Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
1
Te publicystyczne metafory tak bardzo wzburzyły Marka Magierowskiego, że postanowił wytłumaczyć ich użytkownikom, kim naprawdę są talibowie. Jego artykuł, opublikowany w „Rzeczpospolitej” z 12 lipca i przywołujący długi szereg przykładów okrucieństwa afgańskich radykałów, kończy się patetycznym apelem do redaktora „Newsweeka”. Magierowski zachęca Lisa, by pomyślał, czy jego „specyficzne poczucie humoru” będzie zrozumiałe dla ofiar prawdziwych talibów i dopowiada: „Niech się Pan zastanowi, czy rzeczywiście rozumie Pan słowo »talib«, i czy wie Pan, o czym Pan mówi”.
2
Marek Magierowski zakłada, że Tomasz Lis niewiele wie o talibach, i że trzeba mu dostarczyć wiedzy na ten temat. To domniemanie niewiedzy jest niezbyt prawdopodobne i jeszcze mniej eleganckie; zapewne chodziło o zirytowanie przeciwnika i skłonienie go do repliki. Magierowski zakłada również, że publicystyczna metafora powinna być ścisła (czyli, w tym wypadku, zgodna z obiektywną wiedzą o postępowaniu talibów). To przekonanie z kolei można nazwać nieporozumieniem połączonym z naiwnością; przy posługiwaniu się metaforą jako środkiem argumentacji liczy się przede wszystkim skuteczność; słowo „talib” jest skuteczne, bo kojarzy się z postawą skrajną i jest nacechowane negatywnie. Wreszcie: jest oczywiste, że Tomasz Lis nazwał Macierewicza talibem na użytek polskich czytelników; sugerowanie, że ta metafora mogłaby urazić wdowy z Yakaolang i Mazar-i-Szarif trudno nazwać mocnym argumentem.
3
Czy sam nazwałbym Antoniego Macierewicza talibem? Nie jestem pewien, chyba bym się zawahał, chyba miałbym poczucie ryzykowności tej metafory, chyba wolałbym po prostu powiedzieć, że poglądy Macierewicza są w moim odczuciu skrajne i szkodliwe. Z drugiej strony: nie mam wrażenia, by potępiana przez Magierowskiego publicystyczna metafora miała charakter drastyczny, naruszający czyjeś dobra i wymagający interwencji sędziego. W dzisiejszej publicystyce znaleźć można znacznie ostrzejsze słowa. Choćby: „zdrajca” albo „ruski agent”.
4
Mógłbym rzec tak: argumentacja Marka Magierowskiego brzmiałaby dużo mocniej, gdyby nie poprzestał na jednej metaforze, i gdyby tak bardzo nie zależało mu na skompromitowaniu Tomasza Lisa. W istocie bowiem problem „specyficznego poczucia humoru” jest problemem powszechnym; apele o moment zastanowienia należałoby codziennie kierować do licznych polityków i dziennikarzy... o niezliczonych internautach nie mówiąc.
5
Kiedyś mówiono o poczuciu humoru, dzisiaj mówi się o specyficznym poczuciu humoru, jutro albo pojutrze słychać będzie tylko odgłosy towarzyszące okładaniu się cepami. Można to nazwać kolejnymi szczeblami rozwoju politycznej publicystyki.