Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
1
Artykuł został opublikowany w „Plusie-Minusie” z 28/29 lipca, w jego tytule pobrzmiewa echo pierwszych słów „Warszawianki” Casimira Delavigne: „Oto dziś dzień krwi i chwały, / Oby dniem wskrzeszenia był!”.
2
Rozważania Łuczewskiego są rocznicowym hołdem złożonym powstańcom z 1944 roku. Zarazem jednak są politycznym i historiozoficznym manifestem, skierowanym do czytelników z roku 2012 i związanym z dzisiejszymi sporami ideowymi pomiędzy obrońcami i krytykami powstań (albo pomiędzy patriotami i nihilistami; albo pomiędzy „Rzeczpospolitą” i „Gazetą Wyborczą”; albo pomiędzy PiS-em i Platformą...). Nie muszę chyba dodawać, iż w tym współczesnym sporze Łuczewski jest po stronie prawdziwych patriotów, obrońców narodowej tożsamości.
3
Swoim przeciwnikom zarzuca Łuczewski (wspierając się cytatami z Hegla, Kojéve’a, Benjamina, Jaspersa i Patoczki) duchowe skarlenie i ucieczkę od problemów fundamentalnych. Wypomina im mianowicie odwrócenie się od śmierci i cierpienia, zakładając, że tylko zetknięcie z nimi buduje jednostkową i zbiorową tożsamość. Krótko mówiąc: tym, co może nadać sens naszemu marnemu istnieniu, jest wedle autora manifestu – kult śmierci. A także: kult tych, którzy niegdyś umieli spojrzeć w oczy negatywności, potrafili świadomie wybierać cierpienie i śmierć (te właśnie przesłanki pozwalają Łuczewskiemu powiedzieć, iż powstanie trwa; trwa – o ile je pamiętamy).
4
Mimo patetycznego tonu, mimo cytowania filozoficznych autorytetów, mimo odwołań do Aten, Rzymu i Jerozolimy jako trzech filarów naszej cywilizacji, manifest Michała Łuczewskiego wydaje mi się wypowiedzią skrajnie niepoważną i nadużywającą wielkich słów. Do kategorii nadużyć należy także przeświadczenie, iż stanięcie twarzą w twarz ze śmiercią można zastąpić przypominaniem okoliczności czyjegoś umierania oraz traktowanie powstańców warszawskich jako wyznawców tanatolatrii.
5
To jasne, że powstania zasługują na miejsce w indywidualnej i zbiorowej pamięci; to jasne, że odwaga ich uczestników godna jest szacunku i podziwu. Oczywiste jest także prawo do krytycznego spojrzenia na przyczyny i konsekwencje powstań. Przeświadczenie, że każdy, kto nie jest bezkrytycznym wielbicielem powstań, atakuje tożsamość narodową, jest politycznym urojeniem. Podobnie traktować można próby nadbudowywania nad kultem powstań konstrukcji metafizycznych i historiozoficznych. Warto pamiętać powstanie, ale też warto wiedzieć, kiedy i jak się skończyło.