Między Moskwą a Rosją

Gdy zaczynała się pierestrojka, mieszkańcy Obninska jeździli do Moskwy za chlebem. Teraz praca jest na miejscu, a ludzie chcą żyć godnie.

12.03.2012

Czyta się kilka minut

Jarmark przy dworcu, Obninsk, marzec 2012 r. / fot. Tomasz Kułakowski
Jarmark przy dworcu, Obninsk, marzec 2012 r. / fot. Tomasz Kułakowski

Środek dnia w połowie tygodnia w miejscowości Obninsk. 23-letni Aleksander niczego nie musi dziś robić. Jest bez pracy, czeka na wiosnę. Zapala papierosa.

Dwa lata starsza Jelena spaceruje z 9-miesięcznym synkiem. Po zamarzniętym śniegu pcha wózek w kierunku przychodni. Jej okrągły na twarzy, niebieskooki Maksim przejdzie badania niemowlęce.

63-letnia Tatiana Gieorgijewna (Gieorgij to imię ojca, w ten sposób należy się zwracać do osób starszych) handluje przy jednej z głównych ulic. Od rana nic nie sprzedała, za to wymarzła jak cholera. Ubrana na cebulkę, opatulona w grube futro, przytupuje na pokrytym lodem chodniku.

***

Obninsk leży w obwodzie kałuskim, sto kilometrów na południowy zachód od Moskwy. Co kilkadziesiąt minut przyjeżdża ze stolicy podmiejska kolejka, tzw. elektriczka. Jedzie około dwóch godzin. Na stacji w Obninsku kierunki są dwa: na Moskwę i na Kaługę, stolicę obwodu. W elektriczce od natrętnych sprzedawców można kupić wszelkie barachło: od bielizny po urządzenia RTV-AGD. Handlarze nie dają pasażerom poczytać, pobawić się komórką, posłuchać muzyki, pospać czy po prostu popatrzeć na przecinające krajobraz brzozy.

Stutysięczne miasto szczyci się mianem pierwszego naukowego ośrodka w Rosji. W 1954 r. wybudowano tu pierwszą na świecie doświadczalną elektrownię jądrową – i to wokół niej powstało miasto. Elektrownię zamknięto w 2002 r., ale wciąż działa tu kilka naukowych organizacji, takich jak Instytut Geofizyki Rosyjskiej Akademii Nauk (rejestruje ruchy płyt tektonicznych i ostrzega przed trzęsieniami ziemi).

– Tu nie prowincja, tu fajne miasto, w którym dobrze się żyje. Jestem dumny. Możemy je obejść w ciągu godziny, ale w ostatnich latach intensywnie się rozwija. Wybudowali nam centrum handlowe Triumf Plaza, zawsze pełno w nim ludzi. Jak na drożdżach powstają budynki mieszkalne, apartamentowce. Również ze stolicy przyjeżdżają, by u nas się budować – tłumaczy Aleksander, zdrobniale Sasza. Zapala kolejnego papierosa.

***

Dominujący krajobraz Obninska to drzewa i tzw. chruszczowki, bloki z lat 50. i 60. Pod nimi ekskluzywne samochody – japońskie, koreańskie, zachodnioeuropejskie.

Na początku roku otworzono McDonalda, chętnie przesiaduje tu młodzież.

Aleksander chodzi na kręgle, pogra z kolegami w bilard, w piłkę nożną na wynajętej w szkole podstawowej hali, od czasu do czasu się napije. Jest konserwatystą, pije tylko wódkę i piwo, a nie te popularne wśród rówieśników drinki w puszkach czy napoje energetyzujące, które „kopią” podwójnie, bo zawierają kofeinę z procentami.

Aleksander nie pracuje i ma inne problemy. Z ojcem i bratem buduje dom. Wszystko własnymi siłami, bo po co płacić Tadżykom, którzy są tani, ale murują niedokładnie. Zresztą Sasza nie lubi przyjezdnych z Kaukazu, z Azji Centralnej albo innych podmiotów Federacji Rosyjskiej, zamieszkanych przez narody etnicznie niesłowiańskie.

W Obninsku Tadżycy i Mołdawianie pracują na budowach i bazarach, Gruzini i Ormianie otwierają bary i restauracje. Sasza uważa, że to oni są największym problemem miasta. Poza nimi, wszystko jest w porządku.

