Premier bez większości

Co jest spoiwem Platformy? Władza i wciąż wysokie sondaże. Czy coś jeszcze? Niewiele więcej.

04.02.2013

Czyta się kilka minut

Przed kampanią parlamentarną 2011 r. Bartosz Arłukowicz i Jarosław Gowin podróżowali wspólnie po kraju. Sale były nabite ludźmi, dyskusje gorące. Obu polityków – lewicowca i konserwatystę – różniło niemal wszystko i specjalnie tego przed wyborcami nie kryli. Był w tym jakiś teatr absurdu, bo przecież obaj namawiali do głosowania na jedną partię – Platformę Obywatelską.

Przypomniały mi się te sceny, gdy na mównicy sejmowej doszło do sporu między Donaldem Tuskiem a Jarosławem Gowinem właśnie. Sporu poprzedzającego głosowanie, w którym 46 posłów partii władzy, idąc za Gowinem, przyłożyło ręce do utopienia „platformerskiego” projektu ustawy o związkach partnerskich.

Czy jest w tym coś zaskakującego? Absolutnie nie. Platforma jest podzielona. To prosta konsekwencja strategii wybranej dawno temu przez Tuska.

SILNIEJSI W GRUPIE

Oczywiście naiwnością byłoby mówienie, że do 2009 r. Platforma była ugrupowaniem szczególnie ideowym. Na pewno jednak była bardziej spoista i miała bardziej zwarte szeregi. Namiestnikiem premiera do spraw wewnątrzpartyjnych był wówczas Grzegorz Schetyna. Pilnował, niekiedy żelazną ręką, spoistości szeregów. Bliski związek obu tych polityków rozpadł się jednak przy okazji afery hazardowej.

Schetyna z namiestnika Tuska, drugiego po Bogu, zmienił się w jednego z uczestników gry, który musi walczyć o swoje z innymi politykami wewnątrz ugrupowania. Sporo racji jest w tym, co w ostatni piątek w TVN 24 mówił Janusz Palikot. Były polityk PO, dziś jej konkurent, twierdzi, że Tusk jest politykiem, który nie ma większości w kierownictwie Platformy. I że partia z grubsza podzielona jest między trzy główne frakcje: Gowina, Schetyny oraz Cezarego Grabarczyka.

Podział ten nie wynika ze sporów ideowych, różnego spojrzenia na politykę. Jaka jest różnica w poglądach między Schetyną a Grabarczykiem? Inaczej patrzą na problem in vitro, prywatyzację, przystąpienie do strefy euro? Nie sądzę. Dobrze pamiętam, że jeszcze w 2011 r. Gowin i Schetyna wspierali się nawzajem w politycznym sojuszu przeciw dominacji Tuska. Dziś były wicepremier i marszałek należy do zagorzałych krytyków ministra sprawiedliwości. Interes Schetyny jest taki, by Gowin został osłabiony, a nawet, by znalazł się poza partią – wtedy jego własna pozycja byłaby w Platformie silniejsza.

Spór w trójkącie Gowin-Schetyna-Grabarczyk idzie więc o rolę własnej grupy, wpływ na bieg spraw, stanowiska dla zauszników. Gdy jest nas kilkudziesięciu, jesteśmy silniejsi, niż gdybyśmy działali w pojedynkę.

Dawniej Tuskowi ten podział był na rękę: podsycał go, raz przycinając, innym razem dowartościowując jedną z grup. Działał wedle zasady: „Dziel i rządź”. Podwładni tkwią w zwarciu między sobą i nie mogą zagrozić liderowi – zasada stara jak świat. Podobną stosował Jarosław Kaczyński, pozwalając na wyniszczające wojny między np. frakcją Kamińskiego i Bielana z duetem Ziobro-Kurski.

