Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W tekście Wojciecha Bonowicza o pamiętnikach młodego Tischnera zastanowił mnie fragment: „W jego [Tischnera] stosunku do kobiet widać klimat tamtej epoki: ciekawość miesza się z dystansem, a niekiedy także – z resentymentem. Kobiety bywają oskarżane o przyziemność i brak ideałów. Wpływ na taką ocenę mógł mieć zarówno katecheta, jak i rodzice, którzy starali się syna kontrolować. Czytając fragmenty, w których Tischner surowo ocenia koleżanki (i kobiety jako takie), dobrze pamiętać, że mogły być pisane »pod mamę« – żeby ją uspokoić”.
Bonowicz kreśli portret inteligentnego nastolatka, w tym fragmencie jednak jakby odmawia mu inteligencji. Już nie niezależnie myślący młodzieniec, ale ofiara nadopiekuńczych rodziców i niemądrego katechety. Dlaczego autor tak łatwo kwituje jedną z postaw życiowych swego bohatera? Dlaczego nie przyjrzał się mizoginii z równą uwagą, co poglądom politycznym, gustom literackim? Albo z równą subtelnością, co rodzącemu się powołaniu? Jakoś nie chce mi się wierzyć, żeby bał się rys na pomniku. Czyżby tak się troszczył o czytelników, jak młody Tischner o swoją matkę?
OD AUTORA:
W tak ogólnym artykule da się tylko zasygnalizować pewne kwestie. Nastoletni Tischner pisze o sobie w „Dzienniku”: „Niewielkie pomieszanie klepek”. I rzeczywiście: widać, jak w tym nastolatku mieszają się rozmaite wpływy, poglądy i uczucia. Jak w jednych sprawach potrafi dojrzale sformułować stanowisko, a w innych jest jeszcze bezradny, poszukuje i pyta. Pogląd, że niektóre fragmenty mogą być pisane „pod mamę” ma oparcie w tekście: w jednym z miejsc Tischner z oburzeniem pisze, że matka zagląda do jego zapisków (zwłaszcza tych dotyczących relacji z kobietami), a następnie je komentuje.
Wojciech Bonowicz