Podróż niedaleka

Opowieść o tym, co wydarzyło się w Jerozolimie, ówcześni świadkowie traktowali jako najlepszy środek przekazania prawdy o istocie rzeczywistości. My napisalibyśmy raczej metafizyczny traktat. Oni opowiadali.

02.04.2012

Czyta się kilka minut

 / il. Martyna Wójcik
/ il. Martyna Wójcik

Nasza świadomość rzeczywistości, którą świętujemy w Wielkanoc, ukształtowana jest przede wszystkim przez ewangeliczne opowieści o odkryciu pustego grobu i o spotkaniach pierwszych uczennic i uczniów ze zmartwychwstałym Jezusem. Po dramatycznym napięciu Wielkiego Piątku, te niezwykle plastyczne obrazy wprowadzają klimat spokojny i radosny. Wszystko skończyło się szczęśliwie. Niecny plan ludzi złych się nie powiódł. Dobro wygrało. Jest co świętować.

Nad świętem jednak kładą się cienie.

Świętujemy wspominając cudowne wydarzenia. Dają one nadzieję, ale też wzbudzają ukłucie zazdrości: ach!, ci pierwsi uczniowie, szczęśliwcy... Spotkało ich coś tak nieprawdopodobnego: mogli zobaczyć, dotknąć rąbka nieba – zmartwychwstałego Jezusa. My o tym tylko czytamy, by po kilku dniach świąt wrócić do zwykłego życia, w którym od tych wydarzeń oddziela nas nie tylko czas, ale brutalna rzeczywistość, gdzie źli wygrywają, a ukochani nie powstają z grobu.

Co więcej, w naszych współczesnych, sceptycznych umysłach rodzą się wątpliwości: czy to wszystko prawda? Zbyt to piękne i zbyt nieprawdopodobne. Przekazane zaś w sposób, który sceptyczne wątpliwości wzmacnia.

POSZLAKI

Czytając bowiem uważnie opowieści o „pierwszych dniach po Szabacie”, łatwo zauważyć, że – poza stwierdzeniem odkrycia, że grób Jezusa jest pusty – nie przedstawiają one spójnie jednej historii. I nie chodzi o takie szczegóły jak niezgodności co do tożsamości niewiast, które odkryły brak ciała Jezusa, lub liczby i wyglądu aniołów siedzących w pustym grobie. Większe niespójności pojawiają się w narracjach o spotkaniach ze Zmartwychwstałym. Na przykład wedle Mateusza zarówno anioł, jak i sam Jezus nakazują uczniom iść do Galilei, jako do jedynego miejsca z Nim spotkania. Łukasz ze swej strony pisze, że – na wyraźne polecenie Jezusa – apostołowie przez cały czas, do zesłania Ducha Świętego, pozostawali w Jerozolimie. Tam też, w świętym mieście, miały miejsce wszystkie spotkania z Jezusem (poza jednym: tym w podjerozolimskiej wsi Emaus).

Obrońcom historycznej wiarygodności narracji ewangelicznych łatwo wytłumaczyć drobne różnice – psychologia zeznań świadków dawno odkryła, że naoczni uczestnicy wydarzeń zawsze różnie je postrzegają i pamiętają. Ale pomylić sobie dom w gwarnej Jerozolimie z galilejskim pustkowiem? A to przecież nie jedyna trudność. Także wewnątrz poszczególnych Ewangelii uważni badacze wykryli sporo pęknięć, ledwo zamaskowanych.

Sceptyczny umysł współczesnego człowieka skłonny jest wysnuć wniosek: opowieść zbyt piękna, by była prawdziwa, a na dodatek świadkowie plączą się w zeznaniach...

Owszem, można próbować sceptyka przekonać: świadkowie w szoku, rzeczywistość trudna do ogarnięcia, wydarzenia odległe w czasie (Ewangelie spisane zostały najwcześniej ponad dwadzieścia lat po tych wydarzeniach).

Na wszystkie przekazy o zmartwychwstaniu można jednak spojrzeć inaczej. W perspektywie, w której wcale nie musimy bronić autorów Pisma przez odwołanie się do ludzkiej słabości. Co więcej, jest to perspektywa, w której można zobaczyć, że my dzisiaj wcale nie jesteśmy pozbawieni tego, czego oni kiedyś dostąpili.