Ale poza generalną zasadą, o której przed chwilą napisałem, Tusk wybrał taki sposób działania jeszcze z dwóch powodów. Zawsze, najczęściej rękami innych, ścinał ludzi, którzy mogą mu w partii zagrozić. Historia Platformy jest historią politycznych mordów, których ofiarami stawali się wyróżniający się liderzy – Andrzej Olechowski, Paweł Piskorski, Jan Rokita, Zyta Gilowska, Grzegorz Schetyna to najbardziej znane przykłady.

Tusk przycinał drzewko bonsai, którym była Platforma, dowolnie – troszkę obetniemy Grabarczyka, pozwolimy rosnąć Gowinowi. Zbyt mocno poszedł do góry? Przytnijmy i dajmy urosnąć troszkę Schetynie.

Drugi powód pozostawienia ugrupowania partyjnym frakcjom wynika z wygody. Wielu oskarża Donalda Tuska o „nicnierobienie” i trwanie. Ale prawda jest taka, że w polskim systemie sprawowania władzy bycie premierem to zajęcie wyczerpujące. Kiedyś wyjaśniał mi to Leszek Miller. Kalendarz szefa rządu jest wypełniony bez przerwy jakimiś zajęciami: tu spotkanie, które trzeba odbębnić, tam telefon, który trzeba wykonać, dalej interwencja w jakiejś sprawie, potem od dawna zaplanowany wyjazd, którego już nie można przełożyć. I tak dzień po dniu. Tysiące problemów, setki tematów. Krótko mówiąc, nie bardzo jest czas, żeby doglądać wewnątrzpartyjnych spraw na co dzień.

Jak ta frakcyjność platformerska działała, obserwowaliśmy z bliska z Pawłem Reszką, zbierając materiał do książki „Daleko od miłości”, poświęconej premierostwu Tuska. Widywaliśmy w sejmowym barku Cezarego Grabarczyka półgłosem toczącego narady z wianuszkiem „swoich ludzi”. „Spółdzielcy” Grabarczyka walczyli z grupą Schetyny, przy którym jeszcze w 2011 r. trwał Gowin. Między obiema drużynami panowała ogromna wrogość. „Spółdzielcy” oskarżali schetynowców o nielojalność i mówili im w oczy, że ich dni w partii są policzone. Ci odpowiadali pięknym za nadobne. Jeden z ludzi Schetyny mówił nam: – Grabarczyk jeździ po kraju, odnajduje ludzi słabych, skrzywdzonych, obiecuje pomoc. Lepsze miejsce na liście, jakąś radę nadzorczą, stanowisko w jakimś gabinecie politycznym.

Trochę jest tak, jakby wszyscy w Platformie na to przystali i przymykali oko, choć partia powstawała, by walczyć z kolesiostwem i sitwami w polityce. Wszyscy przymykali oko, póki partia miała się dobrze w sondażach. Pytanie, co będzie, jeśli sondaże zaczną spadać?

MIĘDZY MŁYŃSKIMI KAMIENIAMI

Wśród komentatorów, ale też wśród części polityków, silne jest przeświadczenie, że istniejący system partyjny nie jest trwały i nie przetrwa najbliższych lat.

Spójrzmy na główne partie. SLD z twarzami 60-latków: Millera, Oleksego, Iwińskiego, Senyszyn, krążące wokół 10 proc. poparcia i bez szans na wzięcie całej puli od Platformy. Palikot z klubem wewnętrznie podzielonym między małych przedsiębiorców i zwolenników obyczajowej rewolucji – polityk w błyskawicznym tempie robiący zwroty od socjalizmu do liberalizmu, błagający Aleksandra Kwaśniewskiego o odsiecz, która nie nadejdzie. PiS, z wielką wyrwą po liderach, którzy zginęli w Smoleńsku, i bez następcy dla Kaczyńskiego, od lat bez wyborczych zwycięstw i z tonem nadawanym przez radykałów takich jak Antoni Macierewicz. Wreszcie Platforma – partia od Arłukowicza po Gowina, gdzie spoiwem jest władza i straszenie rządami Kaczyńskiego. Wszystko chore, nieczytelne i niejasne.

