Niezbędni i niechciani

Rosyjska gospodarka potrzebuje imigrantów, a demografia sprawia, że będzie potrzebować ich jeszcze bardziej. Tymczasem w sondażu badającym źródła zagrożeń Rosjanie na pierwszym miejscu wymieniają napływ obcych...

30.09.2013

Czyta się kilka minut

Wznoszą apartamentowce w Moskwie i obiekty olimpijskie w Soczi, zamiatają i odśnieżają ulice w Petersburgu, handlują na bazarach w całej Rosji, asfaltują drogi, pracują w nielegalnych szwalniach, segregują śmieci. Czasem snują się bez zajęcia, na co dzień płacą łapówki policji i urzędnikom oraz dolę swoim ziomkom, którzy pomagają im „się urządzić”. Nie mają rzecznika swoich praw, bo nie mają praw: wielomilionowa rzesza nielegalnych imigrantów to w Rosji narastający problem społeczny i gospodarczy.

DRUGIE MIEJSCE NA ŚWIECIE

Przyjeżdżają z Uzbekistanu, Tadżykistanu, Kirgistanu, Mołdawii, Ukrainy, Kaukazu Południowego i Północnego, Wietnamu, Chin czy Maroka. Federalna Służba Migracyjna doliczyła się 11,2 mln imigrantów żyjących w Rosji. Według ostatniego raportu ONZ, pod względem liczby imigrantów Rosja zajmuje drugie miejsce na świecie – po Stanach Zjednoczonych.

Nieoficjalnie szacuje się, że ich liczba jest wyższa: 13-15 mln. Tylko półtora miliona z nich ma pozwolenie na pracę, a zaledwie 720 tys. – dokument uprawniający do legalnego pobytu. Trzymają się Rosji pazurami, podejmują się najcięższych robót, nie narzekają na zarobki, na warunki pracy i bytowania – pieniądze zarobione w Moskwie czy Czelabińsku pozwalają im utrzymać pozostawioną w kraju rodzinę, często wegetującą w biedzie. Według danych urzędu statystycznego, w zeszłym roku pracujący w Rosji imigranci wysłali do swoich krajów łącznie 18 miliardów dolarów. Przykładowo, dla Tadżykistanu przekazy pieniężne gastarbeiterów z Rosji stanowią aż połowę tadżyckiego PKB, dla Kirgistanu – 30 proc., dla Mołdawii – 15 proc.

„A czy podawane są dane o wkładzie np. tadżyckich imigrantów w rosyjską gospodarkę? – pokazuje drugą stronę tego medalu Michaił Agadżanian na portalu politcom.ru.­ – Skoro można policzyć, że sami Tadżycy rocznie wysyłają do domu 3,5 mld dolarów, to zapewne porównywalna jest wartość ich pracy tutaj, w Rosji. Ale tego nikt nie liczy. Nie tylko dlatego, że przeważnie pracują na czarno, zasilając rozległą szarą strefę. Ważniejsze jest nastawienie władz i społeczeństwa Rosji do tego zagadnienia: bo kto się interesuje, ile daje rosyjskiej gospodarce trud imigrantów.

„Ludzie domagają się ukrócenia nielegalnej migracji – dodaje Agadżanian. – Nie bez racji. Ci, którzy krzyczą najgłośniej, uważają imigrantów za obiboków, pasożytujących na zdrowym ciele rosyjskiej gospodarki. Tymczasem jest odwrotnie: to rosyjska gospodarka wykorzystuje pracę imigrantów”.

MOSKWABAD

Ale dla statystycznego Rosjanina migracyjny medal ma tylko jedną stronę: najechało się tu takich różnych, zabierają pracę Rosjanom, brudzą, chorują i zarażają, popełniają przestępstwa, gwałcą dziewczęta, generalnie – stanowią jedno wielkie zagrożenie. Ksenofobia uwiła sobie w Rosji ciepłe gniazdko, nastroje antyimigranckie są tu powszechne. Aż 70 proc. Rosjan domaga się zaostrzenia przepisów migracyjnych i ograniczenia napływu „obcych”. Jednocześnie ponad połowa badanych deklaruje, że nie życzy sobie, by zamiataniem ulic czy innymi ciężkimi pracami parali się przedstawiciele rdzennej ludności.

Rosyjscy eksperci zwracają uwagę, że w kraju nie działa żaden program umożliwiający naturalizację przybyszów z tzw. bliskiej zagranicy (jak określa się kraje Wspólnoty Niepodległych Państw). Tymczasem od rozpadu ZSRR minęło ponad 20 lat, w krajach ościennych dorosło młode pokolenie, które nie zna rosyjskiego i nie czuje żadnej więzi z rosyjską kulturą. Do Rosji „na zarobotki” przyjeżdżają z Azji przeważnie ludzie młodzi, nieznający rosyjskich realiów. Nie asymilują się, żyją w izolacji, we własnych narodowych wspólnotach.

Kilka lat temu Moskwa przeżyła szok kulturowy, kiedy podczas radosnego święta muzułmańskiego Kurban Bajram zgromadzeni wokół głównego meczetu wierni zablokowali jedną z największych magistrali stolicy: Prospekt Mira. Asfaltem płynęła krew zarzynanych rytualnie baranów. „Moskwabad!” – krzyczały następnego dnia gazety. W stolicy mieszka, według różnych danych, od 1,5 do 2 mln wyznawców islamu.

