi zatrudnionych na etatach w instytucjach, o których zdarza im się pisać. A co z dwuznacznością „patronatów medialnych”? Jak skrytykować zjawisko, za które niejako a priori wzięło się odpowiedzialność?

Dlatego – paradoksalnie – obydwa omawiane tu przypadki mogą okazać się bardzo użyteczne. Po pierwsze, okazało się, że profesjonalna i niezależna krytyka jeszcze istnieje. Po drugie, mamy szansę rozpocząć kolejną debatę o polskich mediach. A ściślej: o tym, jakie miejsce powinna w nich zajmować kultura. I jak chińskim murem oddzielić od siebie jej wytwórców i komentatorów.

Na koniec przypomnienie: krytyk to ktoś, kto latami zdobywał kompetencje, by – podpisując się imieniem i nazwiskiem – brać intelektualną odpowiedzialność za swoje opinie. To dlatego, jako osoba pisząca o sztuce, chciałabym dołączyć do grona tych, którzy twierdzą, że 90 proc. oferty proponowanej przez DAAH świetnie sprawdziłaby się w sklepie z artykułami wnętrzarskimi, natomiast jej wartość artystyczna jest znikoma. Koń jaki jest, każdy widzi (szkoda, że tylko w internecie – dom aukcyjny nie urządza otwartych pokazów). Nie zmienią tego najbardziej wyrafinowane strategie marketingowe.


O sprawie Abbey House pisaliśmy w "TP" nr 8/2012 - zobacz na tygodnik.com.pl/dobre-bo-drogie

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2012