– Materiały budowlane kupione, czekamy na wiosnę. Teraz śnieg trzeba z dachu odgarnąć, przygotować się – mówi.

Na studia poszedł, ale po dwóch latach rzucił. Nie chciało mu się uczyć. Dziewczyny nie ma, niedawno się rozstał. Mieszka z rodzicami. Przezimował przed telewizorem i ekranem komputera.

***

Obwód kałuski jest liderem w zakresie produkcji przemysłowej.

Przychody w minionym roku wzrosły o 19 procent, tj. o równowartość ponad 33 milionów złotych. A wszystko za sprawą inwestycji, które napływają do obwodu.

Region słynie z produkcji samochodów i obróbki metali. Pod Kaługą stworzono technologiczny park, gdzie z taśm zjeżdżają volkswageny, skody, citroeny, volva, peugeoty. Wszystko trafia na rynek rosyjski – głównie do Moskwy.

Gubernator obwodu chciałby, by wzrost gospodarczy regionu odczuła każda rodzina i każdy mieszkaniec. Dlatego, nie patrząc na Moskwę, wspiera finansowo wielodzietne małżeństwa, podnosi pensje lekarzom i nauczycielom, dofinansowuje obninskie instytuty i uniwersytety.

Sasza: – Robota u nas jest. Tu wezmą, tam nie wezmą, wszystko zależy od człowieka. Kryzys się czuje, trzeba jakoś z nim żyć. Jak dom wybudujemy, pójdę do pracy do jakiegoś przedsiębiorstwa – tłumaczy. – W odległości do 20 kilometrów od Obninska stworzyli nowe miejsca pracy. Ot, choćby Samsung wybudował fabrykę. Z centrum jeżdżą autobusy, dojazd trwa krótko.

***

Jelena, młoda matka, dziś idzie z synkiem do przychodni.

W Obninsku urodziła się i wychowała. Studiowała w Moskwie, a po uzyskaniu dyplomu menedżera ds. relacji społecznych pracowała w zachodniej korporacji w stolicy. Wynajmowała z mężem Denisem mieszkanie.

– Gdy zbliżał się termin porodu, przeprowadziliśmy się do Obninska – opowiada. – Kupiliśmy kawalerkę, na nic innego nie było nas stać. Mieliśmy oszczędności, wzięliśmy kredyt. Na jednopokojowe mieszkanie w Moskwie by się nie uzbierało, jest dwa razy droższe. Poza tym tu na miejscu jest moja matka, zawsze pomocna. Mąż pochodzi z Briańska, niedaleko granicy z Białorusią. Tam jest prawdziwa prowincja. Tu jest dużo „klasy średniej”, jeżdżą zagraniczne samochody. Żyjemy bezpiecznie, a w razie czego Moskwa jest blisko.

Jako młoda matka nie odczuwa pomocy państwa. Jest na urlopie macierzyńskim, pieniądze otrzymuje z Moskwy, gdzie jest zatrudniona. Dostaje więcej na życie niż spotykane na ulicach koleżanki-matki.

Mąż pracuje w stolicy, jest menedżerem w jednej ze stołecznych firm. Codziennie jeździ elektriczką po dwie godziny, tam i z powrotem.

***

Tatiana Gieorgijewna marznie i narzeka: – Mało dziś sprzedałam. Źle się żyje, ciężko, rząd słaby, trzeba dorabiać.

– Sprzedawać nam nie pozwalają, milicja ciągle przegania, po sądach ciąga – opowiada 63-letnia handlarka ciuchami na jednej z głównych ulic Obninska. – Niektórzy milicjanci jak zobaczą, że babki handlują, to odpuszczą. Ale jak złośliwa bestia, to do sądu powiezie. I tak ciągle się tu szarpiemy. Jak zobaczyłam aparat fotograficzny, przestraszyłam się, że moje zdjęcie znów do gazety trafi albo telewizji. I znowu zaczną się problemy.

Emerytka zaczęła prowadzić swój biznes w czasach pierestrojki – głównie w Obninsku, trochę też w innych miejscowościach obwodu. Do Moskwy jeździ jedynie po towar, po barachło – jak sama nazywa sprzedawaną przez siebie odzież.

W ZSRR handel uliczny był spekulacją, groziło za to więzienie lub łagry. Teraz Tatiana Gieorgijewna zalicza się do przedsiębiorców, choć pracuje w szarej strefie, a do tego pobiera od państwa emeryturę. Jak zaczęła sprzedawać podczas pierestrojki, tak już została na ulicy.

