Nielot szuka skrzydeł

To będzie historia choroby. Powszechnej, bo – jeśli wierzyć statystykom – cierpi na nią co dziesiąty z nas. I wstydliwej, odkąd latanie stało się równie dostępne, co jazda koleją.

22.10.2013

Czyta się kilka minut

 / Fot. Bartosz Frydrych / FORUM
/ Fot. Bartosz Frydrych / FORUM

No bo jak tu się przyznać, będąc poważnym człowiekiem, że na konferencję w innym europejskim mieście zmierzało się dwa dni, zamiast dwie godziny? Coś się tam pokombinowało, nakłamało w pracy, byle uwolnić się od tego ciężaru, odbierającego sen i spokój, i dziwić się teraz, że inni dopytują: nie męczyłeś się tak długo w pociągu? Jakby nie rozumieli, że zniesie się wszystko, co tylko pozwoli uniknąć egzekucji.

Nie opowiada się też, zwłaszcza gdy wokół kryzys, że wyrzuciło się w błoto kilka tysięcy złotych, równowartość ceny biletu za wymarzoną i planowaną od miesięcy podróż na inny kontynent.

Czy też, że owszem, wsiadło się nawet, nie uciekłszy z płyty lotniska, jak poprzednio, lecz tylko po to, by dostać ataku paniki. Tak, pani dyrektor płakała, krzyczała i nie uspokoiła się nawet po proszkach. Inna pani przed każdym służbowym wyjazdem, gdy bilet już zarezerwowany i nie ma szans odwrotu, zaczyna chorować. Alergia, gorączka, grypa. Leci ktoś inny. Organizm mnie ostrzegł, powiedziałaby na widok czerwonego paska na telewizyjnym ekranie. Brak paska też może wytłumaczyć: gdybym to ja tam była, kto wie, jak by się potoczyło. Przeczuć nie można ignorować.

Ktoś przez to wszystko pokłócił się z żoną, która lata często i nie widzi w tym problemu, komuś przeszło koło nosa stypendium, ktoś stracił możliwość awansu. No i znajomi, odkąd wiedzą, jakoś dziwnie na nich patrzą. Z wyjątkiem tych, którzy też tak mają, tylko udaje im się ukrywać.


WSZYSTKO POD KONTROLĄ


– Jestem nielotem – tak mogliby się przedstawiać. Pewni reakcji: zaskoczenie, potem śmiech.

Tylko lekarzy zajmujących się terapią fobii nie zdziwiłoby ich wyznanie, bo wiedzą, że lotnicze lęki w rozmaitej formie dotykają 30 proc. społeczeństwa, zaś 2-10 proc. z nich przeżywa je w nasilonej postaci.

Można więc przyjąć, że na każdy rząd siedzeń w samolocie przypada jeden przerażony pasażer. Wśród nielotów trafiają się ludzie w każdym wieku, choć aerofobia najczęściej dopada tych między dwudziestką a trzydziestką i bardziej podatne są na nią kobiety.

Nie oszczędza znanych i bogatych. David Bowie w fazie lęku przed lataniem podróżował z Japonii do Europy przez ZSRR (koleją transsyberyjską!) i Polskę (dzięki temu wysiadł na Dworcu Gdańskim, przespacerował się do księgarni przy dzisiejszym placu Wilsona i kupił płytę zespołu Śląsk, dzięki której powstał utwór „Warszawa”). Dennis Bergkamp wyruszał na mecze Ligi Mistrzów samochodem, na kilka dni przed kolegami z Arsenalu, albo zostawał w Londynie. Whoopi Goldberg, odkąd stojąc na balkonie w San Diego, widziała przypadkiem powietrzną kolizję, nie mogła wyprzeć tamtego obrazu z pamięci, więc latami wolała tłuc się po 23 godziny z Nowego Jorku do Los Angeles prywatnym busem, niż wsiąść w samolot. Pomógł jej dopiero 30 lat później specjalny kurs organizowany przez linie Virgin Atlantic.

