Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Widać tylko wycinek tłumu, który gromadzi się przed głównym budynkiem UJ, w 20. rocznicę studenckich protestów z 1968 r. Hasło na plakacie jest umowne: przedział wiekowy uczestników demonstracji obejmuje także tych, którzy stan wojenny przeżywali już świadomie i mają za sobą udział w konspiracji. Ale chyba dla większości z obecnych, tych dwudziestoletnich i młodszych (przyszli też licealiści), to pierwsza manifestacja w życiu, początek publicznego zaangażowania. Za chwilę ruszą ulicami, zderzą się z kordonem ZOMO; w ruch pójdą pałki, będą pobici i zatrzymani.
Transparent trzyma dwóch Pawłów. Jeden to późniejszy autor tego pamiętnika. Drugi zostanie przedsiębiorcą. Obok stoją Marcin, Agata, Marta, Irena, Darek, Mietek, Marek, Jasiek (już nieżyjący), Wojtek, Heniek... i inni, których imion pamięć nie zachowała, choć pamięta się twarze. Zdjęcie (poniżej jego fragment – red.) to symboliczny klucz do dziennika Pawła Chojnackiego, opowiadającego o latach 1988–1989, widzianych od „dołu”, z perspektywy 20-latka i „młodej” krakowskiej opozycji, w której Chojnacki był jedną z postaci najbardziej zauważalnych. Pewnie on sam oburzyłby się, gdyby nazwać go jednym z jej liderów, ale był tak traktowany – może nie jako lider od organizacji, ale na pewno jako postać ważna. A także jako przyjaciel.
Ale to więcej niż zwykły dziennik: to także świadectwo generacji, którą można określić jako „pokolenie ’88”. Mowa o ludziach, którzy w rzeczy publiczne zaczęli angażować się nie w ostatniej chwili – w 1989 r., gdy już „było wolno” – lecz trochę wcześniej (często bardziej niż trochę), zaś publicznie ujawnili się jako grupa, społeczność, właśnie wiosną 1988 r.
„Pokolenie ’88” kształtowało się nie tylko w opozycji wobec schyłkowego PRL-u – odrzucanego nie tylko w kategoriach politycznych, ale też estetycznych, bo postrzeganego jako rzeczywistość obłudna, zakłamana – ale po części też w kontrze wobec „starych” opozycjonistów. Pojęcie „starzy” dotyczyło nie tylko konfliktu pokoleniowego, ale też postawy. „Starzy”, bardziej ugodowi, na „młodych” patrzyli nie tylko jak na tych, którzy np. wiosną–latem 1989 r. przeszkadzają swymi postulatami, idącymi dalej niż „Okrągły Stół”, ale też jak na konkurencję. A nawet – jakkolwiek przykro to zabrzmi – jak na „nawóz historii”: pożyteczny, gdy trzeba organizować logistykę strajku w Nowej Hucie albo plakatować nocami miasto przed półwolnymi wyborami w czerwcu 1989 r. (kto inny miałby to robić?), ale przeszkadzającymi, gdy akcentują swą podmiotowość. Na marginesie przyczynek psychologiczny: bywało, że zwalczając „młodych”, „starzy” sięgali po PRL-owski język – Chojnacki przytacza tekst Macieja Kozłowskiego z 1989 r., w którym ten publicysta „Tygodnika Powszechnego” (a wkrótce potem wysoki urzędnik MSZ), krytykując demonstracje „młodych”, posługiwał się (pewnie nieświadomie) stylistyką „Trybuny Ludu”.
To wielka zaleta dziennika Chojnackiego (zaleta także z punktu widzenia tych potencjalnych czytelników, którzy dziś są np. w liceum): obok wspomnień mamy tu bogatą „otulinę”, plastycznie i żywo pokazującą klimat, emocje i kontekst, także codzienny (specyfika życia studenckiego...). Klimat tworzą też zdjęcia, w wielkiej liczbie (zwłaszcza autorstwa Andrzeja Stawiarskiego), a także liczne cytaty z prasy oficjalnej, drugoobiegowej i tej alternatywnej wobec obiegu oficjalnego i solidarnościowego. I jest tu też potężna dawka humoru. Bo lata 1988-89 to także oddolna eksplozja dowcipu. System, choć ciągle potrafił uderzać, był nie tylko odpychający, ale też śmieszny – i bronią był też śmiech.
A na poważnie: dziennik Chojnackiego pokazuje coś, o czym dziś się często nie pamięta – po części dlatego, gdyż szybko stłamsiła to, psychologicznie, polityka „reglamentowanej rewolucji” (jak nazwał to historyk Antoni Dudek): a mianowicie, jak wiele działo się w latach 1988-89 „na dole”, jak wielka energia została wówczas uwolniona, i nie tylko przecież w Krakowie. Nawet w szkołach: historyk Łukasz Kamiński – wtedy wrocławski licealista, dziś prezes IPN – pisał, że w większości polskich liceów ukazywały się wtedy niezależne uczniowskie gazetki (zaniknęły zwykle w 1990 r.). I chyba dla większości z tych, którzy się wtedy angażowali, mniej istotne były ramy organizacyjne (WiP, KPN, NZS, FMW itd.), a bardziej cel i sens – nie tylko polityka, ale też sprawy uczelni (np. odtworzenie samorządu, bojkot szkolenia wojskowego itd.) czy ekologia.
Jeśli więc coś na pewno zmarnowano, trwale i bezsensownie – przy udziale części „starej” opozycji – to właśnie była to ogromna energia wielu ludzi z lat 1988-89. Tych, którzy mieli potem poczucie, że ich rewolucja została im „skradziona”.
Paweł Chojnacki „Ur. ’68. Notatki z ulic Krakowa 1988–1989”, wyd. IPN.