Nic, tylko pogratulować

Nie tylko Centrum Zdrowia Dziecka stacza się w finansową przepaść. Przy tak skonstruowanym systemie finansowania służby zdrowia nawet najlepszy dyrektor musi zadłużyć szpital.

24.09.2012

Czyta się kilka minut

Pracownicy Centrum Zdrowia Dziecka nadal czekają na Krzyże Zasługi, które mieli dostać z okazji 35-lecia istnienia placówki. Odznaczenia (także Krzyże Kawalerskie Orderu Odrodzenia Polski) leżą w szufladzie w sekretariacie dyrekcji, nie ma jednak nikogo, kto by chciał je wręczyć. Miały trafić do lekarzy i pielęgniarek podczas gali w Starej Pomarańczarni, uroczystość została jednak w ostatniej chwili odwołana. W internecie bez problemu można znaleźć jej program: spodziewano się prezydenta i premiera, a oprócz orderów, także statuetek i listów gratulacyjnych.

Ta gruba niezręczność była na rękę wszystkim: dzięki niej dyrektor szpitala uniknął złośliwych pytań dziennikarzy, ile kosztowało wynajęcie Starej Pomarańczarni i Amfiteatru w Łazienkach na zorganizowanie całodniowych obchodów. Premier uniknął pytań na temat odpowiedzialności rządu za dramatyczny stan finansowy, w jakim znalazła się placówka. Minister zdrowia być może uniknął wytupania, wybuczenia lub czegoś w tym stylu – na kilka dni przed jubileuszem wyznał bowiem na konferencji prasowej, że pracowników CZD jest zbyt wielu, że zbyt duże dostali podwyżki i że jest to jeden z powodów, dla których renomowany szpital tonie.

CENTRUM TONIE

O sprawie zrobiło się głośno na początku września, kiedy to prof. Janusz Książyk napisał list do ministra zdrowia na temat katastrofalnej sytuacji finansowej szpitala i zaapelował o pomoc. Dyrektor Centrum Zdrowia Dziecka poprosił Bartosza Arłukowicza o zaciągnięcie długoterminowego niskooprocentowanego kredytu, dzięki któremu można by spłacić blisko dwustumilionowy dług placówki. Warto dodać, że tyle mniej więcej wynosi roczny kontrakt CZD z Narodowym Funduszem Zdrowia.

Nie wiadomo, kto list dyrektora upublicznił – jest jednak faktem, że była to informacyjna bomba. Wszystkie media podjęły temat, Centrum Zdrowia Dziecka jest bowiem szpitalem szczególnym, który od zawsze zajmował ważne miejsce w społecznej świadomości. Gierkowi coś się udało: wybudował w Międzylesiu szpital-pomnik, który do dziś jest szpitalem--symbolem. Czujemy, że ten szpital jest nasz, że możemy być z niego dumni. Został w dużej mierze zbudowany z bardziej lub mniej dobrowolnych składek i był to wydatek, który się opłacił; to tutaj od 35 lat trafiają najciężej poszkodowane dzieci, którym nie udało się pomóc w innych częściach kraju. To tutaj leczone są rzadkie choroby neurometaboliczne i spichrzeniowe. Długa jest lista rzadkich chorób o nazwach trudnych do wymówienia, dla leczenia których CZD zatrudnia często jedynych w Polsce specjalistów.

Tak więc bomba wybuchła i zatrzęsła krajem: Centrum tonie! Zaczęło się gwałtowne szukanie winnego. Już na drugi dzień po opublikowaniu listu wiceminister zdrowia Sławomir Naumann wypowiedział mnóstwo niemądrych słów, które podgrzały atmosferę. Przede wszystkim winą za stan finansowy placówki obarczył obecną i poprzednią dyrekcję szpitala: w mocnych słowach oświadczył, że Centrum było przez ostatnie lata fatalnie zarządzane.

Oświadczenie Naumanna było niemądre z co najmniej dwóch względów: politycznego i merytorycznego. Po pierwsze, wiceminister z PO zaatakował poprzedniego dyrektora szpitala, czyli Macieja Piróga, obecnego prezydenckiego doradcę ds. zdrowia, a po drugie, zaatakował go niesłusznie, bo winę za obecny finansowy kryzys placówki ponosi przede wszystkim ministerstwo. Przyznają to wszyscy specjaliści, którzy znają się na polskim systemie ochrony zdrowia.

CO MOŻNA UŚREDNIĆ

System ten nie jest najgorszy, ale ma jedną poważną wadę, która zresztą nie jest polską specjalnością: jest w nim za mało pieniędzy. Ponieważ środków nie wystarcza na wszystko, to te, które są, muszą być wydawane ze szczególną ostrożnością. Dlatego kilka lat temu w Polsce wprowadzono zawiłą, ale jednocześnie dość efektywną procedurę finansowania szpitali: tzw. Jednorodne Grupy Pacjentów.

JGP uśredniają koszty leczenia. Problem w tym, że 80 proc. usług wykonywanych w Centrum Zdrowia Dziecka kosztuje powyżej średniej. Zwrócił na to uwagę już w 2008 r. prezes NFZ Jacek Paszkiewicz: podczas obrad sejmowej komisji zdrowia przestrzegał, że CZD ze względu na dużą liczbę procedur wysokospecjalistycznych nie mieści się w tym systemie. Nikt w ministerstwie zdrowia tą uwagą się nie przejął. Dziś wiemy, że w systemie nie mieści się nie tylko szpital w Międzylesiu, ale także wiele innych placówek pediatrycznych o wysokim poziomie referencyjności. Np. Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi ma jeszcze większy dług niż CZD. Źle się dzieje również w szpitalu pediatrycznym Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego oraz w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie. Jego dyrektor także ostatnio zabrał głos, przypominając, że wycena procedur pediatrycznych wysokospecjalistycznych jest zaniżona.