Takie kursy oferuje dziś większość przewoźników, także w Europie – British Airways, Lufthansa. W Polsce kilka lat temu z warsztatami „Pokochaj Latanie” wystartował Eurolot, na konkurencyjny kurs pod hasłem „Lataj bez strachu” zaprasza prywatna linia Sprint Air. Trwają dzień-dwa i nie są tanie. Ale nielot ma też do dyspozycji programy ćwiczeń relaksacyjnych, które można ściągnąć na telefon i wykonywać w trakcie podróży, a także fora internetowe, na których tacy jak on starają się podtrzymywać na duchu, choć zdarza się, że i podsycają lęki relacjami z dotychczasowych doświadczeń.

W ostateczności jest darmowy kurs „Fear of Flying”. Przygotował go kapitan Stacey Chance, amerykański pilot, który pełni dziś rolę internetowego terapeuty – jeśli zawarte na stronie informacje i techniki nie pomogą, gotów jest rozwiać dodatkowe wątpliwości odpowiedziami online.


W OBLICZU WROGA


Najpierw, przy kawie, przed zajęciami, muszą się przedstawić. Więc próbują. Po kolei. Niepewnie, bo jeszcze czują się trochę skrępowani, jak to z początku wśród obcych. Rozwijają historie, które opisali wcześniej, śląc zgłoszenia na kurs.

Pierwszy Marek, spod okna. U niego zadziałał alkohol i symulator lotów, jedna z atrakcji podczas intensywnej służbowej wycieczki do Stanów. Gdyby nie proszki i koledzy, którzy wepchnęli go do boeinga, zostałby za oceanem. Potem wymuszona abstynencja, długo niby wszystko w porządku i kolejny atak, w samolocie niosącym go z rodziną na wakacje. Też po paru kieliszkach. Kolejne objawy: klaustrofobia, lęki wysokości, nakręcająca się spirala lęków, aż po ten skrajny, najbardziej dokuczliwy, lęk przed lękiem. Wizyta u psychiatry. Orzeczenie o nerwicy. Trwająca miesiącami terapia.

Potem Magda, postrach stewardes. Odprasowana jak one, w kostiumie, z nienagannym makijażem, histeryzuje, każe trzymać się im za rękę, podczas startu wpija się paznokciami w ramiona współpasażerów. Pot na czole, spocone dłonie, przyspieszona akcja serca, strach, że dostanie zawału i tutaj, tak daleko, nikt jej nie pomoże. Dopiero na ziemi oddycha z ulgą i zastanawia się, czy następnym razem przeczyta o sobie w gazetach jako o tej, która spowodowała zagrożenie na pokładzie i zmusiła pilota, by przymusowo lądował. I czy będzie musiała za to zamieszanie zapłacić. Bo w końcu ktoś kiedyś nie wytrzyma.

Wreszcie Szymon, który na wysokości dziesięciu tysięcy metrów zachowuje się jak niektóre zwierzęta w zetknięciu z silniejszym wrogiem. Rozpłaszcza się, nieruchomieje, nie ma go. Gdyby Magda, jeszcze parę lat temu, w początkowej fazie, kiedy zamiast krzyczeć, pomagała sobie zagadywaniem siedzących obok, zajęłaby przy nim miejsce, odwarknąłby tylko: „nie pogadamy”, i przyjął tę samą katatoniczną postawę, wyczekując uderzenia kół o asfalt wraz z komunikatem, że niebawem można będzie wysiadać.

Fruwał sporo, nawet między kontynentami, ale któregoś razu po turbulencjach dorwało go to i już nie puszcza. Dlatego parę lat temu dał sobie spokój. – Już się nalatałem – mówił. Teraz chciałby coś z tym zrobić, bo choć nie wygląda na znerwicowanego dziwaka – wysportowany, wysoki, śmiga codziennie przez Warszawę motocyklem – przez ten lęk czuje się upośledzony. No i jakby się tak zastanowić, parę miejsc na świecie jeszcze by pooglądał.

