Martwego języka życie po życiu

Czy łacina to język zamierzchłej przeszłości, nieprzystający do współczesności? Takie jest dziś powszechne odczucie. Ale czy trafne?

07.01.2013

Czyta się kilka minut

Dla niektórych, a jest ich niemało, łacina to właśnie taki język: martwy, nieprzystający do współczesności, i to pod każdym względem – poczynając od słownictwa, ukształtowanego w czasach, gdy nikomu nie śniło się nie tylko o komputerach, ale nawet o maszynie parowej. Jak wyrazić w nim to, co dzieje się dziś? Nawet jeśli wymyśli się nowe słowa – co skądinąd nie nastręcza trudności – zbudowana z nich wypowiedź może brzmieć sztucznie.

Tak rozumują ci, których niekiedy – trochę żartobliwie, ale z czytelną analogią w tle – nazywa się latynosceptykami. Ale skoro istnieją latynosceptycy, to muszą być i latynoentuzjaści. Są mniej liczni, to oczywiste, za to działają z pasją i wypowiadają się w poczuciu misji. A w dodatku mają w rękach argumenty, które trudno podważyć. W języku łacińskim dostrzegają oni bowiem nie tylko korzenie, wręcz fundament kultury zachodniej, ale również – niezastąpione narzędzie kształtowania umysłu.

Parę lat temu watykański dziennik „L’Osservatore Romano” zaproponował, aby łacinę obsadzić w roli wspólnego języka Unii Europejskiej. Potraktowano to z przymrużeniem oka – choć pomysł był podobno jak najbardziej serio.

W ROLI OPIEKUNA

Papież Benedykt XVI to bezsprzecznie latynoentuzjasta. Świadczy o tym choćby ogłoszona w listopadzie 2012 r. decyzja o powołaniu (na razie na próbny okres pięciu lat) Papieskiej Akademii Języka Łacińskiego. Ta decyzja nie ma czysto kościelnego charakteru, jak było w przypadku przywrócenia odprawianej po łacinie mszy trydenckiej. Uzasadniając potrzebę istnienia Akademii, papież stwierdzał, że nie tylko wśród świeckich, ale także w Kościele znajomość łaciny jest dziś bardzo powierzchowna. To źle, gdyż – podkreślał Benedykt – poznanie tego języka jest konieczne, jeśli chce się zrozumieć źródła chrześcijaństwa. Kościół zaś, przyjmując łacinę jako język uniwersalny, wziął zarazem na siebie rolę jej opiekuna.

Nowej Akademii przyświecają więc cele szersze niż tylko językowe: ma upowszechniać wiedzę o łacinie i wspierać jej używanie wszędzie, nie tylko w Kościele. – W decyzji papieża to właśnie wydaje mi się szczególnie ważne: że troska o łacinę obejmuje nie tylko instytucje kościelne, ale także świeckie – zauważa w rozmowie z „Tygodnikiem” ksiądz profesor Józef Naumowicz, patrolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. To bowiem oznacza, że w równej mierze należy zająć się kwestią nauczania łaciny w szkołach, a więc jej miejscem w powszechnej edukacji świeckiej.

Akademia nie jest ani pierwszą, ani jedyną „łacińską” instytucją w Watykanie. Od lat istnieje tu fundacja „Latinitas”, której zadaniem jest tworzenie łacińskich słów współczesnych. Do niedawna, gdy głównym łacinnikiem Watykanu był ksiądz Reginald Foster, działała także stworzona przez niego Rzymska Szkoła Łaciny, otwarta dla wszystkich miłośników tego języka. Foster – amerykański karmelita, który przez 40 lat pracował dla czterech kolejnych papieży, tłumacząc na łacinę dokumenty kościelne i listy papieskie – traktuje ją jako język żywy, dostępny właściwie dla wszystkich, gdyż, jak mawiał, „w starożytnym Rzymie po łacinie mówili wszyscy, również prostytutki, żebracy i sutenerzy”.

CHWALEBNA PRECYZJA

W myśl rozpowszechnionej opinii znajomość łaciny potrzebna jest prawnikom, lekarzom i biologom. W przypadku prawników chodzi o poznanie zasad prawa rzymskiego, w przypadku biologów i lekarzy – sformułowanej po łacinie terminologii fachowej. Wszystkim innym, jak się uważa, łacina może być przydatna głównie do nauki języków, zwłaszcza romańskich. Jej znajomość ma przede wszystkim ułatwiać opanowanie słownictwa i, do pewnego stopnia, gramatyki.

To wszystko prawda – ale dalece niepełna. Łacina uczy przede wszystkim precyzji myślenia. Tłumaczenie skomplikowanych zdań, w których słowa trzeba dopasowywać i łączyć niczym elementy wymyślnej układanki, to wspaniałe ćwiczenie umysłu. I jest na to dowód: oceny uczniów z łaciny są, jak się okazuje, bardzo wysoko skorelowane z wynikami, jakie uzyskują oni w innych dziedzinach. Im wyższy stopień z łaciny, tym lepsze oceny z innych przedmiotów.

Takie wyniki przyniosły badania przeprowadzone wśród uczniów szkół w szwajcarskim Zurychu. Dla klasycystów wyjaśnienie jest oczywiste. „To dlatego, że łacina uczy myślenia analitycznego” – tłumaczyła portalowi swissinfo.ch Gabriela Trutmann, przewodnicząca forum nauczycieli języków klasycznych w Zurychu. Ksiądz Foster ujmuje to bardziej zdecydowanie: „Łacina nie jest jak francuski czy inne języki, w których łatwo jest filozofować – zapisać całą stronę i niczego nie powiedzieć. W łacinie to niemożliwe”.

