Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Choć politycznie i kulturowo wiele je dzieli, łączy jedno: agresywny, polityczny i zorganizowany islam domagający się wyłączności i uderzający we wszystkich, którzy stają mu na drodze – i w struktury państwowo-społeczne, i w chrześcijan, i animistów. W Mali i Somalii islamiści są ostatnio w defensywie, dzięki zewnętrznej interwencji – francuskiej (Mali) i kenijskiej (Somalia). Niedawny zamach w Nairobi, zorganizowany przez somalijskich islamistów i reklamowany jako odwet, dowodzi skuteczności kenijskiej armii. Jeśli potwierdzą się informacje o udziale zagranicznych „bojowników”, dowodzi też skali umiędzynarodowienia tego, co dzieje się w owym „pasie dziesiątego równoleżnika”.
Nigeria to inny przypadek – trudniejszy. Ten postkolonialny zlepek – najludniejszy kraj Afryki (155 mln), podzielony na 300 grup etnicznych, 250 języków i kilka religii (50 proc. to chrześcijanie różnych wyznań, 40 proc. to muzułmanie) – stał się głównym frontem w afrykańskiej „wojnie z terrorem”. Tutejsi islamiści z organizacji Boko Haram, działający pod tą nazwą od czterech lat, są już zagrożeniem nie tylko dla chrześcijan, ale dla istnienia tego kraju.
Nie sposób ująć tego inaczej: ludzi z Boko Haram ogarnął szał zabijania. W miniony weekend zaatakowali akademik w mieście Damaturu i wymordowali 42 studentów – bo, jak twierdzą – szkoły i uczelnie popierają rząd centralny, a edukacja to wymysł zachodni. Kilka dni wcześniej zabili pastora i jego dwoje dzieci; spalili kościół. Wcześniej zabili 143 podróżnych: zatrzymywali auta na uczęszczanej drodze i mordowali. Ale grozę można stopniować: w lipcu zaatakowali w mieście Potiskum internat i zabili 29 dzieci oraz ich opiekuna – oblewając benzyną i podpalając budynek internatu.
Nigeria to nie Somalia, tu zewnętrzna interwencja nie ma sensu. Ale Zachód powinien udzielić nigeryjskim władzom większej pomocy niż dotąd (na razie zajmują się tym głównie Amerykanie). W przypadku ludzi z Boko Haram nawet słowo „terrorysta” wydaje się zbyt łagodne.