Po trzynaste

Mój drogi Piołunie,

19.10.2014

Czyta się kilka minut

mizerne istoty ludzkie nie przestają mnie zadziwiać. Jakimże cudem w jednym ciele i duchu może się pomieścić tyle sprzeczności?! Z nami i Nieprzyjacielem wszystko jest proste. On jest przeklętą Miłością; my – ostatnim na tym i tamtym świecie bastionem zdrowego rozsądku. Tertium non datur. Żadnych niedoskonałości, niedomówień, półcieni, półśrodków. Ale cóż... Każdy miewa słabszy dzień. Zwłaszcza gdy harowało się przez pięć poprzednich, wykonując robotę – przyznam gwoli sprawiedliwości – absolutnie pionierską; gdy oddzielało się światło od ciemności, wody górne od dolnych i inne takie. Niestety – są tacy, którzy nie umieją powiedzieć sobie dość. Zamiast odpocząć dnia szóstego, porwał się nasz Nieprzyjaciel na jeszcze jeden wysiłek. Tak oto w tym układzie idealnie dwubiegunowym pojawiło się coś pokracznego. Coś pomiędzy. I całą przedwieczną harmonię szlag jasny trafił.

Nawet się nie domyślasz, drogi Piołunie, jakaż to obserwacja sprowokowała mnie do powyższych wynurzeń o pradziejach tak zamierzchłych, że nawet niektórym demonom ciężko tu oddzielić fakty od legend. Otóż wyobraź sobie, że znalazłem się niedawno na pokładzie ultranowoczesnego samolotu. Było odwiecznym marzeniem ludzkości, żeby wznieść się ponad lądy i morza; dorównać ptakom niebieskim. Łatwo nie było, ale się udało. Rzekłbym nawet, że pod tym względem ludzkość dowiodła potęgi swego rozumu. Rzekłbym, ale nie rzeknę. Nie rzeknę, bo siedzę w owym samolocie i widzę, że zaraz za rzędem dwunastym – jest rząd czternasty. Sprawdzam raz jeszcze. Na wszelki wypadek po obu stronach. Rząd dwunasty... A następny... Jak byk czternasty!

Co to za wyższa matematyka? Gdzież się podziała liczba trzynaście? Czyżby międzynarodowe gremia naukowe ogłosiły, że nie istnieje? Czy w związku z tym zakazane jest np. dodawanie sześć do siedem? A co z tymi, którzy urodzili się trzynastego dnia miesiąca? Czy stracą dowody tożsamości, wymazani zostaną ze wszelkich urzędniczych spisów, ewidencji i baz danych? Może miłosiernie zostaną przesunięci na dwunasty lub czternasty dzień miesiąca? Ile jednak dni będzie liczył wówczas – dajmy na to – lipiec? Jeżeli nadal trzydzieści jeden, ale nie będzie dnia trzynastego, czy w takim razie ostatni dzień tegoż miesiąca będzie w kalendarzu oznaczony liczbą trzydzieści dwa?

Oczywiście wiesz, drogi Piołunie, skąd się to wszystko wzięło. Człek ograniczony i tępy ubzdurał sobie, że trzynastka przynosi mu pecha. Bo rzekomo odnosi się do Szatana i jego mrocznych dzieci. Tak, tak – myśl ludzka podąża nieraz drogami tak pokrętnymi, że nawet poczciwy diabeł nadążyć za nią nie może. Ludziska kombinowali tak: dwanaście to liczba święta, symbolizująca absolutną doskonałość. Dwanaście pokoleń przeklętego Izraela, banda Dwunastu kręcąca się wokół Cieśli, dwanaście bram niebiańskiego Jeruzalem itd. Zresztą nie tylko pobożnisie mieli słabość do dwunastki, czego dowodem dwanaście znaków zodiaku, zaś w roku dwanaście miesięcy.

No dobrze – pytasz – ale co u licha ma z tym wszystkim do czynienia trzynastka? Ależ to dziecinnie proste. Diabeł nie chce służyć, diabeł chce być ponad Nieprzyjacielem. Skoro zaś Jego liczbą jest dwanaście, demon ponoć upodobał sobie liczbę o jeden większą.

Śmiejesz się, drogi Piołunie, do rozpuku – i słusznie. Gdybyśmy w naszym ciężkim dziele kuszenia zawracali sobie głowę jakąś numerologią, daleko byśmy nie zajechali. Ale głupi człek własnym wymysłom i rojeniom chętnie daje wiarę. Dlatego też twierdzi niewzruszenie, że trzynastego – zwłaszcza w piątek – krowy dają skwaśniałe mleko, a złośliwe skrzaty mierzwią koniom grzywy. Albo w hotelu nie prześpi się poczciwiec w pokoju numer trzynaście. Za żadne skarby nie usiądzie też w samolocie w trzynastym rzędzie. Ciekawe zresztą, cóż się w głowie podobnego durnia kotłuje? Że pasażerowie tylko na tych fotelach zginą, gdy maszyna wyrżnie o ziemię?

Siedzę w tym samolocie naszpikowanym technologią jak dobra kasza skwarkami. Siedzę w rzędzie czternastym, bo trzynastego nie ma. I tak sobie dumam, że może człek w przyszłości polecieć nawet na Marsa, a i tak w głębi duszy bliższe mu będą stare klechdy, szamaństwo i zabobon.


Twój kochający stryj Krętacz

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2014