Tego typu placówki, skoro nie mieszczą się w standardowych cennikach, powinny po prostu dostawać dodatkowe pieniądze. Na razie jest wręcz przeciwnie – szpitale takie jak Centrum Zdrowia Dziecka mają większe trudności ze zwrotem kosztów od NFZ niż szpitale powiatowe. System bowiem jest tak skonstruowany, że im procedura bardziej skomplikowana, tym wymaga bogatszej dokumentacji. Trzeba po prostu urzędnikom z Narodowego Funduszu Zdrowia udowodnić, że leczenie wymagało aż tak wielkich nakładów.

PÓŁTORA MILIONA, PÓŁTORA ROKU

W wielu przypadkach takie postępowanie prowadzi do absurdów. Wszyscy pamiętamy historię Tomka spod Przemyśla, który w połowie 2010 r. zatruł się muchomorem. Lekarze z Międzylesia, ratując mu życie, musieli dokonać dwukrotnego przeszczepu. Najpierw był to szybki przeszczep nie najlepszej pod względem jakościowym i objętościowym wątroby – liczyła się bowiem każda godzina – potem, kiedy sytuacja została opanowana, dziecko dostało organ optymalny do jego potrzeb. W międzyczasie lekarze desperacko walczyli o to, aby organizm chłopca nie odrzucił przeszczepu. Cała terapia kosztowała półtora miliona zł. Za sam przeszczep zapłaciło ministerstwo zdrowia, ale pełną kwotę – za wszystkie procedury związane z leczeniem – placówka dostała od NFZ dopiero... półtora roku od momentu, kiedy Tomek trafił do szpitala.

Narodowy Fundusz Zdrowia nigdy nie płaci świadczeniodawcom odsetek za tego typu zwłokę, szpital jednak musi płacić odsetki bankom i producentom leków. W tej chwili na samą obsługę zadłużenia Centrum wydaje rocznie kilkanaście milionów zł.

Przy tak skonstruowanym systemie finansowania każdy, nawet najlepszy dyrektor, choćby stawał na głowie, nie będzie w stanie nie zadłużyć szpitala. Przeliczanie liczby pracowników na jedno łóżko w szpitalu – jak to zrobił przed kamerami minister zdrowia – w tym kontekście nie ma najmniejszego sensu. Centrum Zdrowia Dziecka od czterech lat z powodu niedoszacowanych usług stacza się w finansową przepaść. Dług, który w 2007 r. wynosił „jedynie” 60 mln zł, w tej chwili się potroił. A były przecież lata – choćby rok 2003 – kiedy szpital w ogóle nie miał finansowych zaległości.

NA RATUNEK

Prof. Janusz Książyk kilka dni temu, na żądanie ministra zdrowia, przedstawił program naprawczy. W placówce zatrudniającej ponad 2 tysiące pracowników ma być zlikwidowanych prawie sto etatów – głównie administracyjnych. Obniżenie kosztów wynagrodzeń będzie związane ze zmianą systemu dyżurowania w części klinik oraz z ograniczeniem liczby godzin nadliczbowych. Najwięcej oszczędności mają przynieść wspólne zakupy leków i sprzętu medycznego: dyrektor chce na nie namówić szefów innych szpitali-instytutów. W ten sposób wydatki mają zostać ograniczone o 5 proc.

Aby jednak szpital mógł zacząć się bilansować, tak czy inaczej będzie potrzebna interwencja rządu. Minister zdrowia, który jest właścicielem placówki, musi poręczyć kredyt, o który stara się dyrektor. Bartosz Arłukowicz raczej nie zdecyduje się na inne rozwiązania, np. odwołanie Janusza Książyka, który przysporzył mu we wrześniu tylu kłopotów – głównie wizerunkowych. Minister wie, że za obecnym dyrektorem Centrum stoi załoga: związki zawodowe lekarzy zgodziły się na finansowe cięcia, a w razie odwołania obecnego szefa gotowe są zastrajkować. Takiej awantury nie chce nie tylko minister, ale i premier.

W szybkim trybie powinny być też dokonane zmiany w koszyku świadczeń gwarantowanych. Procedury wykonywane w najlepszych polskich szpitalach muszą być po prostu dobrze opłacane. Na tym dofinansowaniu skorzystają nie tylko wielkie centra medyczne, ale cała służba zdrowia, która jest beneficjentem stawiających wysoko poprzeczkę i wyznaczających nowe kierunki w leczeniu szpitali-instytutów. W krajach, do których tak często lubimy się porównywać, są to prawdy powszechnie znane.

Z okazji 35-lecia pracownicy, a co za tym idzie: i pacjenci Centrum Zdrowia Dziecka bardziej niż na jubileuszową fetę mają prawo liczyć na spokój i powrót do normalności. Pewnie kiedy rządzący zaakceptują program ratunkowy dla szpitala-pomnika, ucichnie szum medialny i ktoś sobie przypomni o zamkniętych w szufladzie odznaczeniach. Być może w końcu padną też zasłużone słowa gratulacji. Na „przepraszam” chyba nie ma co liczyć.  


MAREK NOWICKI jest dziennikarzem Faktów TVN.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2012