Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Sprzyjanie przedsiębiorcom, walka z niżem demograficznym czy odsunięcie konkurentów od koryta to apele, które muszą znudzić każdego, kto nie przyleciał tu wczoraj z Marsa, gdzie, jak wiadomo, koryta są, ale suche. Zdecydowanie najciekawszym pomysłem Polski Razem jest reforma systemu wyborczego. Oto poseł-niewódz Jarosław Gowin zapowiedział bój o rozwiązanie niewidziane w świecie. Chodzi mu o to, by rodzice mogli głosować za swe nieletnie dzieci. Stwarzałoby to, nie wiadomo dlaczego, sytuację w której – jak rzecze Gowin – każdy obywatel miałby wpływ na losy kraju.
Wydaje się, że tę kwestię dałoby się rozwiązać mniej dziwacznie, choćby po to, by naszego kraju nie ustawiać w awangardzie państw--ciekawostek. Niechże po prostu dzieci mają prawo głosowania – co też niespotykane – ale przynajmniej demokratyczne. To, że dzieci bardzo często, i nie jest to nic niespotykanego, mają zgoła inne pomysły na życie, politykę i ojczyznę niż rodzice, posłowi Gowinowi umyka. Konflikty domowe wywołane tym, na kogo tatuś zagłosował w imieniu dorastających dzieci, niewątpliwie wpisałyby się na stałe do statystyk przemocy domowej. Zagadnienie zaiste niebłahe, czy rodzice głosują też w imieniu zarodków, jest pilnie do rozważenia. Już można zaprząc zespół ekspertów, w których Polska obfituje. Publiczne posiedzenia takiej komisji przebiłyby popularnością posiedzenia komisji innej.
Wedle koncepcji głosowania za dzieci ważna jest oczywiście ich liczba. Tatuś, dajmy na to, mający dzieci dziewięcioro, będzie miał głosów dziesięć (razem z własnym), tatuś jednego dziecka tylko dwa. Przykre. Zupełnie niejasne, bo tego niewódz nie wyjaśnił, czy mamusie takoż zyskują, czy ewentualnie stracą i czy liczą się dzieci ze związków niesakramentalnych. Czy Polak mający dziecko z paszportem innego kraju może je dodać do wachlarza swych kart wyborczych, czy nie może? Czy osobnik niepłacący alimentów ma dziecko w świetle ordynacji, czy nie ma? Czy dziecko z in vitro się liczy? Czy dla ludzi niemogących mieć dzieci ordynacja Gowina będzie karą? To zaledwie garść pytań, które pojawiły się, zanim córki posła Godsona na konwencji Polski Razem skończyły śpiewać.
W pomyśle Gowina daje się znaleźć intencję, poniekąd chyba kluczową, obcą dla większości elektoratu zdrowego na umyśle. Oto motywem robienia dzieci ma być dbałość o przyrost naturalny kraju i zdobycie władzy przez ukochaną partię. Tego dotychczas nikt w szeroko pojętych okolicach Morza Śródziemnego nie wymyślił. Planowanie rodziny po to, by dzierżyć większą liczbę kart do głosowania, jest jedną z najdziwniejszych inicjatyw w historii motywów sterujących stosunkiem płciowym. Doprawdy, człowiek słuchający w Polsce swych przedstawicieli w parlamencie baranieje. Przy propozycji Gowina przemówienie kijowskie prezesa Kaczyńskiego, gorąco reklamującego tam uroki Unii Europejskiej, to doprawdy nic niezwykłego, a jego dobrotliwe spostrzeżenie, że szef Polski Razem jest wysoki i ma ładne imię, wypada uznać za szarmancką próbę zmiany tematu na mniej krępujący.