Magda lata często, służbowo. Kiedyś lubiła. Teraz na dzień przed wyjazdem nie może jeść, spać, skoncentrować się na pracy.

Na warsztaty wysłał ją szef. – Jeśli nie pomoże, zmienimy ci zakres obowiązków – powiedział. Marek, ciągle na psychotropach, stawia sobie zadania. Małe kroki. Jeden już zrobił – tomografia komputerowa, której unikał z powodu klaustrofobii. Kolejnym ma być właśnie ten kurs i pierwszy od lat przelot. Termin wyznaczony przez Marka: do końca roku.


SPECJALIŚCI W TEMACIE


Nielotów przybywa latem, kiedy rozpoczyna się sezon wakacyjnych wyjazdów. Żniwo zbierają też – coraz rzadsze – katastrofy. Niezależnie od tego, jaki mają finał. Tak było zarówno po ataku na World Trade Center, katastrofie airbusa należącego do Air France, jak i udanym awaryjnym lądowaniu na rzece Hudson. W Polsce czarną serię zapoczątkował wypadek rządowego Mi-8 pod Piasecznem, potem była katastrofa casy, Smoleńsk i szczęśliwe, lecz trudne lądowanie boeinga pilotowanego przez kapitana Wronę.

– Chętnych do skorzystania z terapii systematycznie przybywa – przyznaje Andrzej Minkiewicz, koordynator programu „Pokochaj Latanie” w Eurolocie.

Pół biedy, gdy ma się do czynienia z kimś, komu się tylko wydaje, że jest nielotem, więc przychodzi, by przełamać się przed pierwszym razem. Jak ten chłopak, uczestnik jednego z poprzednich kursów, lat dwadzieścia kilka, który udając się na lotnisko, zostawił rodzinie szczegółowy testament. „Nie przypuszczałbym, że to powiem, ale chciałbym spróbować raz jeszcze” – mówi nielot. Im częściej będzie próbować, tym większa szansa, że nawet latanie polubi.

Andrzej Minkiewicz zapamiętał dobrze panią w podeszłym wieku, która zdecydowała się na zajęcia dwa dni przed zaplanowanym lotem za Atlantyk. Kurs zafundował jej zdesperowany mąż. Od paru tygodni robiła mu sceny, zarzekając się, że za nic w świecie nie wsiądzie do zamkniętej szczelnie puszki unoszącej się nad wodą. Pomogło.

Za to nielot z przeszłością, false beginner, jak powiedziałoby się o nim z angielska, bywa prawdziwym wyzwaniem. Chcąc poradzić sobie z dręczącą go fobią, wchłaniał wiedzę na własną rękę i nierzadko jest specjalistą, niezgorszym niż pasjonaci latania. Zna statystyki katastrof w poszczególnych fazach lotu. Gdy jeszcze latał, to zawsze na trzeźwo, by w razie czego móc sprawnie nałożyć maskę tlenową. Siadał z tyłu, bo to zwiększa prawdopodobieństwo przeżycia. Niekiedy tkwi w nim planespotter, widokiem przelatujących tuż nad głową maszyn rekompensujący sobie krajobrazy oglądane przez okno na przelotowej wysokości. Obejrzał dziesiątki „Katastrof w przestworzach”, wie, co to rurka Pitota i nie da się zwieść statystykom, które mówią, że latanie jest bezpieczniejsze od jazdy samochodem. W sukurs przyszło mu powszechne roztrząsanie, co działo się na pokładzie rządowego Tu-154 i jakie skutki miało zderzenie z brzozą. Gdy nielot z przeszłością słyszy, że w ciągu ostatniej dekady we wszystkich wypadkach lotniczych w Polsce zginęło raptem sto kilkadziesiąt osób, wliczając w to ofiary rozbitych awionetek, odpowiada: – Czy dla nich ma to jakiekolwiek znaczenie?