DOŚĆ ŻYWIENIA KAUKAZU!

Niechęć do „obcych” niejedno ma imię. Rosjanie nie tolerują nie tylko tych, którzy przyjeżdżają spoza Rosji, ale także własnych imigrantów wewnętrznych. Szczególnie tych z Kaukazu.

Nazywają ich pogardliwie „czarnymi”. Niedawno karierę zrobiło wylansowane przez środowiska nacjonalistyczne hasło „Dość karmienia Kaukazu!”. Okazało się pojemne: mieściło zarówno żądania wstrzymania szczodrych subsydiów dla biednych republik północnokaukaskich z budżetu federalnego, jak i zakazu przenoszenia się „czarnych” do rosyjskich części Federacji Rosyjskiej.

W tej gorącej atmosferze w różnych regionach od czasu do czasu wybuchają konflikty na tle etnicznym. Zapalnikiem bywają na ogół błahe incydenty: zatarg o dziewczynę, kradzież, porachunki kryminalne. Niedawno głośno było o buncie w 40-tysięcznym mieście Pugaczow. Nastroje podgrzały się tam po tym, jak w bójce z rąk Czeczena zginął miejscowy chłopak. Przez kilka dni trwały wielotysięczne wiece, zablokowano trasę przelotową, miejscowa ludność żądała od władz wydalenia wszystkich „obcych” – przede wszystkim Czeczenów, oskarżanych (nie bez częściowej racji) o działalność mafijną.

Przybysze z Kaukazu mają też łatkę terrorystów. W lutym tego roku Federalna Służba Bezpieczeństwa przeprowadziła spektakularną operację „oczyszczenia” z ludzi podejrzanych o terroryzm wielkich hal targowych Apraksin Dwor w Petersburgu, gdzie handlują głównie przybysze z Kaukazu Północnego. Według doniesień prasy, targowisko miało być siedliskiem ekstremistów islamskich nawołujących do rozprawy z niewiernymi.

OBŁAWA PRZEDWYBORCZA

Politycy też urządzają tanie spektakle z udziałem imigrantów do własnych celów. Tak było ostatnio przed wyborami mera Moskwy: temat napływu imigrantów zdominował kampanię. Kandydat opozycji Aleksiej Nawalny zapewniał, że gdy zostanie merem, każdy imigrant zostanie zarejestrowany, otrzyma ubezpieczenie itd. „Chory, pozbawiony opieki lekarskiej, zdychający w nieogrzewanym baraku imigrant stanowi większe zagrożenie niż ktoś, kto ma zapewnione prawo do leczenia” – tłumaczył. Ale merem nie został.

Natomiast kandydat obozu władzy, Siergiej Sobianin, mający wygraną w kieszeni, demonstrował umiejętności operacyjnego radzenia sobie z problemem. Jak na zamówienie w szczytowym momencie kampanii na jednym z wielkich bazarów wybuchła bójka między dagestańskimi handlarzami a policją. Stała się wygodnym pretekstem do przeprowadzenia pokazowej akcji zatrzymywania nielegalnych imigrantów. W dzielnicy Goljanowo zorganizowano namiotowy obóz przejściowy dla wyłapywanych (największą grupę stanowili Wietnamczycy), okrzyknięty obozem koncentracyjnym. Obóz szybko zwinięto. W sumie deportowano kilkaset osób.

Obławy na imigrantów odbyły się nie tylko w Moskwie – z różnych stron składano meldunki o wykryciu nielegalnych szwalni czy miejsc, gdzie w warunkach urągających podstawowym zasadom higieny tłoczyli się przybysze z Azji.

GUMOWE MIESZKANIA

Ostatnie „łowy” na gastarbeiterów to zresztą nie jest pierwsza próba rozwiązania problemu. Wielokrotnie rzucano hasło ukrócenia nielegalnej imigracji i walki z przekupnymi urzędnikami, którzy stwarzają możliwość pobytu w Rosji tym, którzy w myśl przepisów nie mają do tego prawa. Ale łódź pobożnych życzeń rozbijała się, jak w sławnym liście Majakowskiego, o byt.

A byt – to kasa. Czyli haracze, pobierane od nielegalnych przybyszów na różnych szczeblach biurokracji. Według prasy, wielu urzędników Federalnej Służby Migracyjnej żyje z łapówek od Uzbeków, Tadżyków, Kirgizów nielegalnie pracujących w Rosji. Kolejnym ogniwem, które zarabia, są mundurowi: złapany przez policję imigrant bez ważnego stołecznego meldunku może się, jak wieść gminna niesie, wykupić. Zarabiają też zorganizowane grupy przestępcze: ciągną zyski z procederu dostarczania ludzi z biednej Azji do zamożnej Rosji. Korzystają ci, którzy wynajmują piwnice, strychy i baraki, gdzie gnieżdżą się przyjezdni. Korzystają ­administratorzy, którzy przymykają oko – nie za darmo – na fikcyjne meldunki w tzw. gumowych mieszkaniach: właściciel za opłatą melduje kilkudziesięciu „łebków”, rekordziści pod jednym adresem meldowali 4,5 tys. osób.

No i oczywiście – beneficjentami są wszyscy ci, którzy korzystają z niewolniczej, kiepsko opłacanej lub nieopłacanej wcale pracy gastarbeiterów. Społeczeństwo.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2013