Spróbujmy przeczytać Ewangelie o zmartwychwstaniu nie jako opowieści o tym, co wydarzyło się kiedyś, lecz jako wskazówkę, ujawniającą to, co teraz i zawsze się dzieje. Nie będzie to wcale nadużycie tekstu, przeciwnie, lektura zgodna z intencjami autorów. Warto bowiem pamiętać o kulturowej różnicy pomiędzy nimi a nami. Ich nie interesowała przeszłość dla niej samej. Formułę opowieści o tym, co się wydarzyło w kluczowym miejscu i czasie, traktowali jako jeden z najlepszych środków przekazania prawdy o istocie rzeczywistości. My napisalibyśmy raczej metafizyczny traktat. Oni opowiadali.

GALILEA, NASZE ŻYCIE

Najstarsza narracja znajduje się w Ewangelii Marka. Co ciekawe, nie wspomina ona wprost o spotkaniu zmartwychwstałego Jezusa. Opisuje odnalezienie przez kobiety pustego grobu, spotkanie z aniołami, którzy oznajmiają, że uczniowie ujrzą Jezusa w Galilei, i kończy się zdaniem: „One [kobiety] wyszły i uciekły od grobu: ogarnęło je bowiem drżenie (tromos) i zachwyt (ekstasis). Nikomu też nic nie powiedziały, bo się bały (efobounto)” (Mk 16, 8).

W swej pierwotnej redakcji, Ewangelia kończyła się właśnie na tych słowach. Co one nam mówią? Kluczowe są tu słowa o drżeniu, zachwycie, bojaźni. Wszystkie te pojęcia wskazują na doświadczenie Rzeczywistości Boskiej, które odbiera mowę. Przeżycie spotkania z Tajemnicą, która zarazem fascynuje i rodzi bojaźń (misterium tremendum et fascinans). Cała Ewangelia zmierza ku temu: otworzyć czytelnika na to doświadczenie. To ono jest bowiem autentycznym spotkaniem ze Zmartwychwstałym.

Marek pozostawia czytelnika sam na sam z Tajemnicą. To trudna sytuacja. Ewangelia Mateusza dopowiada kilka zdań, które wskazują dokładniej, gdzie i jak tę Tajemnicę odkryć i przeżywać. Mateusz powtarza i rozbudowuje zarysowany przez Marka „galilejski” motyw: to tam uczniowie spotykają Jezusa. Tajemnica nie znika jednak. Ujrzawszy Mistrza, uczniowie oddają mu pokłon – nie jest to spotkanie takie jak kiedyś, lecz doświadczenie Boga. Brak mu oczywistości, dokonuje się w wierze – dlatego niektórzy wątpią. Niezwykłe są również słowa Jezusa. Ogłasza swą wszechmoc – ujawniając tym samym boski status. Na koniec obiecuje: „a oto ja jestem z wami aż do skończenia świata” (Mt 28, 20). Nie ma tu ani słowa o „wniebowstąpieniu”, które wprowadzałoby jakąś zmianę w formie Jego obecności. Jest ona ta sama dla wszystkich aż do skończenia świata: tak dla Piotra i jego towarzyszy, jak i dla nas.

Ważne jest także miejsce wydarzeń – Galilea. Nie chodzi tu jednak o miejsce na mapie. Galilea to ojczyzna Dwunastu. Jest to też miejsce, w którym żyją pierwsi czytelnicy Ewangelii. Galilea zatem to nasze życie. Słowa Jezusa: „Niech idą do Galilei, tam mnie zobaczą” (Mt 28, 10) znaczą: chcecie mnie spotkać – powróćcie do swojego życia. Z wygnania w przeszłość, z emigracji w nierealne marzenia. Nie musicie odbywać dalekich podróży, pielgrzymować do świętych miejsc (nawet do tego grobu w Jerozolimie). Jestem tu. To wasze życie jest misterium tremendum et fascinans, tajemnicą zachwycającą i przyprawiającą o drżenie.

JEROZOLIMA, MIEJSCE ZBAWIENIA

Łukasz, który umiejscawia paschalne spotkania w Jerozolimie i jej okolicach, wcale Markowi i Mateuszowi nie przeczy. Kluczowy jest dla niego związek pomiędzy tym, co spotkało uczniów idących do Emaus, a przeżyciem Jedenastu w Jerozolimie (Łk 24, 13-53).

