Muzeum między barykadami

Oficjalnie wszyscy się cieszą z otwarcia Muzeum Historii Żydów Polskich. Nieoficjalnie toczy się o nie spór. Zagrożeniem są nie tylko wymagania polityków i sponsorów, ale też zniekształcanie prawdy historycznej przez pozornych przyjaciół.

02.11.2014

Czyta się kilka minut

Otwarcie Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN w Warszawie, 28 października 2014 r.  / Fot. Adam Jankowski / REPORTER
Otwarcie Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN w Warszawie, 28 października 2014 r. / Fot. Adam Jankowski / REPORTER

Spory o to, czyje interesy powinno reprezentować Muzeum i czyją narrację powinno wyrażać, toczą się od dawna. Ścierają się tu: polityka historyczna państwa, wyobrażenia sponsorów na temat historii stosunków polsko-żydowskich, zbudowana na traumie Holokaustu tożsamość Izraelczyków i identyfikacja Żydów z diaspory, oparta głównie na doświadczeniu antysemityzmu i wątkach religijnych.

Tymczasem dla wszystkich powinno być jasne, komu Muzeum oddaje głos w pierwszym rzędzie: polskim Żydom. Chasydom i litwakom, asymilatorom i ortodoksom, religijnym agudowcom i świeckim bundowcom. Żydowskim intelektualistom i ludziom półświatka, rewolucjonistom i fabrykantom, patriotycznym legionistom i syjonistom marzącym o Izraelu.

Już teraz widać, że pełna reprezentacja wszystkich tych odcieni polskiego żydostwa napotyka na przeszkody – zarówno ze strony „patriotycznej”, jak „krytycznej”.

Ryzyko narracji „patriotycznej”

O tym, że narracja „patriotyczna” może być przeszkodą w wiarygodnym reprezentowaniu historii polskich Żydów, twórcy Muzeum przekonali się już tworząc ekspozycję. Dobrym przykładem są naciski na autorów galerii powojennej placówki. Współtwórczyni tej ekspozycji, Helena Datner, wspominała „Gazecie Wyborczej” o sugestiach ze strony polskich władz, aby lepiej reprezentowano tu „polską rację stanu”. W późniejszym artykule w „Krytyce Politycznej” streszczała intencje rządzących następująco: „Pokażcie, wy, twórcy wystawy, Żydów złych (żydokomuna), odetnijcie się od nich, wykazując się odwagą, a potem pokażcie Żydów pięknych, patriotycznych, ważnych i przede wszystkim podobnych do nas”. W obowiązującej w Polsce narracji patriotycznej mieszczą się tylko Żydzi-patrioci, nawet ci, którzy Żydami się już nie czuli. Ambitne muzeum tymczasem powinno próbować wniknąć w motywy, które doprowadziły wielu Żydów do komunizmu – podobnie zresztą jak w przyczyny kryjące się za pogardą asymilatorów wobec Żydów ortodoksyjnych. Nie może zamykać się na prostej ocenie moralnej, w której jedni są po prostu dobrzy, a drudzy źli.

Naciski władz na autorów galerii nie są zaskoczeniem. W końcu polityka historyczna (np. krucjata przeciw oskarżeniom o „polskie obozy śmierci”), to chyba jedyna sprawa łącząca polityków PiS i PO. Jeśli chodzi o stosunek do historii polskich Żydów i do Holokaustu, w naszej polityce istnieje pewna ciągłość: chodzi o przemilczanie ciemnych kart własnej przeszłości oraz przeniesienie zbiorowej odpowiedzialności za zaangażowanie w komunizm na Żydów.

Naciski ze strony polityków przestają zaskakiwać, gdy przyjrzymy się badaniom opinii publicznej. Kilka miesięcy temu Centrum Badań nad Uprzedzeniami UW przeprowadziło – na reprezentatywnej próbie 700 dorosłych warszawiaków – sondaż dotyczący oczekiwań mieszkańców stolicy na temat Muzeum Historii Żydów Polskich. W ich opinii MHŻP to głównie narzędzie do budowania wizerunku Polski. 42 proc. pytanych o to, do kogo skierowana jest ta placówka, podało „turystów z całego świata”, 23 proc. „turystów żydowskich”, tyle samo twierdziło, że głównymi odbiorcami Muzeum jest „młodzież żydowska”. Jedynie 8 proc. uznało, że Muzeum jest skierowane do Polaków, a 4 proc. – że do mieszkańców Warszawy. Za najważniejsze zadania placówki warszawiacy uznali: „budowanie dobrego wizerunku Polski za granicą”, „pokazywanie wszystkiego tego, co pozytywne w historii Polaków i Żydów”, „pokazywanie historii Polaków, którzy ratowali Żydów” oraz przyciągnięcie zagranicznych turystów. Na tak podstawowe zadania jak współpraca ze szkołami, organizacja wydarzeń kulturalnych czy pokazywanie tradycji religijnej Żydów, wskazywano rzadziej.

Zapytani, czego sami najchętniej dowiedzieliby się z ekspozycji prezentowanej w Muzeum, badani najczęściej wskazywali „historię Polaków ratujących Żydów” oraz „wspólną historię Polaków i Żydów”. Najrzadziej – kulturę żydowską (literaturę, poezję); historię żydowskich przedsiębiorców czy religię i duchowość Żydów polskich. Wygląda na to, że potencjalni odbiorcy placówki nie są na razie zainteresowani Żydami i ich kulturowym dziedzictwem. Marzą o muzeum, które będzie o nich samych – o narzędziu gloryfikacji własnej przeszłości.