Wielu uważa, że jesteśmy w przededniu zmiany. Niektórzy początek tej zmiany chcą widzieć w pęknięciu, do którego doszło przy okazji głosowania grupy Gowina w sprawie ustawy o związkach partnerskich. Po publicznym spięciu w Sejmie obaj gracze – Tusk i Gowin – cofnęli się na z góry upatrzone pozycje. Gowin, jak wynika z relacji mediów i polityków rządowych (minister im nie zaprzeczał), przeprosił Tuska za publiczny spór dotyczący projektów o związki partnerskie. Unikał też występów, co zaogniałoby konflikt. Tusk zaś, choć namawiany przez wielu, nie wypchnął Gowina z rządu ani z Platformy.

Oczywiście zachowanie obu wynika z politycznej taktyki, nie z przyjaźni czy wspólnego interesu. Wypchnięcie Gowina oznaczałoby utratę większości parlamentarnej i konieczność szukania nowego układu koalicyjnego. Z kolei Gowin ze stronnikami nie jest jeszcze gotowy do pójścia własną drogą. Bo jaka to byłaby droga? Czy przypadkiem nie taka, jaką poszły Solidarna Polska i PJN, które mają poparcie w granicach błędu statystycznego? Czy Gowin z grupką posłów znalazłby sobie miejsce między charyzmatycznym Kaczyńskim i zręcznym Tuskiem? Między dwoma wielkimi ugrupowaniami wyposażonymi w partyjny aparat i pieniądze? Czy nie zostałby zgnieciony przez młyńskie kamienie Platformy i PiS-u? To jest obawa, którą głęboko zanurzony w polityce minister sprawiedliwości na pewno nosi.

WOJNA DOMOWA

Pewien znany pisarz o liberalnych poglądach przekonywał mnie ostatnio, że w Polsce trwa wojna domowa. I że w tej wojnie nie ma ziemi niczyjej – albo jesteś z Tuskiem, albo z Kaczyńskim. Inne rzeczy, poza tym sporem, są mniej istotne.

Na to samo narzeka Leszek Miller. Mówi, że polska polityka jest zorganizowana wokół sporu o Smoleńsk: on ogniskuje zainteresowanie, on daje najsilniejsze emocje i, jak widać, jeszcze się nie wypalił. Gdzie w tym wszystkim byłby Gowin po odejściu z Platformy?

Na razie w interesie obu polityków – Tuska i Gowina – jest trwanie w obecnym układzie. Podkreślam: doraźnie. A jeśli idzie o strategię, myślenie w dłuższej perspektywie? Jestem przeciwny, by pisać o krajowej polityce jako o grze, w której decydują przemyślane strategie i rozwiązania, w których liderzy przewidują na trzy ruchy do przodu. Z polską polityką jest tak, że nie sposób pisać do niej scenariuszy na tygodnie, nie mówiąc już o miesiącach. Jest ona pchana emocjami i doraźnymi zagrywkami głównych bohaterów.

Z polską polityką jest więc trochę tak jak z Tuskiem podejmującym na przełomie 2009 i 2010 r. decyzję o starcie w wyborach prezydenckich. Rano był zdecydowany stawać w szranki o fotel głowy państwa, po południu absolutnie tego nie chciał, wieczorem było mu wszystko jedno. I za każdym razem była to opinia absolutnie szczera.

Nie wiemy, jak będą wyglądały następne miesiące. Jaka będzie siła kryzysu gospodarczego, jego wpływ na budżety domowe Polaków i sondaże poparcia dla rządu i partii politycznych? Nie wiedzą tego ani Tusk, ani Gowin. Wyobrażam sobie, że jedna duża afera korupcyjna może odmienić bieg spraw i zmusić liderów do nowych rozdań. System oparty jedynie na wysokich sondażach, wspólnocie władzy i obronie państwa przed ewentualnymi rządami Kaczyńskiego nie może być trwały. Nie założyłbym się, że przetrwa do najbliższych wyborów.



MICHAŁ MAJEWSKI jest dziennikarzem tygodnika „Wprost”, stale współpracuje z „TP”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2013