– U schyłku Związku Radzieckiego wszyscy jeździli do Moskwy do pracy. Elektriczki były pełne ludzi i towaru, aż wierzyć się nie chce – wspomina. – A teraz wszyscy wracają do Obninska, w obwodzie powstają fabryki, nie ma po co jeździć do Moskwy. Tu jest praca, pojawiają się możliwości.

Aleksander: – Tu wszystko jest. Tam zarobisz więcej, ale czasu zmarnujesz na dojazdy, dwie godziny w jedną stronę. Średnia pensja wynosi od 15 tysięcy do 25 tysięcy rubli [od 1,5 tysiąca do 2,5 tysiąca złotych – red.]. To wystarcza na godne życie.

Tatiana Gieorgijewna: – Jest trochę lepiej niż za Związku Radzieckiego. Towarów więcej, a wcześniej w ogóle nie było. Robota jest nie tylko państwowa, kto chce, może się własnym biznesem zająć, jak ma pieniądze i pomysł. Tylko państwo za dużo zabiera. Rok temu pracowałam legalnie, ale po odliczeniu podatków niewiele zostawało. Dlatego wolę być na emeryturze, dostaję minimum, ale państwu też oddaję minimum. Resztę dorobię tu.

Jelena: – To nie jest rosyjska prowincja. Jesteśmy między Moskwą a Rosją.

***

Aleksander jest kibicem Lokomotiwu Moskwa. Jak jeździ do stolicy, to na mecze swojej drużyny. Marzy, by pojechać do Polski na EURO 2012. Rosja na mistrzostwach Europy w piłce nożnej gra w grupie z Polską, Aleksander ma nadzieję, że obie drużyny awansują do ćwierćfinałów. Ale mecze rosyjskiej reprezentacji obejrzy w telewizji, nie ma pieniędzy na podróż nad Wisłę.

Chciałby pojechać za granicę, bo nigdy nie był. Poza Ukrainą, którą traktuje jak swoją.

Tatiana Gieorgijewna marzy, żeby spokojnie i godnie dożyć do starości. Dopóki nie zabraknie sił, będzie handlować. – Nam, starszym, wszędzie żyje się tak samo ciężko. Dorzucą do emerytury, a równocześnie podniosą ceny. Latem zapłacimy więcej za usługi komunalne, czynsz za mieszkanie, rachunki za wodę, gaz, prąd, wywóz śmieci. To największy nasz problem. Poza tym, wszyscy kradną, ile się da. W naszym bloku na przykład zrobili remont, wydali dużo pieniędzy. Tadżycy tylko ściany odmalowali, a kasa została w kieszeniach administracji. Na pewno tak było! Korupcja i oszustwa są wszędzie – mówi.

Jelena nie wie, co zrobi po urlopie macierzyńskim. Czy wracać do Moskwy, gdy w Obninsku jest już skromne gniazdko rodzinne? Czy rzucić dobrze płatną pracę w stolicy i poszukać czegoś tutaj? Co z opiekunką, kosztowną w Moskwie, gdy w Obninsku jest kochająca Maksima babcia?

***

Niespełna dwa tygodnie temu mieszkańcy Obninska poszli na wybory prezydenckie.

Wśród głosujących nie było Saszy i Tatiany Gieorgijewnej.

– Polityka mnie interesuje, oglądałam debaty telewizyjne w wieczór wyborczy. Nasz Wowik [Władimir Putin – red.] rozpłakał się. On się nie wszystkim podoba, ale państwo ogromne, no to nie każdy musi go kochać – mówi emerytka. Nie poszła głosować, bo, jak zaznacza, nie bawi się w polityczne gierki. Uważa, że jest za stara, że to młodzi powinni chodzić na wybory, bo pożyją jeszcze w Rosji.

Aleksander: – Jest tak, jak było. Putin i wsio. Nie chciało mi się iść na wybory, mój głos nic by nie zmienił.

Jelena głosowała na komunistę Giennadija Ziuganowa: – A tak naprawdę przeciwko Putinowi. Rosji potrzebny jest ktoś nowy. Jest taki bloger Aleksiej Nawalny, szanuję go, ale nie wiem, czy mógłby zostać liderem. Jest dziennikarz Leonid Parfionow, też znany... No, muszę jednak już iść do przychodni, synuś zaczyna płakać. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2012