To nie przypadek, że wspomniane badania przeprowadzono właśnie w Szwajcarii. Łacina od niepamiętnych czasów pełniła w tym kraju rolę specjalną: jako neutralny zwornik lingwistyczny, spajający regiony francusko-, niemiecko-, retoromańsko- i włoskojęzyczne. Do dzisiaj nazwy łacińskie nosi wiele szwajcarskich instytucji ogólnokrajowych: stowarzyszenie lekarzy to Foederatio Medicorum Helveticorum, organizacja zajmująca się sprawami młodzieży to Pro Iuventute, a najstarsza organizacja ekologiczna to Pro Natura. Nawet oficjalna nazwa państwa jest podawana, poza czterema językami, również w wersji łacińskiej: Confoederatio Helvetica. To ewenement w skali światowej.

W CENTRUM I NA OBRZEŻACH

Przywiązanie do łaciny sprawiło, że w Szwajcarii do niedawna jej znajomość była warunkiem przyjęcia na studia, zwłaszcza prawo, medycynę i historię. To się niestety zmienia, ale nie bez wstrząsów, tym bardziej że pociąga za sobą ograniczenie nauczania łaciny w szkołach średnich. Przedstawiona wiosną 2011 r. propozycja kantonu Genewa, aby całkowicie wycofać łacinę z programu szkolnictwa średniego, wywołała protesty tak ostre, że władze kantonalne szybko się z niej wycofały. Nacisk opinii publicznej, oburzonej lekceważeniem tak ważnego elementu spuścizny kulturalnej Zachodu, okazał się skuteczny.

Najpowszechniej łacina nauczana jest we Włoszech. Według niektórych szacunków, w mniejszym lub większym zakresie uczy się jej 70 proc. włoskich uczniów. W liceach klasycznych, a jest ich w całym kraju 700 (na ponad 8 tys. szkół średnich) obowiązuje pełny, pięcioletni kurs łaciny i greki. To nie może dziwić, bo niewątpliwie Włochy są najbliższe dziedzictwu antycznemu – terytorialnie, historycznie i kulturowo – i nauczanie łaciny to widomy wyraz owych więzi.

Ale Finlandia, która z imperium rzymskim nie miała nic wspólnego? Tymczasem właśnie Finowie kultywują łacinę z wyjątkowym zapałem, który znajduje wyraz na szerokim forum publicznym. To w Finlandii radio nadaje program po łacinie: cotygodniowy, krótki przegląd wiadomości „Nuntii Latini”. Gdy Finlandia przewodniczyła Unii Europejskiej (jak dotąd dwukrotnie), do kilku języków biuletynu informacyjnego dodano również łacinę. Opinia prof. Jerzego Axera, filologa klasycznego z Uniwersytetu Warszawskiego, według którego łacina w największym stopniu ostała się na obrzeżach imperium, w tym przypadku sprawdza się ponad miarę.

ZGUBNE SKUTKI REFORMOWANIA

Nietrudno zauważyć, że wszelkie reformy szkolnictwa – niezależnie od kraju – niezmiennie prowadzą do rugowania języków klasycznych z programu nauczania. Łacina, co oczywiste, wszędzie opiera się dłużej niż greka. Ale w końcu i ona pada pod ciężarem zapędów reformatorskich. Również w Polsce.

Co ciekawe, ten sam proces ma miejsce w Kościele, choć naturalnie na innym tle. Reformy posoborowe, przede wszystkim przejście na mszę w języku narodowym, sprawiły, że łacina straciła dawne znaczenie. W seminariach nie egzekwuje się jej tak surowo jak dawniej, a choć podczas synodów bywa ona w użyciu, to raczej w mniejszych grupach. Na miejsce łaciny wdarły się angielski, włoski i francuski. Nie tylko młodzi księża nie dają sobie rady z łaciną. Coraz gorzej, według znawców tematu, jest też z łaciną wśród biskupów.

– Te zmiany dały o sobie znać właśnie podczas II Soboru Watykańskiego – mówi ks. prof. Józef Naumowicz. – Sobór rozpoczęto jeszcze po łacinie. Zdarzyło się nawet, że gdy biskupi maroniccy, którzy łaciny dobrze nie znali, próbowali przemawiać po francusku, chciano odebrać im głos. Później jednak dopuszczono włoski i francuski. I gdy Sobór się kończył, łacina była w odwrocie. A dziś dokumenty kościelne są redagowane w innych językach i dopiero potem tłumaczone na łacinę.

Ks. Naumowicz podkreśla, że w łacinie, która ma jasne, wypracowane przez wieki pojęcia, można najjaśniej wyrazić prawdy wiary i naukę Kościoła. A że przez wieki łacina była także językiem liturgii, warto i tę tradycję choć trochę pielęgnować, wzorem Francji, Włoch i Hiszpanii, gdzie podczas mszy niektóre modlitwy – „Ojcze nasz” czy „Baranku Boży” – odmawiane są i śpiewane po łacinie. W Polsce tego nie ma. – A przecież – dodaje ks. Naumowicz – chodzi o przypomnienie, że łacina to uniwersalny język Kościoła.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, współpracowniczka działu „Świat”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2013