Naciski ze strony polityków i samorządowców są więc zgodne z oczekiwaniami ich potencjalnych wyborców. Okulary, przez które patrzą na polskich Żydów, mają w sobie filtr narodowego egocentryzmu: mniejszości są dla nich interesujące tylko jako alibi dla dominującej większości.

Ryzyko narracji „krytycznej”

Istnieje oczywiście odmienny sposób opowiadania o historii Żydów. Wielu polskich badaczy Holokaustu, kulturoznawców, radykalnych publicystów i socjologów dokonuje wykluczenia à rebours: każe zapomnieć o żydowskich uczestnikach polskich powstań, przemilczeć wypadki ratowania Żydów w czasie wojny (bądź też – w najlepszym razie – uznać ich za „niesprawiedliwych sprawiedliwych”, wytykając niskie motywacje), a wszelkie zaangażowanie w komunizm, nawet w stalinowskiej formie, uznaje za realizację szczytnych ideałów. Jest to więc proste odwrócenie narracji patriotycznej.

Mamy tu do czynienia z projekcją na Żydów swojej niechęci wobec przekonań dominujących w społeczeństwie. Żyd – ich zdaniem – musi wątpić w motywacje sprawiedliwych, popierać lewicę, usprawiedliwiać komunizm, niechętnie odnosić się do upamiętniania Powstania Warszawskiego i polskiej martyrologii. Jeśli tego nie robi, jest nazwany „samonienawidzącym się Żydem”; „żydowska samonienawiść” to pojęcie młotek, którym prawicowi amerykańscy Żydzi delegitymizują swoich oponentów – Żydów krytycznie nastawionych do polityki Izraela. U polskich autorek (Bożena Keff, Joanna Tokarska-Bakir, Elżbieta Janicka, Anna Zawadzka) za samonienawistne uznawane są jakiekolwiek poglądy Żydów, które byłyby zgodne z poglądami dominującymi w społeczeństwie. Wyznaczając Żydom rolę „obcego/ /niepolskiego”, przedstawiciele tej grupy odbierają im podmiotowość, rozumianą jako prawo do zróżnicowanych poglądów – w gruncie rzeczy powielają antysemicki schemat.

Dla Muzeum jest to o tyle ważne, że to przecież reprezentanci narracji „krytycznej” są, z racji swoich kompetencji, oczywistym merytorycznym zapleczem nowo powstałej instytucji. To spośród nich będą się rekrutować goście paneli, twórcy wystaw czasowych, prelegenci i autorzy publikacji muzealnych. Stąd moja obawa, że ich okulary również mogą doprowadzić do wykluczenia wielu ważnych głosów w żydowskiej historii.

Widać to zresztą już teraz – choćby w debacie wokół pomnika „Ratującym-Ocaleni”. Pomysł upamiętnienia Sprawiedliwych obok Muzeum wyszedł od samych środowisk żydowskich – w komitecie znaleźli się zarówno Żydzi z Polski, jak i z zagranicy; ludzie świeccy i religijnie zaangażowani. W obronie koncepcji pomnika wypowiadali się potomkowie osób uratowanych przez Żydów – czasem po raz pierwszy publicznie „wychodząc z szafy”, co dobrze pokazuje wagę przedsięwzięcia. Pomnik spotkał się jednak ze zdecydowanym oporem – nie tyle ze strony Żydów, co krytycznie nastawionej polskiej inteligencji. Zakwestionowano lokalizację (uznano, że na terenie dawnego getta nie powinno się upamiętniać jakichkolwiek działań Polaków), a nawet sam sens upamiętniania ratujących.

Dla przeciwników pomnika ważny był wyłącznie odbiór tej formy upamiętnienia przez antysemitów i jej wykorzystanie w dominującej narracji – brak było jakiejkolwiek refleksji nad tym, co dla współczesnych Żydów znaczą zachowania ludzi, którzy nieraz z narażeniem życia ratowali ich przodków. Jeden z przeciwników budowy pomnika zaprotestował wręcz przeciw jakiemukolwiek upamiętnieniu tak długo, jak Polacy nie rozliczą się z mrocznymi kartami lat okupacji. W całej tej dyskusji potrzeby i uczucia Żydów zeszły na dalszy plan – ważniejsza była walka z „polskim fantazmatem”.

Kolejnym przykładem tej tendencji był atak na Muzeum dokonany przez Joannę Krakowską na łamach internetowego „Dwutygodnika”. Teatrolożka skrytykowała w nim wystawę czasową o Żydach-legionistach i ekspozycję główną Muzeum, zarzucając ich autorom „cytatchórzostwo” tylko dlatego, że posługując się cytatami, oddali głos bohaterom historycznych wydarzeń, czyli polskim Żydom. Krakowskiej nie podoba się sam pomysł pokazywania historii Żydów-legionistów, gdyż umacnia militaryzm i powstańcze rozumienie polskości. W ten sposób, w lęku przed opinią antysemitów i dominującą w Polsce narracją historyczną, badaczka namawia do przemilczania ważnego wątku w historii Żydów polskich.

Dlaczego Muzeum miałoby milczeć o licznym udziale Żydów w Legionach czy w wojnie polsko-bolszewickiej? Przecież w ten sposób znów Żydom przypisuje się rolę „obcego”, komunisty bądź w najlepszym razie internacjonalistycznego pacyfisty. Ten, kto do tego modelu nie pasuje, ma zostać przemilczany. Czyli z grubsza tak samo, jak w antysemickim imaginarium.


MICHAŁ BILEWICZ jest psychologiem społecznym i publicystą. Wykładowcą na Wydziale Psychologii UW, pracownikiem Centrum Badań nad Uprzedzeniami UW.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2014