Jerozolima jest ważna jako zwornik historii zbawienia. Do niej Jezus (a z nim wszystko) zmierza na śmierć. Z niej na cały świat wychodzi zmartwychwstanie. Nasze życie to droga do Emaus. Na niej, przy łamaniu chleba – tj. we wspólnocie, której sakramentalnym wyrazem jest Eucharystia – spotykamy Zmartwychwstałego. Dopóki jednak nie wyzbędziemy się naszych oczekiwań, koncepcji („a myśmy się spodziewali”), dopóki „widzimy”, dopóty nie wiemy, że to Jezus.

Rozpoznać Go możemy tylko jako niewidzialnego. Rozpoznawszy, uczniowie z Emaus wracają natychmiast do Jerozolimy, gdzie okazuje się, że przeżyli to samo, co Jedenastu. W świecie ducha, przekonuje Łukasz, nie jesteśmy monadami. Spotykając Chrystusa we własnym życiu, uczestniczymy w jednej historii Boga i stworzenia, uczestniczymy w powszechnym doświadczeniu Kościoła.

WIDZENIE PRZESZKADZA

Od jeszcze innej strony o doświadczeniu tym poucza nas Jan. Komponuje on ostatnią część swojej ewangelii jako „układankę” autonomicznych scen, z których każda odsłania jakiś aspekt rzeczywistości obecnego zmartwychwstania. Skupmy się tu na tej, której bohaterką jest Maria Magdalena (J 20, 11-18).

Maria stoi nad pustym grobem i płacze. Zaglądając do środka, zamiast ciała Jezusa widzi dwóch aniołów i puste miejsce między nimi. Nie znajdziemy Jezusa, szukając Go w grobie, w przeszłości, w historii. Możemy w niej znaleźć co najwyżej aniołów – boskie pytanie: „dlaczego płaczesz?”. Płacz jest dobry, „błogosławieni, którzy płaczą”, wrażliwi, zdolni do odczucia bólu.

Trzeba jednak uświadomić sobie źródło swojego smutku, niezadowolenia, i z przeszłości wrócić do siebie teraz. Odwróciwszy się od grobu, Maria spostrzega Jezusa, choć Go jeszcze nie rozpoznaje. Jezus pyta: „dlaczego płaczesz, kogo szukasz?”.

To pytanie już nie tylko o ego, ale i o relacje, dążenia. Konieczny jest kolejny zwrot, przemiana umysłu, głębszy poziom samopoznania. I kluczowy moment: „Mario”. Usłyszeć swoje imię, zrozumieć, kim się jest, tak naprawdę, w oczach Boga, pod wszystkimi maskami, gdy nie gramy już żadnej roli.

W tej świadomości rozpoznajemy Jego. Ale to nie koniec drogi. Nawet teraz nie można się zatrzymać, chwycić tego, co już zrozumiane. Maria mówi: „Rabbuni”. Tak nazywali Jezusa i faryzeusze. Chce pojąć, uchwycić w siatce dostępnych jej pojęć. „Nie chwytaj mnie” (me mou haptou) – odpowiada Jezus – Ja wstępuję do Ojca, tam, gdzie nic już chwycić się nie da; chcesz rozpoznać moją prawdziwą tożsamość – zrezygnuj z chwytania.

Znów Tajemnica. Widzenie raczej przeszkadza. Dlatego „błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”(J 20, 28), dlatego tak naprawdę liczy się wrażliwość na miłość. Widać to w innej „wielkanocnej” scenie, gdy stojącego na brzegu Jezusa rozpoznaje „uczeń, którego Jezus kochał” (por. J 21, 4-7). Błędnie mówi się o nim często jako o uczniu szczególnie umiłowanym. Różnica tkwi nie w miłości Boga, lecz we wrażliwości człowieka: on po prostu tak się przedstawiał, to było jego imię, jego tożsamość: ten, którego Bóg kocha. Nic więcej.

Nasze życie przemija. Z każdym oddechem. Kto chce je zatrzymać, ten wszystko straci. „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem” (J 11, 25) – mówi Jezus. – Kto, jak Ja, zgodzi się na śmierć, wypuści swoje życie z rąk, nie będzie walczył o jego zatrzymanie, pozwoli mu płynąć, tego ogarnie Życie, wiecznie nowe, ten będzie we Mnie, a Ja w nim (por. J 14, 20).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Uniwersytecie Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2012