Noe Barbarzyńca

Inaugurujący sezon biblijnych widowisk „Noe” Darrena Aronofsky’ego nie jest filmem dobrym, ale z pewnością jest filmem ciekawym: błyskotką, reinterpretacją i hołdem.

08.04.2014

Czyta się kilka minut

 / Fot. Niko Tavernise / PARAMOUNT PICTURE
/ Fot. Niko Tavernise / PARAMOUNT PICTURE

Reżyser „Requiem dla snu” tłumaczy Biblię na język fantasy. Matuzalem (Anthony Hopkins) jest mieszkającym w górskiej grocie czarownikiem, który częstuje gości halucynogennym wywarem. Upadłe anioły, niegdyś istoty zrobione ze światła, są niezgrabnymi kamiennymi olbrzymami, które przypominają enty z „Władcy pierścieni”. Także sam Noe (Russell ­Crowe) wydaje się pochodzić ze świata „magii i miecza”: brodaty i muskularny, rozdaje ciosy na prawo i lewo. Aronofsky do gatunkowych klisz dodaje żywcem wyjęte z „National Geographic” ujęcia bawiących się zwierząt oraz psychodeliczne sceny wizyjne. Jest w tym wszystkim stylistyczny chaos, ale i zasługująca na podziw próba pogodzenia religii z popkulturą.

Narracji fantastycznej towarzyszy tu narracja ekologiczna. Śmiertelnym grzechem ludzkości jest zrujnowanie środowiska: wszędzie leżą trupy zwierząt, po horyzont ciągną się ziemie jałowe, a z hałd piachu wystają zardzewiałe resztki prymitywnych fabryk – prawdopodobnie w dziele zniszczenia miał udział także przemysł. Noe, z którym Bóg kontaktuje się tylko za pomocą niejasnych wizji, uważa, że Ziemia zasługuje na reset. Wierzy ponadto, że w nowej rzeczywistości nie ma miejsca dla ludzi. Ten pogląd prowadzi go w stronę coraz bardziej radykalnych zachowań. Najpierw wściekle broni dostępu do arki przed szturmującą ją armią niewiernych, a potem z grymasem determinacji na twarzy słucha wrzasków tonących. Z czasem zwraca się nawet przeciwko własnej rodzinie. Zrobi wszystko, aby on i jego bliscy byli ostatnimi ludźmi w historii.

Aronofsky flirtuje z bluźnierstwem w szczyt­nym celu. Pokazując swojego bohatera jako osobę balansującą na granicy fanatyzmu i obłędu, chce podkreślić, jak wielkim brzemieniem jest powierzona mu misja.

Chociaż oba filmy dzieli różnica kilku klas, to Aronofsky „Noego” konstruuje podobnie do wybitnego „Ostatniego kuszenia Chrystusa”. U Martina Scorsesego Jezus boi się swojego losu tak bardzo, że w pewnym momencie postanawia od niego uciec – jego dobrowolny powrót na Golgotę jawi się przez to heroicznie, a fraza: „dokonało się” wybrzmiewa z większą mocą. U Aronofsky’ego ten schemat nie działa równie dobrze, gdyż dramat Noego jest przede wszystkim wynikiem zwykłej pomyłki, niezrozumienia zamiarów Boga. Dlatego scena jego finałowego otrzeźwienia, któremu towarzyszą fruwające po niebie tęcze, wydaje się bardziej kiczowata niż wzruszająca.


„NOE: WYBRANY PRZEZ BOGA”, reż. Darren Aronofsky, wyst. Russell Crowe, Jennifer Connelly, Ray Winstone, Anthony Hopkins, Emma Watson i inni. W kinach od 28 marca.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2014