Prof. Robert Bor, zawodowy pilot, psycholog kliniczny i współautor poradnika „Overcome Your Fear of Flying”, zauważa, że jeszcze do niedawna na kursach dla bojących się latać dominowało podejście, które można nazwać racjonalnym: bazujące na statystykach i wprowadzaniu w tajniki działania samolotu. „Tyle że ono działa jedynie na tych, u których lęk nie jest aż tak silny, by uniemożliwić im wejście na pokład. Nie przemówi natomiast do osób sparaliżowanych strachem”. Co więc radziłby takim jak oni? „Nauczyć się technik relaksacyjnych, odwracania uwagi od lotu. I latać jak najczęściej, pamiętając, że fobie i lęki mają najwyższy wskaźnik wyleczeń wśród psychologicznych zaburzeń, lecz w ich terapii kluczowa jest konfrontacja z przedmiotem naszych obaw. Mówić o tym, czego się boimy”.


COŚ NATURALNEGO


No to mówią.

– Czego się boimy? Stado ptaków w silniku. Zabraknie powietrza dla wszystkich. Samoloty spadają. Zderzają się. Silniki zepsują się jednocześnie. Wejście na pokład równa się pożegnanie z życiem.

Psycholog Agnieszka Markiewicz, prowadząca pierwszy z serii warsztatów, wszystko notuje. – Lęk jest naturalny, to mechanizm przeżycia. Nieprzyjemny, ale przecież nas nie zabija. Ten przed lataniem ma też racjonalne podstawy – mówi. – Latanie nie jest dla nas czynnością naturalną, gdyby było inaczej, mielibyśmy skrzydła. Wcale nie musimy go lubić. Ale możemy sprawić, że lęk przed nim nie będzie nas paraliżował.

Po tych zdaniach patrzą na nią trochę inaczej. Jakby lekko zbiła ich z tropu. Bo dotąd wszyscy ci racjonalni, wsiadający do samolotu jak w miejski autobus, ci, którzy nie mogą zrozumieć, co dzieje się z nimi na wieść o locie, pytali: „Żartujesz? To się w ogóle leczy?”.

Lista jest długa.

– Jacy my jesteśmy głupi – wyrywa się komuś.

Agnieszka Markiewicz: – Nie oceniajcie się tak surowo. Popatrzcie na to w inny sposób: wasze obawy względem latania są jak oskarżenia. Nie dajecie szans innym scenariuszom.

– To co, mamy się oszukiwać pozytywnym myśleniem? – reaguje natychmiast Marek.

Nie, bo byłoby to przejście „ze skrajności w skrajność” – tłumaczy psycholog. W życiu rzadko zdarza się tak, że jest wszystko lub nic, czarne albo białe. Jeśli tak sądzimy, wpadamy w zniekształcenia poznawcze. Lekceważymy lub pomijamy pozytywne informacje. Nadmiernie uogólniamy. Wyolbrzymiamy negatywne aspekty, pomijając pozytywne.

– Podczas każdego procesu zawsze mamy oskarżyciela i adwokata. Spróbujcie wcielić się w rolę tego drugiego i znaleźć kontrargumenty dla waszych lęków – mówi Agnieszka Markiewicz.

Cisza. Wreszcie ktoś zaczyna niepewnie: – Latanie jest bezpieczne, bo codziennie startują i lądują tysiące samolotów...

Obok kartki z opisem lęków ląduje kolejna.

Zajęcia zaczynają się na dobre.


STO PROCENT PEWNOŚCI


– Nie można obiecać, że uczestnictwo w warsztacie pozwoli całkowicie pozbyć się strachu przed lataniem – mówi Andrzej Minkiewicz. – Choć większość uczestników przełamuje się i zaczyna latać. Są z nami w kontakcie.

Terapia aerofobii sięga tak naprawdę głębiej. Nielot – jak zauważają eksperci – to najczęściej indywidualista, który o wszystkim chce decydować sam i obawia się oddać innym kontrolę. Często ze skłonnością do perfekcjonizmu. Trafia się wiele osób, które od małego wychowywano w ciągłym poczuciu lęku, pod kloszem. Dorośli powtarzali: „Uważaj na siebie”, nawet bez powodu. To wdarło się w podświadomość. Ale zdarza się też, że choć poradzili sobie z tym jakoś, w pewnym momencie życia doznają stresogennych przeżyć – śmierć bliskich, utrata pracy. Traumatyczna sytuacja powoduje, że strach przed lataniem zjawia się nagle albo, stłumiony, powraca.

– Wsiadając do samolotu, chcielibyście mieć pewność, że nic się nie stanie – mówi Agnieszka Markiewicz. – Tymczasem w życiu nic nie jest pewne na sto procent. Nie zabezpieczymy się przed każdym zdarzeniem, nie umiemy przewidywać przyszłości. Realna ocena sytuacji jest taka: katastrofy i wypadki się zdarzają, ale niezmiernie rzadko, więc wszystko przemawia za tym, że dolecimy bezpiecznie. Dba o to wiele osób, efekty ich pracy potwierdzają statystyki.

Idą więc obejrzeć samolot. ATR, śmigłowy model, wycofywany z regularnej eksploatacji. Stoi w hangarze. Wsiadają, ociągając się jeszcze, choć wiedzą, że nie poleci. W środku uczą się technik relaksacyjnych. Nikt nie panikuje.

W drugim dniu jeszcze spotkanie z pilotem, kontrolerami ruchu naziemnego, mechanikiem, który opowiada o swojej pracy i pozwala zasiąść w kabinie pilotów. Zwyczajni ludzie, praca rutynowa, jak każda inna. Tyle że każde, najdrobniejsze nawet działanie opisane jest w procedurach.

Marek mówi, że po pierwszym dniu wracał do domu ze ściśniętym żołądkiem. Magda długo nie mogła zasnąć; śniło się jej, że lata. Teraz, po kolejnych ośmiu godzinach zajęć, kiedy mają to wszystko na świeżo, najchętniej wsiedliby w ten samolot i polecieli, żeby sprawdzić, czy wiedza działa w praktyce.

Lekarze zajmujący się aerofobią zastrzegają, że żaden poradnik ani kurs nie zadziała na zasadzie cudownej pigułki. Bo trwa zbyt krótko. Jednym pomoże, innym nie, będą potrzebować psychoterapii. U niektórych lęku nie da się całkowicie wyleczyć. Ale można nauczyć się z nim żyć.


MÓWI KAPITAN


„Dzień dobry państwu, tu mówi kapitan”.

Tak zaczynał się mail, który wpadł do skrzynki mailowej Magdy trzy dni przed lotem. To był pilot uczestniczący w warsztatach. Przepraszał, że nie poleci z nią w weekend, ale właśnie prowadzi szkolenia. Przedstawiał członków załogi i prognozę pogody. Lot pomyślano jako zam­knięcie warsztatów, ale odbywał się w innym terminie, bo był zwyczajny, rejsowy. Tyle że ich grupie miał towarzyszyć psycholog. Reszta jednak się wykruszyła, mieli już wcześniej inne plany. Magda wahała się. Gdyby jeszcze od razu po zajęciach, w tym drugim dniu, to na pewno by poleciała. Głupio jednak, skoro taka okazja. Założyła, że najwyżej zrezygnuje w ostatniej chwili, nie wsiądzie. Namówiła męża, żeby jej towarzyszył. Wstała o piątej, pojechała na lotnisko. Poleciała.

„Szkoda, że Pana nie było, bo było super” – napisała do pilota, już po powrocie.

Nie jest jeszcze pewna, że lubi latanie. Przełamała się jednak na tyle, że następnym razem, już bez wsparcia, też wsiądzie na pokład. Nie wie, jak inni. Może skorzystają z lotu po kolejnych warsztatach. Albo sami kupią sobie bilet i gdzieś na próbę polecą. W życiu nigdy nie ma stu procent pewności. Ale zawsze jest szansa. 


Imiona uczestników kursu zostały zmienione.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka. Absolwentka religioznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim i europeistyki na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Autorka ośmiu książek, w tym m.in. reportaży „Stacja Muranów” i „Betonia" (za którą była nominowana do Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2013